Warszawskie Muzeum Narodowe może pochwalić się bogatą Galerią Sztuki XIX Wieku. To, co widzimy na ekspozycji, przyprawia o zawrót głowy, a przecież wystawione obiekty stanowią mniej niż 1 procent realnych zbiorów instytucji. Reszta pozostaje w magazynach. Pomijając ograniczenia miejsca, nie sposób przyswoić tak dużej liczby dzieł. Jak odnaleźć się w gąszczu sztuki? Otóż można oglądać „kluczem”.
Proponuję dziś trzy wątki tematyczne, zarysowane oczywiście z grubsza, żeby zainspirować do własnych poszukiwań – warszawskie klimaty XVIII i XIX wieku, portret i wnętrza.
Już na początku ekspozycji znajduje się ogromny, wspaniały obraz Bernardo Bellotto „Widok Warszawy z tarasu Zamku Królewskiego” (1773). Przedstawia on panoramę miasta od strony Wisły. Widać tam główne budynki, w tym kościoły Bernardynów, Wizytek, Karmelitów, pałace Kazimierzowski i Radziwiłłów i Zamek Ujazdowski. Bellotto, zwany – podobnie jak jego wuj – Canaletto (lub Canaletto młodszy), urodził się w Wenecji. Świetnie odwzorowywał na swoich pracach widoki miejskie i w tym się specjalizował. W Polsce działał od 1767 r. Po wojnie jego obrazy stały się wzorem do odbudowy zrujnowanego miasta.
– Przed tym płótnem można stać godzinami, zależnie od tego, jaki aspekt jest dla oglądającego interesujący – czy budynki, czy rzeźba architektoniczna, czy też ludzie. Obraz zaintrygowałby nawet miłośników szkutnictwa, na Wiśle widać bowiem statki – mówił podczas oprowadzania edukator Muzeum Narodowego w Warszawie, Paweł Masłowski. Faktycznie, aż roi się tu od detali. Wspaniałe rzeźbione zwieńczenia fasad są dopracowane do perfekcji. Zachwyca widok Powiśla z niskimi drewnianymi zabudowaniami. Najciekawsi wydają się jednak ludzie, którzy ożywiają pejzaż. Mamy tu spacerujących dworzan, w tym również czarnoskórego sługę królewskiego, wartowników, rzeźbiarza z grupą rzemieślników pracujących nad posągiem, kobietę wieszającą pranie, woźnicę. W oknie z prawej strony widać samego króla, Stanisława Augusta, wspartego w posągowej pozie na poduszce.
W galerii pojawia się też obraz Wojciecha Gersona „Widok na Nowe i Stare Miasto od północy” (ok. 1854). Kolejny miejski pejzaż, jakże jednak inny od tego, który namalował Bellotto. Tu nie ma już reprezentacyjnych gmachów będących wizytówką miasta. Zamiast nich zwykłe biedne zabudowania. To jakby spojrzenie z odwrotnej perspektywy – to co reprezentacyjne jest w tle. Przy czym malarz redukuje scenki rodzajowe, ukazuje jedynie trzech mężczyzn na barce.
Ale możemy zejść jeszcze bliżej ziemi, a to za sprawą obrazu „Plac Żelaznej Bramy” Henryka Pillatiego (1853), który przedstawił plac przed bramą Gościnnego Dworu, nieistniającej dziś budowli handlowej. Tu już nie ma królewskiego anturażu. Widzimy natomiast kłębiący się tłum, handlarzy, woźniców, dzieci i kupujących. Ubite klepisko, bijące się przekupki, które próbuje rozdzielić mężczyzna, stragany z warzywami i owocami, handlarka kwiatami. Jednym słowem – samo życie, bez ubarwiania. Scenka przedstawiona jest tak sugestywnie, że niemalże słychać targowy rwetes.
Oczywiście obrazów Warszawy jest tu więcej, wspomnieć można choćby „Wzięcie Arsenału” (1831) i „Widok pałacu w Łazienkach latem” (1836-38) Marcina Zaleskiego czy „Widok Ujazdowa i Łazienek” Bernardo Bellotto (1775). Temat jest nośny i chętnie przez różnych twórców eksploatowany.
Portrety to bardzo ciekawy wycinek malarstwa. Niby nie są to obrazy narracyjne, ale czasem można z nich odczytać naprawdę bogatą opowieść. Portretów w Galerii XIX wieku jest mnóstwo. Pominę może wizerunki króla Stanisława Augusta, który lubił się uwieczniać na płótnie (przy czym miał własne wyobrażenia na temat swojego wyglądu i potrafił na przykład nie zapłacić za portret tylko dlatego, że nie podobał mu się nos namalowany przez malarza). Zamiast tego przywołam nadwornego królewskiego malarza Marcello Bacciarellego i jego „Autoportret w konfederatce” (1793).
Urodzony we Włoszech Bacciarelli przybył do Warszawy jako młody chłopak. Został jednym z ważniejszych malarzy na dworze królewskim. Otrzymał też tytuł szlachecki. Na wspomnianym obrazie namalował się w konfederatce, czapce z kwadratowym dnem stanowiącej element stroju konfederatów barskich, która w dobie obrad Sejmu Wielkiego była symbolem patriotyzmu. Można by pomyśleć – portret, jakich wiele. Praca doskonale oddaje specyfikę miękkiej koszuli, teksturę grubszego materiału, z jakiego uszyte jest okrycie wierzchnie, do tego miękkie futro kołnierza i krótki włos przy czapce. Ale Paweł Masłowski zwrócił uwagę na jeden bardzo istotny drobiazg, który wyróżnia ten obraz – na sam gest malarza, który zagaja do nas, wyciągając rękę i zaczepiając spojrzeniem. Nie pozwala nam przejść obojętnie. Patrzy prosto w oczy i zmusza do nawiązania kontaktu. Z pewnością była to silna osobowość!
Doskonałą portrecistką była Anna Bilińska-Bohdanowicz. Na wystawie obejrzeć można między innymi obraz „Murzynka” (1884). Powstał on w trakcie malarskich studiów artystki w Paryżu. Czarnoskóra kobieta była modelką, podczas tej samej sesji malowało ją wiele osób. Maria patrzyła na kobietę z dołu, stąd tak nietypowe ujęcie. Przyjrzała się jej bliżej, zauważając worki pod oczami i zmęczenie. Artystka wykazała się empatią i wyraźnie sympatyzowała z modelką. Podkreśliła orientalne elementy – złoty naszyjnik z medalionów i półksiężyców, zwój na głowie, chiński wachlarz. Jednak te akcenty nie przesłoniły osobowości kobiety. Zachwyca tu kolorystyka – brąz, złoto i niezwykły rodzaj zieleni przechodzącej w żółć cudownie wypełniają przestrzeń obrazu. Doskonale dobrana jest też rama, w podobnym odcieniu jak ciało portretowanej kobiety.
Bilińska namalowała jeszcze jeden portret, przy którym zatrzymał się Masłowski – „Portret młodej kobiety z różą” (1892). – Dramatyzm tej postaci jest porażający. Podkreśla to kolorystyka – morze czerni i cienia. Do tego więdnąca zacieniona róża. Możemy się jedynie domyślać tragedii, która dotknęła portretowaną. Może to żałoba? Może nieszczęśliwa miłość?” – zastanawiał się przewodnik. Suknia, kapelusz, nawet oczy damy są czarne. Jakże uderzająca na tym tle jest biel kokardy. Przykrywa nawet bladość lica. Jedynym urozmaiceniem kolorystycznym są pojedyncze czerwone detale – kolczyki, usta i gasnący w cieniu kwiat. Na twarzy kobiety malują się emocje. Znów Bilińska stara się zajrzeć głębiej, z dociekliwością psychologa. I po raz kolejny wykazuje się współczuciem.
Na koniec jeszcze pojedyncze przykłady wnętrz. Nie sposób nie wspomnieć o Georgu Friedrichu Kerstingu i jego „Hafciarce” przy oknie. Znamy modelkę, to Louise Seidler, młoda malarka, i podopieczna Johanna Wolfganga Goethego. Kobieta zarabiała na życie wyrobem koronek, studiowała jednocześnie malarstwo w Dreźnie. Mieszkanie, w którym pozowała, należało do innego malarza, Gerharda von Kügelgena.
– Obraz wykorzystywany jest w podręcznikach, by opowiedzieć, czym jest biedermeier, czyli ten udomowiony romantyzm postnapoleoński. Meble z tego czasu są lekkie, eleganckie, nieprzeładowane ornamentami. Spójrzmy, jak dużo powietrza jest w tym wnętrzu. Jak ono jest oszczędne, w harmonijny sposób udekorowane. Dostrzegamy w tym czasie trend, zwłaszcza w kręgu niemieckim, do uciekania w prywatność. Ludzie mieli dość wojen, rewolucji, starali się odnaleźć jakieś prywatne szczęście – zwracał uwagę Masłowski. Nie widzimy twarzy bohaterki, to celowy zamysł. Jest skupiona na swojej pracy. Panujący tu spokój podkreśla stonowana, kojąca kolorystyka – odcienie zieleni, brązu i pudrowy róż. Kobieta ceni sobie prywatność, oddziela się od zewnętrznego świata kwiatami w doniczkach, które w tym czasie stają się stałym elementem wystroju wnętrz. Przewodnik zwracał uwagę na dobór ramy obrazu. – Ten fornir, czeczota, był w tamtych czasach bardzo modny. To świadomy wybór – mówił.
Zupełnie inaczej wygląda namalowane przez Aleksandra Gryglewskiego „Wnętrze sypialni królewskiej w Wilanowie” (1873). Tu – jak na króla przystało – widoczny jest niezwykły przepych i bogactwo. Ornamenty na ścianach, sufitach, meblach, elementy rzeźbione, złoto, wszechobecne wzory mieniące się w oczach. To zupełnie inna wizja wnętrza. Ale nie tylko król lubił zbytek. Władysław Czachórski na obrazie „Zadumana” (1883) przedstawia zamyśloną młodą kobietę w poetyckiej pozie, oderwaną od lektury, w bogato zdobionym pałacowym wnętrzu. Zwraca uwagę obicie foteli przytwierdzone do drewna ozdobnymi pinezkami, upięte w wyrafinowany sposób zasłony w tym samym kolorze niebiesko-zielonej morskiej toni, kolorowy obrus pokryty haftowaną serwetą, tapeta nakrapiana gęsto wzorami, obraz w grubej złoconej ramie, kolorowy dywan. Próżno szukać ukojenia dla zmęczonych oczu. Chyba że za oknem, co też czyni portretowana…
Przemknęliśmy po galerii, zatrzymując się w biegu jedynie przed pojedynczymi obrazami. Warto jednak samodzielnie przejść się po muzeum w poszukiwaniu dzieł, które nas zaintrygują i poruszą. Rozejrzeć się za tematami, ujęciami, artystycznymi wizjami, które do nas przemówią. Jest w czym wybierać. Trzeba tylko znaleźć czas. A najlepiej bardzo dużo czasu. Wystawa jest stała, można więc wybrać się do stolicy w dowolnym momencie. Naprawdę warto, satysfakcja gwarantowana!
Monika Borkowska
Galeria Sztuki XIX Wieku / Galerie stałe / O Muzeum / Muzeum Narodowe w Warszawie (mnw.art.pl)
mecenas kultury