„Come back…”. Tradycja i żar młodości!

Płyta Henryka Miśkiewicza wpadła mi w ręce dość późno, dokładnie osiem miesięcy po jej rynkowym debiucie i na chwilę przed tym, gdy otrzymała zasłużoną – w moim przekonaniu – nominację do Fryderyków. „Come back…” to powrót do muzyki, którą Miśkiewicz skomponował i zaaranżował w latach 1975–1985. Był to pierwszy okres, w którym pisał utwory dla Orkiestry Polskiego Radia. Docenić trzeba postawę Andrzeja Trzaskowskiego, który nie tylko zachęcał młodego Henryka do pisania, ale też pozwolił mu skonfrontować się z tworzeniem opracowań utworów największych legend światowego jazzu. Na płycie znalazło się chociażby opracowanie Karawany Duke’a Ellingtona i Juana Tizola.

Filip Weichert, Płyta Henryka Miśkiewicza, Come back…
Okładka płyty

Henryk Miśkiewicz jest mistrzem melodii. Umiejętność tworzenia śpiewnych motywów nie jest dziś oczywista, w ostatnich dekadach zdaje się powoli zanikać. Tymczasem Miśkiewicz partie improwizowane wypełnia finezyjnymi frazami wybijającymi się na tle mocno zarysowanej sekcji rytmicznej. Pozostaje przy tym niezwykle sprawnym instrumentalistą. Wydobywa głębię brzmienia saksofonu, bawi się dźwiękami, barwą. Słuchacz ma wrażenie, jakby upływ czasu go nie dotyczył. Otwiera młodych muzyków – mocno naznaczonych klasycznym sznytem – na nowe doświadczenia. Prowadzi ich przez meandry swojej muzyki, biorąc częściowo odpowiedzialność za brzmienie zespołu. A band kierowany przez Piotra Kostrzewę odwzajemnia się zaufaniem i ogromnym zaangażowaniem.

Gdy słucham płyty, przychodzi mi na myśl kultowa seria wydawnicza Polish Jazz nagrywana dla Polskich Nagrań Muza. W latach 80. minionego wieku z wypiekami słuchałem jej za sprawą mojego Taty, traktując nobliwą nazwę nie tyle jako relikt minionych już czasów, ale wyrazisty znak jakości właściwy tylko tym, którzy w wybitny sposób zapisali się na kartach muzyki znad Wisły. Płyta „Come back…” z pewnością spełnia te kryteria.

Krążek idealnie nadaje się do otwierania młodych serc na doświadczenie muzyki jazzowej. Przystępność formy zaproponowanej przez Miśkiewicza rozumieć należy nie w kategorii prostoty, a wizjonerskiego talentu, który buduje most, łącząc przeszłość z teraźniejszością, tradycję z nowoczesnością. Moja dwunastoletnia córka już drugiego dnia, kiedy płyta pojawiła się w naszym domu, zabrała ją do swojego pokoju. „Come back…” dla młodego pokolenia może być podobnym odkryciem, jak projekt stworzony kilka już lat temu przez Zbigniewa Wodeckiego i zespół muzyczny Mitch&Mitch.

Piotr Kostrzewa i Chopin University Big Band w książeczce dołączonej do nagrania wyrazili Henrykowi Miśkiewiczowi swoją wdzięczność. Akcent postawili na talent, twórczość i przyjaźń. Wszystko to zawarte zostało w ostatecznym brzmieniu płyty.

Wydawcą albumu jest Agencja Muzyczna Polskiego Radia. Głęboko wierzę, że gdzieś tam, na niebieskich połoninach, zapowiedź do wersji koncertowej nagrał już charakterystycznie zgarbiony, stojący przy estradowym mikrofonie na scenie Studia im. Witolda Lutosławskiego, w delikatnie przekrzywionej czapeczce z daszkiem, Jan Ptaszyn Wróblewski. „Te minimum trzy kwadranse jazzu – z projektem Come back… Serdecznie Państwu polecam!”.

Filip Weichert


Opublikowano

w

Tagi:

Przegląd prywatności
Dla Kultury

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.

Ściśle niezbędne ciasteczka

Niezbędne ciasteczka powinny być zawsze włączone, abyśmy mogli zapisać twoje preferencje dotyczące ustawień ciasteczek.

Ciasteczka stron trzecich

Ta strona korzysta z Google Analytics do gromadzenia anonimowych informacji, takich jak liczba odwiedzających i najpopularniejsze podstrony witryny.

Włączenie tego ciasteczka pomaga nam ulepszyć naszą stronę internetową.