Pięć prawykonań w koncercie urodzinowym Polskiego Radia

Studiu im. Lutosławskiego, koncerty urodzinowe Polskiego Radia
fot. Julia Borkowska

Niedzielny koncert w Studiu im. Lutosławskiego połączył dwie rocznice – stulecie Polskiego Radia oraz osiemdziesięciolecie Orkiestry Polskiego Radia. Z tej okazji zamówiono dziesięć nowych utworów u kompozytorów różnej rangi i różnych pokoleń. W niedzielę wykonano cztery kompozycje (plus jedną zamówioną przez Orkiestrę Polskiego Radia).

Tradycja zamówień składanych przez Polskie radio ma długą historię, z czasem jednak zaczęto od niej odchodzić. Ostatnim złożonym zamówieniem był Koncert na trąbkę i orkiestrę Hanny Kulenty sprzed dwóch dekad. Okrągła rocznica istnienia Polskiego Radia była idealną okazją, by powrócić do tego pięknego obyczaju.

Wieczór podzielono na dwie części, pierwsza – kameralna, druga – symfoniczna. Część pierwszą rozpoczął kwartet smyczkowy Grażyny Pstrokońskiej-Nawratil pod tytułem Muzyka drzew, który wykonał zespół NeoQuartet. Utwór był pożegnaniem Krzysztofa Pendereckiego, którego twórczość Grażyna Pstrokońska-Nawratil podziwia i ceni. Pojawia się tu motyw drzew, bo Pendereckiego one bardzo fascynowały. Ale również sama autorka muzyki przyznaje, że największą inspirację czerpie właśnie z natury. W utworze dało się usłyszeć nawiązania do śpiewu ptaków, szelestu liści, skrzypienia starych konarów. Muzyka w ogóle była bardzo „pierwotna” – perkusyjna, krzykliwa. Nic dziwnego, sprowadzona została do korzeni, podkreślony został jej związek z naturą. Cała kompozycja była silnie dysonująca, a jednak zakończona czystym, durowym akordem – rozstrojonym, po czym ponownie dostrojonym.

Następnie na scenę wszedł zespół Kwadrofonik, również kwartet, ale już nie smyczkowy. Muzycy wykonali utwór na dwa fortepiany (w tym jeden preparowany) i perkusję Leny Michajłów, która studiuje w Warszawie i Salzburgu. Właśnie to drugie miasto było inspiracją do napisania kompozycji entering Sterngäßchen 4. Utwór nawiązuje do miejsca znajdującego się pod tym adresem, a jest to sklep m.in z zabawkami, zegarami z kukułką, z małymi instrumentami… Kompozytorka była zachwycona panującą tam atmosferą, postanowiła nagrać próbki dźwiękowe, aby później móc je zinstrumentować i odtworzyć klimat miejsca. Tak też powstał zaprezentowany w niedzielę utwór. Pierwsza jego połowa to muzyka imitacyjna, ale w najlepszym wydaniu. Dało się tu usłyszeć, a nawet zobaczyć oczyma wyobraźni, wspomniany sklep wypełniony rozmowami sprzedawców z klientami; raz coś upada, kiedy indziej pojawia się motyw katarynki grającej Mozarta, jeszcze później ktoś gra na piszczałce. We fragmentach zawierających partie mówione nachodziło mnie luźne skojarzenie z początkiem III części Sinfonii Luciana Berio.

Instrumentacja była doskonała, można było zanurzyć się w przyjemnym, bardzo spójnym brzmieniowo, barwnym świecie, z którego wcale nie chciało się wychodzić. I niech nie zmyli nas określenie „kwartet”… Multiperkusja była bardzo rozbudowana i rozszerzona jeszcze o zabawkowe flety, czy piszczałki… Do tego jeden z pianistów, poza fortepianem, miał jeszcze do obsługi „toy piano”, czyli miniaturowe pianinko. Z kolei na środku sceny znajdował się jeszcze jeden szczególnie interesujący obiekt – musicon. To instrument o kształcie kręcącego się walca, stworzony z myślą o dzieciach. Można na nim tworzyć muzykę na bieżąco. Obydwa te przedmioty doskonale wpasowały się w dziecięcy, bajkowy świat dźwięków. Z czasem to imitacyjne oddawanie brzmień jeden do jednego zaczęło się rozmywać i przeszło w bardziej intelektualną kompozycję.

Wkrótce na scenę powrócił NeoQuartet. Tym razem zaprezentowano utwór autorstwa Wojciecha Błażejczyka. Autor muzyki znany jest bardziej z kompozycji elektronicznych, dlatego zaskoczeniem był zaprezentowany przez niego III kwartet smyczkowy, dość klasyczny wykonawczo. Nie zdecydował się tu na wymyślne niekonwencjonalne metody wydobycia dźwięku (choć wielokrotnie używane w utworze były frażolety), jednak barwa zdecydowanie odbiegała od klasycznych norm, nie było tam pozostałości po tonalności. Utwór tworzyły dwa fragmenty, z czego drugi cały oparty był na miarowo powtarzających się równych wartościach rytmicznych lekko rozstrajanych czy rozsynchronizowywanych pomiędzy instrumentami…

Po 30-minutowej przerwie na scenę weszła Orkiestra Polskiego Radia i zaprezentowała Koncert podwójny na skrzypce, wiolonczelę i orkiestrę Marty Ptaszyńskiej z Jakubem Jakowiczem i Marcinem Zdunikiem w roli solistów. W wywiadzie dla radiowej Dwójki kompozytorka opowiadała o formie utworu. Koncert ma trzy części, ale zamiast tradycyjnego konceptu (część szybka, wolna, szybka), postanowiła każdą z nich uczynić odrębnym światem dźwiękowym. Pierwsza część miała być „naszym światem”, w którym nieraz trudno się odnaleźć, pełnym lęków i niepokoju. Druga – jest światem zupełnie kontrastującym z poprzednim, jak gdyby pozaziemskim, przepełnionym spokojem i nostalgią. Trzecia część to natomiast – jak to określiła kompozytorka – „oda do radości”, pełna energii i lekkości. Ta energia emanuje zarówno z partii orkiestrowej jak i z partii solowych, w tym w wirtuozowskiej kadencji. Marta Ptaszyńska jest perkusistką, nic więc dziwnego, że perkusja odgrywała w utworze ważną rolę. Istotna była również partia harfy, która, jak twierdzi autorka muzyki, stała się w pewnym stopniu trzecim instrumentem solowym.

Ptaszyńska stworzyła oryginalne światy dźwiękowe, budując niezwykłe faktury brzmieniowe. Poruszył mnie szczególnie jeden moment, w którym na tle solowej partii wiolonczeli rozpostarła się mięciutka mikro-ruchliwa a jednocześnie jednostajna powłoka, delikatna niczym mgła. Niepowtarzalne brzmienie… Poza tym w utworze zachwycały znakomite dialogi pomiędzy solowymi instrumentami.

Ostatnim utworem wieczoru był nim Koncert na skrzypce i orkiestrę symfoniczną Hanny Kulenty. Są w nim obecne dwie narracje – współczesna, poważna oraz wpleciony w nią niewinny walczyk. Walczyk z początku nieśmiało wybijał się zza głównej myśli muzycznej, z czasem jednak prezentowany był coraz odważniej, aż ostatecznie wybrzmiał w pełni pod koniec utworu. Przywodziło to skojarzenia ze słynnym „la Valse” Maurice’a Ravela. Zanim trzymiarowy taniec objawił się nam w pełnej okazałości, jego zarys pojawiał się z zaskoczenia, bywał urywany, „zacinał” się, innym razem zdawał się być podzielony na dwie partie grane „na zakładkę”, co sprawiało, że metrum 3/4 zaczynało się zabawnie przełamywać. Jako że utwór zamykał koncert, a melodia walczyka była dość wyrazista, została ona ze mną aż do końca dnia.

Koncert był okazją do pożegnania Michała Klauzy, dotychczasowego szefa orkiestry, który przenosi się do Filharmonii Krakowskiej. Wieczór był bardzo udany, zaprezentowano twórczość kompozytorów różnych pokoleń i różnych estetyk. Trzeba też podkreślić bardzo dobrą jak na koncert muzyki współczesnej frekwencję. Teraz pozostaje tylko czekać na kompozycje kolejnych sześciu kompozytorów – Pawła Szymańskiego, Aleksandra Kościowa, Cezarego Duchnowskiego, Pawła Malinowskiego, Nikolet Burzyńskiej i Moniki Szpyrki. Warto śledzić kanały informacyjne Dwójki, by nie przegapić tego wydarzenia!

Julia Borkowska


Opublikowano

w

Tagi:

Przegląd prywatności
Dla Kultury

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.

Ściśle niezbędne ciasteczka

Niezbędne ciasteczka powinny być zawsze włączone, abyśmy mogli zapisać twoje preferencje dotyczące ustawień ciasteczek.

Ciasteczka stron trzecich

Ta strona korzysta z Google Analytics do gromadzenia anonimowych informacji, takich jak liczba odwiedzających i najpopularniejsze podstrony witryny.

Włączenie tego ciasteczka pomaga nam ulepszyć naszą stronę internetową.