Coraz więcej osób, szczególnie z młodszego pokolenia, traktuje PRL jak, nie przymierzając, potop szwedzki czy zabory – czas może nieszczególnie fajny, który jednak skończył się na tyle dawno, że trudno wskrzesić w sobie jakieś emocje związane z tym okresem. Wśród starszych PRL wywołuje mieszane uczucia. Śmiejemy się z bareizmów i absurdów, przeraża nas okrucieństwo bezpieki, irytuje marnotrawstwo środków i wieczny deficyt wszelkiego rodzaju dóbr i praw: od cukru i benzyny, przez możliwość swobodnego przemieszczania się, po wolność osobistą. A jak sobie z tymi brakami radzili artyści żyjący w PRL? Opowiada o tym wystawa Muzeum Narodowego w Krakowie „Nowoczesność reglamentowana”.
Wystawa „Nowoczesność reglamentowana” to trzecia część cyklu 4 razy nowoczesność, organizowanego przez Muzeum Narodowe w Krakowie od 2021 roku. Cały cykl ma pokazać oryginalne wzorce modernizacyjne w sztuce, designie i architekturze polskiej XX i XXI wieku. Nie jest to łatwe zadanie, szczególnie w przypadku zamykającej się niebawem trzeciej odsłony, dotyczącej czasów Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Organizacja dużych przekrojowych wystaw zawsze wiąże się z ryzykiem zarzutów o nadmiar lub niekompletność materiału lub o nieprzystający kontekst wybranych prac. Kuratorzy „Nowoczesności reglamentowanej” w MNK postanowili pokazać powojenny modernizm w odniesieniu do tytułowej reglamentacji, czyli permanentnych ograniczeń na wielu polach twórczości, począwszy od braku podstawowych materiałów do pracy, jak farby czy płótno, poprzez ograniczone możliwości inspiracji związane z zamknięciem dostępu do kultury zachodniej, skończywszy na cenzurze tematycznej i formalnej.
Od wojny do stanu wojennego
Wystawa podzielona jest na pięć sekcji, które z grubsza pokrywają się z podziałem chronologicznym, jednak nie jest to jedyny wyznacznik wyboru materiału artystycznego. Pierwsza część, „Forma i wojna”, prezentuje prace wskazujące, jak bardzo doświadczenia wojenne wpływały na decyzje artystyczne twórców powojennych, powodując czasem wręcz zupełne odrzucenie przedwojennej estetyki. Umieszczenie jednego z „Rozstrzelań” Andrzeja Wróblewskiego w tej sekcji wydaje się wyborem oczywistym, zwraca jednak uwagę zupełnie nieoczywisty pod względem formalnym rysunek Władysława Strzemińskiego „Bombardowanie Reichstagu”, czy też jego kolaż z cyklu „Moim przyjaciołom Żydom”, w którym umieścił naderwaną fotografię swojego ucznia Samuela Szczekacza. Materiał zgromadzony w tej przestrzeni unaocznia, że jeszcze wiele lat po katastrofie II wojny światowej artyści nie mogli się uwolnić od tego tematu.
W drugiej sekcji wystawy, zatytułowanej „Forma i ideologia”, kuratorzy prezentują różne strategie i decyzje estetyczne, przyjmowane przez artystów wobec obowiązującej ideologii. Przekrój czasowy tej części obejmuje działania artystyczne od lat 40-tych do 80-tych XX wieku, dlatego możemy porównać ze sobą prace o ogromnej różnorodności ze wszystkich dekad PRL. Opowieść tę rozpoczynają socrealistyczne prace Henryka Stażewskiego czy Xawerego Dunikowskiego, a kończy antypaństwowa rzeźba „Generał” Krystyna Jarnuszkiewicza. Dlatego nie powinniśmy szukać jakiejkolwiek spójności w tej części wystawy.
Niektórzy artyści w mniej lub bardziej zawoalowany sposób krytykowali ideologię PRL w swoich pracach; dla innych zmiana ustroju stanowiła nowy początek, zgodny z ich poglądami. Wielu koncentrowało się na autonomicznych właściwościach sztuki, co mogło być odbierane jako dystans do oficjalnej polityki kulturalnej. Stąd w tej części wystawy zobaczymy zarówno propagandową rzeźbę świniarki Kenara, metaforyczną, deformującą przestrzeń „Symfonię liturgiczną Honeggera” autorstwa Mariana Bogusza, a także dwuznaczny, wyraźnie kpiarski w swoim wyrazie gobelin Magdaleny Abakanowicz z pierwszą stroną „Życia Warszawy”, czy wreszcie zdecydowanie antysystemowe prace Jerzego Zielińskiego czy Czesława Bieleckiego.
Modernizm, którego nie było
Hasłem otwierającym kolejną sekcję jest „Modernizm fantomowy”. Ta część ekspozycji w szczególnie dojmujący sposób uświadamia, jak tytułowa „reglamentacja” pozbawiła naszych artystów czy projektantów możliwości realizacji swoich nowoczesnych rozwiązań. Widzimy tu pokaźny zbiór projektów technicznych czy artystycznych, które albo w ogóle nie zostały udostępnione do użytku, albo w stopniu bardzo ograniczonym. Mikroskop Biopolar 2, zaprojektowany przez Krzysztofa Wodiczkę, samochód Beskid FSM 106 (projektanci Krzysztof Meisner i Wiesław Wiatrak) czy wreszcie kultowy fotel Romana Modzelewskiego, (który dziś pokazuje Victoria&Albert Museum w Londynie jako element światowego dziedzictwa designu), to tylko niektóre przykłady projektów, które nie weszły wówczas do szerszej produkcji.
Podobny wydźwięk, wskazujący na wszechobecny brak w dziedzinie technologii, wiedzy, czy materiałów, ma przestrzeń wystawy zatytułowana „Modernizm na licencji”. Pokazano tu wprawdzie koncepcje polskich artystów, architektów i projektantów dla zagranicznych odbiorców, jednak projekty te skierowane były wyłącznie do krajów tzw. „Trzeciego Świata”, przede wszystkim na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Co więcej, rosnąca luka rozwojowa między Polską a Zachodem wymuszała na polskich decydentach zakupy licencji na produkcję nowoczesnych urządzeń, maszyn, czy tworzyw sztucznych. Oznaczało to jednak, że nie stwarzano możliwości rozwoju polskim naukowcom, nie wykorzystywano lokalnego potencjału intelektualnego, a zakupione licencje używano w sposób chaotyczny, marnotrawiąc środki finansowe i materialne zasoby.
Wystawę zamyka sekcja „Modernizm powszedni”, dzięki której dowiadujemy się o realiach codziennego funkcjonowania w warunkach wszechobecnej reglamentacji i niedoboru. Moda (projekty Grażyny Hase czy Barbary Hoff), która miała być luksusowa i dla wszystkich, ale w rzeczywistości dostępna była nielicznym, meble, projekty domów, czy filmy i zdjęcia pokazujące realia życia w PRL (Józef Robakowski, Zofia Rydet i Anna Musiałówna), mogą wzbudzać uśmiech u pamiętających tamte czasy. Obecność na wystawie mocno wyeksponowanych kartek na zakup podstawowych produktów powinna chyba jednak szybko ostudzić te sentymenty.
Trudny odbiór
„Nowoczesność reglamentowana” nie jest wystawą łatwą w odbiorze. „Polskie style narodowe”, czyli pierwsza część cyklu „4 x nowoczesność”, pozostała w mojej pamięci jako doświadczenie wielokolorowego kalejdoskopu strojów ludowych, chłopomanii w malarstwie i secesji w designie. Drugą część, „Nowy początek. Modernizm w II RP”, pamiętam dzięki sztuce afirmującej nowoczesność, prostotę rozwiązań i entuzjazm wynikający z odzyskania niepodległości. Sztuka PRL, pokazana w trzecim cyklu, jest tak bardzo różnorodna, że trudno mieć jednakową postawę wobec wystawy jako całości. Pokazano przecież ponad 350 obiektów z różnych dziedzin sztuki.
Dla niektórych problemem w obiektywnym odbiorze wystawy może być brak dystansu emocjonalnego do czasów PRL. Negatywny stosunek do powojennej historii Polski może rzutować na nasz odbiór dzieł autoryzujących nową rzeczywistość, które przecież same w sobie pod względem formalnym mogą być niezłymi artystycznie pracami. Czy Xawery Dunikowski w pewnym momencie nie pozwolił się uwieść ideom socrealizmu? Oczywiście że tak. Ale czy jego rzeźby z tego okresu są bezwartościowe? A z drugiej strony, czy widzom 50+ nie kręci się łezka w oku, kiedy oglądają projekty logo CPN albo skuter OSA? Bezsprzecznie. Dopiero w następnej kolejności pojawia się refleksja, że zarówna benzyna, jak i wszelkiego rodzaju pojazdy były dobrami restrykcyjnie reglamentowanymi, albo wręcz niedostępnymi dla przeciętnego Polaka. Na szczęście narracja wystawy i kuratorskie wybory nie pozwalają nam popaść w tego rodzaju jednostronne interpretacje.
Przy takim natłoku artefaktów kuratorzy mogli również popaść w pułapkę łatwych rozwiązań związanych z wyborem dzieł do pokazu. Można było oprzeć się na sztandarowych pracach, typowych dla każdego nurtu, znanych, popularnych, opatrzonych. Na szczęście duża część ekspozycji to wybory nieoczywiste, prace nieznane, pochowane w prowincjonalnych muzeach, co więcej – bardzo nietypowe dla samych autorów. I to one są solą tej wystawy.
Jolanta Boguszewska
Wystawa „Nowoczesność reglamentowana” w Muzeum Narodowym w Krakowie czynna do 14 kwietnia 2024 r.
W materiale wykorzystano fotografie Jolanty Boguszewskiej