Czego nie widzą kamery. Konkursowe przesłuchania na żywo

Trwa II Międzynarodowy Konkurs Chopinowski na Instrumentach Historycznych. Wszyscy mamy możliwość oglądania zmagań pianistów, które są emitowane na bieżąco w internecie czy w radio i słuchać rozmów ekspertów oceniających występy. Dużo jednak dzieje się poza kamerami, a obecność na sali filharmonii pozwala to uchwycić.

Fot. Narodowy Instytut Fryderyka Chopina

Przed sesją poranną półfinałów w sali kameralnej widownia powoli zapełnia się ludźmi. Dziennikarze pozdrawiają się na odległość, nawołują, zasiadają razem, tworząc grupki. W trakcie występów są trochę jak lekarz na sali operacyjnej, chłodni, z analitycznym podejściem. Zdarza im się zażartować z niepowodzeń. Notują w swoich zeszytach drobnym maczkiem uwagi dotyczące poszczególnych uczestników i ich wykonań. Słychać skrobanie ołówka o papier. Ktoś pisze bezszelestnie w tablecie. Są w pracy.

Pianiści wychodzą kolejno na scenę. Postawili wszystko na jedną kartę, całe życie poświęcili muzyce. Pracują intensywnie, mają ogromne wymagania wobec samych siebie. Teraz muszą zaprezentować swoje wieloletnie dokonania w trakcie – w najlepszym wypadku – trzech występów, mając świadomość, że najmniejsze potknięcie jest w stanie zaważyć na odbiorze ich prezentacji.

Jakkolwiek by tego nie skrywali, muszą czuć stres. Pośrodku sali przy długim stole siedzą jurorzy, uznane postaci muzycznego świata, od których zależy los młodych instrumentalistów w tym konkursie. Uczestnicy widzą ich, kłaniając się przed występem.

Większość z wykonawców radzi sobie z tremą. Doświadczenie sceniczne przynosi efekty. W pewnym momencie muzyka ich unosi, wpadają w rodzaj transu, do tego stopnia, że nie pamiętają później swoich wykonań. Ale nie zawsze wytrzymują presję. Ktoś się pomylił. Jeden błąd, za chwilę drugi… Gdy pojawi się potknięcie na początku, narasta stres, który z kolei zwiększa możliwość dalszych pomyłek, gorszego wykonania. Zamknięte koło. Wyrazy uznania dla tych, którzy potrafią się odbić od tego niepowodzenia, otrzepać pióra i pójść dalej.

Sportowcy mają zapewnioną stałą opiekę psychologa, tamtejsze środowisko ma świadomość, że wykonuje on nie mniej istotną pracę niż trener, tymczasem muzycy zdani są sami na siebie. Oczywiście mogą na własną rękę poszukać pomocy, ale przydałoby się wsparcie systemowe. Wielu z nich „odpada” po drodze ze względu na stres, nie potrafią sobie poradzić z presją, nieustanną oceną otoczenia. Wiadomo jednak, że sport to większe pieniądze, a zatem większe możliwości.

Kolejny uczestnik w największym skupieniu wykonuje program. W pewnym momencie z kąta sali dochodzi dziwny odgłos, popiskiwania, szmerów. Nie wiadomo, czy dźwięk wydobywa się z głośników, czy z urządzenia przyniesionego przez któregoś ze słuchaczy. Publiczność wyrwana z zamyślenia rozgląda się wokół, szukając źródła zakłóceń. Trwa to dłuższy czas. W pewnym momencie odgłosy cichną, przy czym sam pianista z pokerową twarzą kontynuuje swój występ. Nie mógł tego nie słyszeć. Wykazał się zimną krwią, nie każdemu by się to udało.

W tle mazurków, polonezów i sonat słychać pobrzękiwanie kluczyka od szatni, który upadł komuś na podłogę, odgłos składającego się fotela. Komuś nawet zadzwoniła komórka. Tak, to się ciągle zdarza, mimo emitowanych przed każdym koncertem próśb o wyłączenie telefonów. Wykonawca spogląda z wyrzutem w tę część sali, z której dobiegł sygnał. Odciągnęło to jego myśli od muzyki… I to w tak ważnym momencie.

Im dłużej trwają przesłuchania, tym mniej tlenu w pomieszczeniu. Gdzieniegdzie słychać ziewanie, skrzętnie notujący w trakcie pierwszej części przesłuchań teraz już trochę rzadziej sięgają po długopis. Trudniej się skupić. Ciekawe, jak duży wpływ na ocenę mają takie czynniki jak kolejność występów, to jak bardzo zmęczeni są oceniający, jaki poziom zaprezentował muzyk grający chwilę wcześniej, jaka była pogoda (to ważne szczególnie dla meteopatów).

Przerwa. Chwila oddechu, okazja by się dotlenić, wypić kawę serwowaną w kącie korytarza. Słuchacze dyskutują o dźwięku konkretnych egzemplarzy fortepianów, oceniają występy. W przestrzeni Dwójki, w kąciku radiowym, praca wre. Pojawiają się rozmowy, pierwsze komentarze. W tak dużym gwarze nie sposób wyłowić słów, ale można przecież włączyć radio w telefonie. Cześć osób chce od razu skonfrontować swoje odczucia z opiniami ekspertów.

Dzwonek zapowiada koniec przerwy, wszyscy powoli wracają na miejsca. Również para w średnim wieku. Mężczyzna między przesłuchaniami słuchał radia, podczas gdy kobieta oddaliła się na moment. – Mazurki były bardzo złe – powiedział kąśliwie, dzieląc się zasłyszanymi chwilę wcześniej opiniami dziennikarzy. – Aż tak złe? – zdziwiła się kobieta. – Mało tego, sonata była wyjątkowo słaba – dopowiedział. – I sonata też? – w tym momencie oboje parsknęli śmiechem.

Tak to jest, eksperci swoje, publiczność swoje. Na szczęście, bo dzięki temu pianiści mogą liczyć na ciepłe przyjęcie. To ważne, biorąc od uwagę, ile pracy kosztowało ich przygotowanie się do występu, ile serca włożyli w pracę nad programem. Słuchacze chętnie dają się ponieść muzyce, szukają pięknych momentów. Krytycy – siłą rzeczy – są wyczuleni na błędy i słabości. Tym bardziej w konkursie.

Po przesłuchaniach publiczność nieśpiesznie opuszcza filharmonię. Ludzie idą wolnym krokiem, dzieląc się wrażeniami. W głowie przewijają się usłyszane przed chwilą motywy. Jeszcze kilka takich wyjątkowych dni i wszystko wróci do normy. Jedni pójdą do pracy, drugich czeka długa podróż do domu, czasem na inny kontynent. Na razie jednak jest tu i teraz. Na szczęście już wkrótce, za dwa lata, odbędzie się Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina. Nie trzeba więc będzie czekać na kolejne takie święto pięciu lat.

morb

Partnerem materiału jest


Opublikowano

w

Tagi: