Beksiński – szokujący wizjoner

Zdzisław Beksiński to człowiek renesansu. Malarz, rzeźbiarz, architekt, inżynier, fotograf, grafik. Miał duszę melomana, muzyką klasyczną fascynował się już w wieku szkolnym. Uczył się gry na fortepianie, ale karierę muzyczną przerwał wypadek – w wyniku eksplozji niewybuchu utracił część kciuka i palca wskazującego lewej ręki. Jego niepowtarzalny styl i tematyka prac, w których dominuje strach, śmierć, przemijanie, wyróżniają malarstwo artysty.

Zdzisław Beksiński, Autoportret, 1956-57 r.
(© Muzeum Historyczne w Sanoku), CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons

Chciał studiować w Akademii Sztuk Pięknych. Został nawet przyjęty na studia, ale ojciec chciał, by syn udał się na studia architektoniczne. Beksiński zawarł z rodzicami umowę, że jeśli pomyślnie ukończy architekturę, ojciec opłaci mu kolejne studia, tym razem w szkole filmowej. Marzył bowiem wówczas o karierze reżysera. „[…] Na architekturze uczyłem się rysunku i nigdy nie osiągnąłem z tego przedmiotu więcej niż dostateczny z plusem. Mieliśmy dwanaście godzin na akt. Robiłem to w trzy kwadranse, a potem leciałem do kina. Malarstwa nigdy nie studiowałem […]” – wspominał sam artysta.

Jednak rzeczywistość zweryfikowała plany ambitnego młodzieńca. Ze względu na ówczesny nakaz pracy obowiązujący po uzyskaniu dyplomu musiał zająć się pracą w budownictwie. Zawodowo inspektor nadzoru na budowach – prywatnie objawił się jako artysta, zaczął bowiem w tym czasie rysować.

Poszukiwanie artystycznej drogi

Dziś mało kto kojarzy Beksińskiego z czarno-białymi zdjęciami, jednak to właśnie od tego zaczęła się jego kariera. W fotografii odnalazł się bez problemu. Jako młody artysta wygrywał szereg konkursów międzynarodowych. W drugiej połowie lat 50-tych był już znanym fotografem. Został członkiem Związku Polskich Artystów Fotografików. Jego prace najczęściej przedstawiały ludzkie postaci, skulone lub skrępowane sznurami. Płynący z nich niepokój i lęk potęgowała czarno-biała paleta kolorystyczna. Co ciekawe, do zdjęć bardzo często pozowała sama żona artysty, Zofia. Fotografie Beksińskiego do dziś sprawiają wrażenie świeżych, prezentują doskonałą kompozycję światłocienia, wyjątkowe kadry i wyróżniające się spojrzenie na świat.

Zdzisław Beksiński, Fotografia bez tytułu (Portret żony), 1956–57r.
(© inherited by Muzeum Historyczne w Sanoku), CC BY-SA 3.0

W kolejnych latach Beksiński zajmował się także innymi dziedzinami sztuki wizualnej. Najpierw tworzył ekspresjonistyczne, półabstrakcyjne postaci namalowane pastelami. Następnie zajął się rzeźbą. Były to już dzieła zupełnie abstrakcyjne. Posługiwał się głównie materiałami takimi jak metal, drut, blacha. Wciąż rysował, jego prace zaczęły epatować erotyką, sadyzmem, masochizmem. Można powiedzieć, że artysta na swoich rysunkach „pastwił” się nad żywą osobą. Zdeformowane, związane ciała, mrok i lęk – te hasła najlepiej oddają klimat rysunków.

Ekspozycja w ramach czasowej wystawy „Beksiński. Rzeźby” na Wawelu
fot. Silar, CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons

W okolicach lat 70-tych w jego twórczości przeważać zaczynają obrazy. Oczywiście w pruderyjnej Polsce jego twórczość nie przyjęła się od razu, jednak pozytywnych opinii było coraz więcej. W 1974 roku Beksiński otrzymał nawet nagrodę państwową. Nigdy nie nadawał tytułów swoim obrazom, chciał bowiem, by każdy widz mógł stworzyć własną ich interpretację. To dlatego przy jego pracach widać jedynie numerację.

Zdzisław Beksiński, Bez tytułu, 1968r.
(© inherited by Muzeum Historyczne w Sanoku), CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons
Zdzisław Beksiński, S4, 2004r.
(© inherited by Muzeum Historyczne w Sanoku), CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons

Muzyka, wielka miłość…

Nie cierpiał ciszy, malował wyłącznie przy muzyce. Potrafił jej słuchać nawet przez czternaście godzin dziennie. W swojej pracowni miał zainstalowane profesjonalne nagłośnienie. Tłumaczył, że cisza potęguje w nim uczucie bliżej nieokreślonego braku, co uniemożliwiało mu pracę. Najbardziej cenił twórczość takich kompozytorów jak Ferenc Liszt, Gustav Mahler, Antonin Dvorak, Alfreda Schnittke, Franz Schubert, Cesar Franck, Johannes Brahms, Henryk Mikołaj Górecki, Cloude Debussy, czy atonalny Arnold Schöenberg. Beksiński odnajdywał ukojenie przede wszystkim w muzyce klasycznej, ale syn przekonał go również do rocka oraz popu.

Wiesław Ochman, wybitny tenor, przyjaciel artysty, w albumie „Beksiński. Obrazy” pisał: Zdumiewała mnie wiedza muzyczna Beksińskiego. Znał na przykład twórczość rozpoznawalnego raczej przez koneserów kompozytora Alfreda Sznitkego, którego utwory bardzo cenił. Miał ogromną liczbę płyt kompaktowych z muzyką poważną. Ten zbiór, pedantycznie uporządkowany, znajdował się w pracowni”.

Ładnie” to nie komplement

Ochman wspomina Beksińskiego niezwykle ciepło. Przytacza sytuacje, jakich był świadkiem. I tak na przykład we wstępie do albumu wydanego przez BOSZ pisał: „Zawsze ciągnęło mnie, aby zobaczyć, nad czym aktualnie artysta pracuje. Podczas jednej z wizyt zajrzałem do pracowni i zobaczyłem na sztaludze kroczącą wprost na widza kobiecą postać. Zwracała uwagę szaroperłowa, szlachetna tonacja i jak zwykle gdzieś głęboko pod materią malarską ukryty świetny rysunek. W następnym tygodniu znów odwiedziłem Beksińskich i po powitaniu zakradłem się do pracowni. Zobaczyłem tam ten sam format pracy, ale z jakąś fantastyczną i majestatyczną budowlą. 'A obraz z kobietą skończyłeś?’ – zapytałem. 'Nie – odparł – jest pod tą budowlą. Szwagier powiedział, że jest bardzo ładna, więc zamalowałem ją i zrobiłem katedrę’. Bo określenie 'ładnie’ zupełnie nie przekonywało Beksińskiego, jeśli chodzi o jakość pracy i wartość obrazu”.

Zdzisław Beksiński, Bez tytułu, 1984r.
(© Muzeum Historyczne w Sanoku), CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons

Jego twórczość jest bardzo ekspresyjna. Jakże charakterystyczne są upiorne wizje nasiąknięte erotyką, bólem, przemijaniem i śmiercią. Zdeformowane postaci, szczątki żywych organizmów, fantastyczne pejzaże, złowrogie a jednocześnie w jakiś sposób wciągające. Beksiński uderza w naszą estetykę z wielką siłą. Prowokuje, pozbawia komfortu, może nawet kpi z narzuconych przez współczesność kanonów. Przekierowuje uwagę widzów na sprawy najważniejsze, kluczowe, które syte zachodnie społeczeństwa od siebie odrzucają – śmierć, czas, przemijanie.

Płodny artysta

Mimo że nie nadawał tytułów swoim obrazom, pozostawiając przestrzeń dla odbiorców sztuki, czasem zżymał się na powierzchowne, idące na skróty interpretacje. Pisał na przykład w liście do Marii Turlejskiej w 1968 roku: „Po raz pierwszy skontastowałem naocznie, że moje prace zaczynają być odbierane na zasadzie instruktażu erotycznego, czego nie przewidywałem i co mnie drażni, bo z jednej strony spłyca, a z drugiej strony wsadza do szuflady nieomal z Mają Berezowską. Nikt nawet ćwierć słowa nie wspomniał o niczym innym, tak jakby erotyka przesłoniła im i śmierć, która przecież dominuje w moich pracach, i lęk, i chyba neurastenię”.

Jak pisze w albumie „Beksiński. Obrazy” Wiesław Banach, historyk sztuki a prywatnie przyjaciel Beksińskiego, artysta nie prowadził katalogu swoich prac. Czasem sprzedawał obrazy tuż po ich namalowaniu, wiele z nich trafiło za granicę. Sam szacował, że tworzy mniej więcej 25 prac rocznie, ale – jak zauważa Banach – były lata, gdy pracował więcej i intensywniej. Dorobek artysty jest więc niezwykle bogaty.

O twórczości malarskiej artysty można opowiadać godzinami, ale czyż nie lepiej zobaczyć ją na własne oczy? Okazji po temu nie brakuje. W stołecznym Muzeum Archidiecezji Warszawskiej jeszcze do czerwca tego roku oglądać można kolekcję Anny i Piotra Dmowskich obejmującą 27 obrazów Zdzisława Beksińskiego. Wystawie towarzyszy muzyka, która potęguje odbiór sztuki artysty. A jeśli po obejrzeniu tej ekspozycji ktoś poczuje niedosyt, może wybrać się do Muzeum Historycznego w Sanoku, gdzie mieści się największa na świecie wystawa prac artysty. Mamy szansę prześledzić tam przemiany stylistyczne i formalne w jego twórczości na przestrzeni lat, obejrzeć zarówno obrazy, jak i fotografie, czy rzeźby. W galerii znajduje się między innymi ostatni obraz, ukończony w dniu śmierci artysty. Obie wystawy są warte odwiedzenia.

Julia Borkowska

Beksiński – Kolekcja Anny i Piotra Dmochowskich w MAW – Muzeum Archidiecezji Warszawskiej

Galeria Zdzisława Beksińskiego (muzeum.sanok.pl)


Opublikowano

w

,

Tagi: