Nie lada gratkę dla miłośników talentu Jakuba Józefa Orlińskiego przygotowali organizatorzy nowej inicjatywy kulturalnej, która ma ruszyć w przyszłym roku w Ogrodzie Saskim. W ramach promocji projektu zorganizowano koncert cenionego w Polsce i na świecie kontratenora, któremu towarzyszył wspaniały pianista Aleksander Dębicz. Wszystko odbyło się w klimatycznych przestrzeniach Biblioteki Pałacu Błękitnego.
Ale po kolei… Wiosną uruchomiony zostanie na dobre projekt Ogród. Na tyłach Pałacu Błękitnego, pośród najstarszego starodrzewu stolicy, będzie można spędzać miło czas, wypoczywając przy muzyce balansującej między klasyką a jazzem, kontemplując piękno przyrody, prowadząc ożywcze dyskusje i korzystając z oferty gastronomicznej. Inicjatywę ogłoszono już teraz, organizując między 1 a 3 września w ramach promocji miejsca cykl wydarzeń kulturalnych, które przyciągnęły szerokie grono obiorców.
Niespodzianek było sporo, ale największa to pojawianie się Jakuba Józefa Orlińskiego. Kto próbował kiedykolwiek dostać się na koncert śpiewaka, ten wie, jakim wyzwaniem jest zakup biletów. Wystarczy chwila i wszystkie miejsca są wyprzedane. Tymczasem tu znienacka pojawiła się w internecie informacja, że Orliński zaśpiewa w Bibliotece. Co więcej – wstęp jest wolny. Szybko okazało się, że wejściówki się skończyły. Ogromne zainteresowanie koncertem zaskoczyło organizatorów. Zdecydowali, że przyznają dodatkową pulę miejsc stojących. I te rozeszły się jak ciepłe bułeczki. Strapionych wielbicieli talentu Orlińskiego pocieszano, że ostatecznie można będzie posłuchać muzyki z parku, przewidziane jest bowiem nagłośnienie.
Tego niedzielnego popołudnia na długo przed koncertem tłum melomanów ustawił się w kolejce przed wejściem do Biblioteki, licząc, że uda się jakimś cudem dostać do środka. Wśród nich i ja. W pewnym momencie zobaczyliśmy trzy sunące energicznym krokiem postaci – organizator prowadził Jakuba Józefa Orlińskiego i Aleksandra Dębicza. W parku rozległy się gromkie brawa. To był przedsmak tego, co miało nastąpić chwilę później…
Udało mi się wejść do środka. Mało tego – zajęłam świetne miejsce. Sceneria była bajkowa! Niebiesko – zielone ściany, klimatyczne łuki na wysokim sklepieniu i panujący wewnątrz półcień tworzyły niezwykły klimat. Ustawiono niedużą scenę, na której tliły się dziesiątki świec różnej wielkości. Gdy muzycy wyszli przed publiczność, wybuchły brawa, którym towarzyszyły okrzyki uznania. Wyglądało to jak powitanie topowego zespołu rockowego przez grono oddanych fanów.
Czuję niezwykłą satysfakcję za każdym razem, gdy kultura wysoka pokazuje swoją moc, gdy objawia się jako coś bardzo pożądanego i ważnego. Tu tak właśnie było. Publiczność szalała, mimo że gwiazdą nie był zespół pokroju Depeche Mode czy U2, tylko śpiewak wykonujący w wysokim, niepopularnym jeszcze do niedawna rejestrze repertuar barokowy oraz towarzyszący mu pianista. Nie bez znaczenia jest fakt, że Orliński ma liczne grono wielbicieli wśród młodej widowni, jest niezwykle popularny w sieciach społecznościowych. Wymyka się stereotypom. Wykonuje muzykę barokową, ale jednocześnie tańczy breakdance, pozostaje „chłopakiem z ulicy”, roześmianym, towarzyskim, niezwykle sympatycznym.
Program koncertu składał się z największych hitów. Usłyszeliśmy „Prząśniczkę” Stanisława Moniuszki w wersji znanej wielbicielom duetu ze słynnego „domówkowego” nagrania (gdzie poza nietypową aranżacją z lirycznym wstępem uwagę widzów przykuwały również skarpetki Jakuba). Artyści wykonali też utwory Henrego Purcella, angielskiego kompozytora barokowego, w tym „Music for a while”, z pulsującym basem nadającym ton całej reszcie dźwięków, który wywołał u słuchaczy gęsią skórkę oraz uwielbiany „Strike The Viol”. Aleksander Dębicz zaprezentował też swoją „Toccatę” na fortepian solo, inspirowaną muzyką Bacha i … hip hopem. W pewnym momencie na zaproszenie Alka dołączył do niego Orliński z partią improwizowaną. Ależ to była potężna dawka energii!
Talent Jakuba Orlińskiego, wrażliwość, żywiołowość, technika i muzykalność leżą u podstaw jego sukcesu. Ale nie sposób też nie docenić roli i potencjału Aleksandra Dębicza, który jest postacią nietuzinkową. Pianista porusza się pomiędzy gatunkami, biegle włada językiem muzyki klasycznej, ale doskonale odnajduje się też na pograniczu jazzu i muzyki filmowej. Aranżuje, komponuje, improwizuje. Ten duet doskonale do siebie pasuje. Fortepian nie jest tu typowym akompaniamentem, a równoprawnym głosem nadającym ton, narzucającym interpretację, uwydatniającym urodę fraz i wokalu Orlińskiego.
Nie da się opisać, jakie emocje towarzyszyły temu koncertowi. Trzeba było tam po prostu być. Owacjom nie było końca, krzyk wyrywał się ludziom z piersi. Odgłos braw unosił się wysoko pod sklepieniem budynku, potęgowany przez echo. To jedno z najpiękniejszych wydarzeń muzycznych, w jakich przyszło mi wziąć udział w ostatnim czasie.
Monika Borkowska