Oglądając obraz „Kobieta w oknie” niemieckiego malarza Caspara Davida Friedricha nie dowiadujemy się, jak wyglądała jego żona, mimo że to właśnie ona została uwieczniona na płótnie. Stoi tyłem do widzów w pracowni męża, wpatrując się w widok za oknem. Takie ujęcie postaci jest bardzo typowe dla tego artysty. I mimo że – obiektywnie rzecz biorąc – niewiele na obrazie się dzieje, nie można od tej sceny oderwać wzroku.
Zachwycająca jest kolorystyka. To ona jako pierwsza łapie nas w sidła. Zieleń – soczysta, zgniła, butelkowa – przemieszana z brązami, rudawo-rdzawymi domieszkami, a do tego trochę błękitu. Kolorystyka zniewala widza, mimo że paleta jest ograniczona. Paradoksalnie uderza bogactwo intrygujących odcieni.
Obraz powstał w 1822 roku, w momencie rozkwitu europejskiego romantyzmu. Romantyczny rozmach niespecjalnie kojarzy się z geometrycznymi formami, którymi to płótno jest wypełnione. Kwadratowe i prostokątne kształty wypełniają ściany i podłogę pracowni. Na tym tle wyróżnia się postać kobiety, lekko pochylona w lewo, łamiąca horyzontalno-wertykalny porządek pomieszczenia, burząca symetrię. Marszczona suknia przełamuje ascetyzm wnętrza, wprowadzając tu trochę życia, upięte połacie materiału dostosowują się do postaci i jej pozy, nie da się ich kontrolować tak jak pozostałych elementów przedstawionego świata.
Gdy już zachwycimy się kolorami ścian, ram, podłogi, kobiecą toaletą, gdy przyjrzymy się detalom takim jak okiennice i butelki na parapecie, zaczynamy spoglądać głębiej. Co dzieje się za oknem? Co przyciąga uwagę pani Friedrich? Widzimy zaledwie fragment tej rzeczywistości – kawałek pogodnego nieba przecięty masztem statku, topole majaczące w oddali, linię brzegową odcinającą ląd od rzeki.
Z płótna bije spokój i cisza. Kobieta kontempluje widok, jest zamyślona. Nie mamy poczucia, że zaspokaja ciekawość przyciągnięta wrzaskiem pracowników portu, uliczną kłótnią czy bijatyką. To wielka sztuka tak trafnie oddać nastój, nie pokazując twarzy postaci. Zadumała się. Nad czym? Nad upływem czasu, który symbolizuje sunąca wolno, majestatycznie łódź? Czy nad głębią tego, co nieodkryte? Nad ogromem świata, którego nigdy w pełni nie będzie w stanie doznać? Żaglówka popłynie dalej, ona zostanie tu, gdzie jest. Może jedynie zasmakować tego, co wokół niej, ale reszty nie będzie jej dane pojąć. Co jest za horyzontem? Jak wygląda przestrzeń, której nigdy nie dosięgnie? I wreszcie – jaki jest zamysł istnienia?
Friedrich nie odnosi się wprost do bogatej symboliki, tak popularnej w XIX wieku. Zamiast tego wystosował do widza proste zaproszenie – by spróbował wejść w umysł kobiety, w jej świat, by oddał się wraz z nią kontemplacji, a być może zadał sobie podobne pytania. Ona widzi jedynie fragment rzeczywistości, tak jak my widzimy fragment obu światów – jej domowego, ograniczonego do okna pracowni i jeszcze bardziej rozczłonkowanego widoku zewnętrznego, który trafia do nas jedynie w okruchach.
Widz znajduje się w podobnej sytuacji jak Caroline, spogląda przez okno obrazu w stworzony przez artystę świat. Tak jak w przypadku kobiety nie chodzi o zwykłą obserwację rzeczywistości. Gdybyśmy mieli wyobrazić sobie wzrok kobiety, pewnie byłby zawieszony gdzieś w nieskończoności, nieobecny, błądzący w bezkresie. I my nie jesteśmy w stanie ogarnąć spojrzeniem tego, co ma przed oczami kobieta, to budzi również w nas tęsknotę, chęć dojrzenia tego, co niedostępne. Również my ostatecznie, obejrzawszy doskonały warsztat artysty, zmierzywszy się z estetyką, którą nam zaproponował, skończymy na próbie wejścia głębiej, do wnętrza jej i naszego świata.
Dziś, z perspektywy już nie wyłącznie odbiorcy dzieła sztuki, a również miłośnika historii, częściowo możemy uzupełnić niektóre brakujące fragmenty układanki. I tak dzięki portretowi Caroline Friedrich namalowanemu około 1824 roku przez Traugotta Pochmanna wiemy, jak wyglądała kobieta, która pełniąc rolę troskliwej opiekunki potrafiła stworzyć ciepłą rodzinną atmosferę w domu artysty. Wykazywała się dużym zrozumieniem dla pracy męża, znosiła jego kaprysy i potrzebę samotności. Przy czym była zawsze obok, na skinienie, by odpowiedzieć na każde jego wezwanie. Z cierpliwością znosiła fazy depresyjne Friedricha, jego późniejsze urojenia, problemy materialne.
Kolejny element, który stanowi dopełnienie obrazu, to widok z okna pracowni malarza namalowany osiem lat wcześniej, w 1806 roku. Nie wydaje się, by było to to samo okno, przy którym stoi żona malarza, być może to okno sąsiadujące. Przedstawia jednak pełniejszy widok na przestrzeń roztaczającą się na zewnątrz – rzekę, statki, drzewa na drugim brzegu, zabudowania.
Obraz znajduje się w Berlinie, w budynku Alte Nationalgalerie ulokowanym na Wyspie Muzeów. Na żywo z pewnością robi jeszcze większe wrażenie. Warto się tam wybrać, tym bardziej, że Alte Nationalgalerie może poszczycić się jedną z największych w Niemczech XIX-wiecznych kolekcji rzeźb i obrazów. Okazji do zachwytów – nie tylko pracami Friedricha – będzie tam z pewnością bardzo wiele.
Monika Borkowska