Bach w kuchennych oparach

Akordeon jest bardzo „ludzki” przez swój oddech i frazę, przy czym jest w pewnym sensie samoistnym bytem. Powietrze nie jest wypychane z ludzkich ust, tylko tłoczone siłą ręki poprzez miech. Od pracy rąk, a nie ludzkiej przepony, zależy dźwięk powstający dzięki strumieniowi powietrza. Trzeba dużej kontroli i wyczucia, by opanować technikę, która ma przecież zasadniczy wpływ nie tylko na siłę dźwięku, ale też na jego artykulację. Iwo Jedynecki i Hubert Giziewski posiedli tę sztukę w stopniu doskonałym, co udowodnili po raz kolejny podczas koncertu na warszawskiej Pradze.

Plac Konesera to teren, na którym kiedyś znajdowała się stołeczna Wytwórnia Wódek „Koneser”. Najstarsze budynki powstały w końcu XIX wieku. Z czasem fabryka została zamknięta, a bezlitosny ząb czasu odcisnął mocno swoje piętno na tutejszych zabudowaniach i okolicznym terenie. Po latach kompleks został zrewitalizowany. Pozostałością po fabryce jest Muzeum Polskiej Wódki, z kolei w okalających Plac Konesera budynkach znajdują się biura i mieszkania. Są tu również sklepy, punkty usługowe, restauracje, bary i sale wystawowe. Latem odbywają się koncerty, czasem w kilku punktach jednocześnie. W takiej właśnie przestrzeni w lipcowy wieczór wystąpił znakomity duet akordeonowy Harmonium Duo, który tworzą Iwo Jedynecki i Hubert Giziewski.

Trwało chwilę, zanim znalazłam salę (kto był, ten wie, że w gąszczu koneserowskich zakamarków niełatwo się odnaleźć). Dotarłam godzinę przed czasem. Nie dość, że udało się zająć miejsce, to jeszcze w pierwszym rzędzie. Sala typowa dla Konesera – szarości, chłodne betonowe przestrzenie, nowoczesny minimalizm. Wejście prosto z ulicy, „scena” tuż przy drzwiach, oznaczona rozłożonym na betonie dywanem.

Dwa światy po sąsiedzku

Upływały kolejne minuty, widownia powoli się wypełniała. Pojawiały się kolejne grupki ludzi. Ostatecznie trzeba było dostawić krzesła, a i tak część osób stała w drzwiach. Ktoś usiadł na podłodze przy ścianie za artystami. Najmłodszy meloman miał około sześciu lat, sporo było młodych ludzi, tradycyjnie nie zabrakło również osób starszych. Tymczasem zza otwartych drzwi dochodził gwar tłumu, który w ten wakacyjny czas wypełniał przestrzeń Konesera, krążąc po alejkach. Na placu didżej rozkręcał powoli konkurencyjną imprezę, ludzie zasiadali tłumnie przy restauracyjnych stolikach, zaznając upragnionego relaksu.

W tym wakacyjnym nastroju, w rozrywkowej przestrzeni Konesera, wreszcie rozpoczął się koncert. Od pierwszego momentu wiadomo było, że to będzie coś zupełnie niezwykłego. Jakże inny był od tego, co działo się wokół! Przez uchylone jeszcze drzwi wzierały dźwięki ulicznego szumu, rozmów, śmiechów przechodniów i zapachy z pobliskich restauracji, tymczasem tu, w betonowej przestrzeni, rozgrywały się niebiańskie sceny, z zupełnie innej przestrzeni. Zaczęło się poważnie, od „Sztuki Fugi” Johanna Sebastiana Bacha. Zaprezentowane zostały Kontrapunkty nr 1,5,7 i 9. Gdy Iwo Jedynecki prowadził już swój głos, Hubert Giziewski zastygł w posągowej pozie, czekając na swoje wejście. Wkrótce dołączył, dopełniając całości. Od pierwszej nuty wszyscy zamarli. Z jakim namaszczeniem muzycy wyprowadzali kolejne tematy! Z jaką wrażliwością, świadomością, z jaką wspaniałą wizją całości! To było jak mistyczne uniesienie.

Bliźniacza wrażliwość

Dwa akordeony, dwie głowy, dwa serca, cztery ręce, a brzmiało to jakby jedna istota przedstawiała swój ideał piękna. Muzycy doskonale współbrzmią. Motywy główne, tło, harmonie, wszystko to serwują w idealnych proporcjach, jakby odmierzonych na wadze. Przy czym nie ma tu nic z aptekarstwa, wszystko zaprawione jest emocjami i głębokimi przeżyciami. Jestem przekonana, że Bach byłby szczęśliwy, słysząc to wykonanie.

Muzycy wykonali też utwór Antona Weberna „Langsamer Satz”, który powstał w 1905 roku. To miała być wolna część kwartetu, kompozytor po jej napisaniu zaprzestał jednak dalszej pracy nad kolejnymi częściami. Webern nazywany jest „klasykiem dodekafonii”, kojarzony jest z muzyką nową, jednak ten utwór utrzymany jest w stylu postromantycznym. Cóż, kluczowe zdają się być okoliczności powstania kompozycji. Dwudziestodwuletni Webern napisał ją podczas górskich wakacji, na które udał się w towarzystwie swojej narzeczonej, przyszłej żony. Młodzieńcze uniesienia, fascynacje, miłość, wszystko to znalazło odbicie w utworze wypełnionym śpiewnymi motywami. Momentami ma się wrażenie, że pojawiające się tu melodyjne frazy mogłyby być piosenkami, popularnymi szlagierami, gdyby tylko dopisać do nich słowa.

Tego wieczora artyści zagrali też preludia op. 9 nr 1 i 2 oraz Mazurki op. 50 nr 1 i 18 Karola Szymanowskiego. Szymanowski uznawany jest za tego, który jako pierwszy po Chopinie wyniósł muzykę polską na światowe sceny. Podobnie jak Chopin inspirował się folklorem, tyle że odwoływał się w dużej mierze do tradycji podhalańskiej. Wykonanie duetu akordeonowego było inspirujące i wspaniale podkreślało stylistykę Szymanowskiego. Góralskie, surowe brzmienie było równoważone szlachetnym dźwiękiem akordeonów, okrągłym, klasycznym, wyważonym. Doskonałe były interpretacje zarówno utworów przepełnionych liryką, jak i tych skocznych, tanecznych.

Cała orkiestra w akordeonie

Wykonano też uwerturę fantastyczną „Bajka. Opowieść zimowa” Stanisława Moniuszki. To piękny utwór orkiestrowy, przepełniony melodyką i niezwykłym kolorytem. Można by się zastanawiać, czy na pewno dobrze zabrzmi w aranżacji na dwa akordeony. Obawy, o ile się rzeczywiście pojawiły, były zupełnie niepotrzebne. Nowa odsłona tej kompozycji była niezwykle atrakcyjna. Muzycy zastąpili tu całą orkiestrę. Słychać było w poszczególnych motywach lotne smyczki, przenikliwe brzmienie instrumentów dętych, mroczne kontrabasy, narastające tutti orkiestrowe.

A na bis – bo, jak można się było spodziewać, nikt ze słuchaczy nie był skłonny wypuścić wykonawców ze sceny – muzycy zagrali z żarem i pasją wspaniały temat walca z suity „Masquerade” Arama Khachaturiana, która swoim rozmachem, żywiołowością i niezwykłym pięknem rozpala każdą bez wyjątku publiczność. To był wspaniały wieczór, wypełniony cudowną muzyką w mistrzowskim wykonaniu. Takich koncertów się nie zapomina…

Monika Borkowska


Opublikowano

w

Tagi: