Handel sztuką w czasie okupacji. Historie warszawskich antykwariuszy

W okupowanej Warszawie, choć trudno sobie to wyobrazić, funkcjonował rynek sztuki. Handel odbywał się przede wszystkim w okolicy ulic Mazowieckiej i Kredytowej, gdzie mieściły się najważniejsze antykwariaty: Skarbiec, Miniatura, Krynolina i Biały Kruk. Poszczególne firmy specjalizowały się w handlu obrazami, porcelaną, biżuterią, książkami i meblami.

W ramach Wykładów Czwartkowych prowadzonych przez warszawskie Muzeum Narodowe Karolina Zalewska, historyczka sztuki i edukatorka MNW opowiadała o wojennych losach antykwariuszy i obrazów, którymi przyszło im handlować. – Może to się wydawać zaskakujące, że w czasie wojny, gdy na ulicach trwały łapanki, istniało getto, ludzie z trudem wiązali koniec z końcem, bujnie rozwijał się handel dziełami sztuki – rozpoczęła swój wykład.

Uliczna sprzedaż obrazów, Warszawa 1940, fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Z drugiej jednak strony wojenna rzeczywistość generowała ruch na rynku. Ludzie potrzebowali pieniędzy. Tracili pracę, majątki, posiadacze obrazów sprzedawali więc swoje kolekcje. Poza tym w czasie wojennej zawieruchy przemieszczano się, czasem ruszano w inny region kraju, a czasem przenoszono się do mniejszych mieszkań. Dobytek w postaci kolekcji obrazów, nierzadko w dużych bogato zdobionych ramach, nie nadawał się do transportu. Łatwiej było spieniężyć kolekcję i udać się w podróż bez dodatkowego kłopotliwego (choć cennego) bagażu.

Kto w takim razie kupował? – Ludzie, którzy w czasie wojny nie stracili pieniędzy. Po wojnie mówiło się o nich negatywnie, ale nie można uogólniać. Pamiętajmy, że tylko ci, którzy mieli wielkie zakłady i bardzo dobrze zarabiali, byli w stanie zapewnić pracę i dokumenty innym, by przeżyli. Często zresztą robiono zakupy z myślą o przekazaniu tych dzieł po wojnie do muzeów – mówiła Zalewska. Choć Powstanie Warszawskie, rok 1945 i trudne lata powojenne wiele tych szczytnych celów zweryfikowały. Mnóstwo dzieł uległo zniszczeniu, a w niektórych przypadkach sytuacja ekonomiczna i polityczna zmusiła właścicieli do zmiany podejścia.

W czasie okupacji ludzie lokowali środki w dzieła sztuki, bo „pieniądz był niepewny”. Drogie eksponaty, które nie traciły na wartości, zapewniały jako takie bezpieczeństwo finansowe. Byli też wciąż koneserzy, miłośnicy sztuki, którzy w antykwariatach uzupełniali swoje kolekcje.

Arystokratyczny biznes

Pomiędzy jedną a drugą grupą działali pośrednicy, w tym właściciele antykwariatów. Było ich w czasie okupacji bardzo wielu. Pracę kontynuowali przedwojenni antykwariusze, pojawiali się też nowi, nierzadko rekrutujący się z arystokracji. – Byli to ludzie wysoko urodzeni, których wojna pozbawiła domów i majątków ziemskich. Obracali się całe życie wśród dzieł sztuki, znajomość sztuki była elementem ich wykształcenia. Często nie potrafili robić niczego innego i odnajdywali się w handlu dziełami sztuki – mówiła Zalewska.

W miasto ruszali w tym czasie również pracownicy Muzeum Narodowego. Współpraca z rynkiem antykwarycznym miała dla muzeum ogromne znaczenie. Można było kontrolować, czym się handluje, kto kupuje, w jaki sposób sztuka przechodzi z rąk do rąk. Wiele cennej wiedzy przekazali w swoich powojennych wspomnieniach sami antykwariusze, którzy notowali, jakie obrazy przechodziły przez ich sklepy i do kogo trafiały.

W marcu 1940 r. gubernator Hans Frank wydał zarządzenie, na mocy którego działalność kulturalna na terenie Generalnej Guberni była dopuszczalna jedynie za zgodą Wydziału Propagandy w Rządzie Generalnego Gubernatorstwa, jednocześnie całkowicie zakazano takiej działalności Żydom. Jeśli chodzi o handel sztuką, zezwolono Polakom na sprzedaż obrazów i innych dzieł sztuki w kawiarniach, księgarniach i na ulicach. Antykwariusze prowadzili działalność oficjalnie. Konieczne było jednak uzyskanie specjalnego niemieckiego zezwolenia, które przyznawano po przesłuchaniu, podczas którego należało potwierdzić swoje kompetencje w tym zakresie. Jak podkreślała prowadząca wykład, Niemcy nie byli specjalnie zainteresowani sztuką polską. Nie cenili jej. Dla nich nie było problemem, że tym się handluje.

Ku pokrzepieniu…

Miejsca, w których handlowano sztuką, były dla warszawiaków namiastką normalności. Mogli przechodząc obok witryn antykwariatów podziwiać wystawione na nich prace. A były to nie byle jakie obrazy – Matejki, Grottgera, Gersona i innych polskich artystów. – Zestawiano obrazy ze smakiem, często tematycznie. Ludzie zatrzymywali się, oglądali je. Była to dla nich namiastka muzeum – opowiadała Zalewska. Antykwariaty ładnie urządzano, wyposażano w stoliki, bibeloty, dokładano starań, by wrażenia estetyczne były jak najlepsze. Zdarzało się, że wpadali tam miłośnicy sztuki, by zamienić słowo o malarstwie, poobcować z kulturą. Wykraść dla siebie chwilę normalności w tej nieludzkiej rzeczywistości.

Wnętrze antykwariatu „Miniatura” w Warszawie przy ul. Mazowieckiej 13, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Antykwariusze z czasem nauczyli się, że nie wolno nikogo oceniać po wyglądzie. Wspominali, że zdarzali im się klienci, którzy wyglądali jak osoby potrzebujące pomocy, bardzo biednie ubrane. Wchodzili do antykwariatu i zostawiali tam gigantyczne sumy. W takim przebraniu czuli się bezpieczniej, nikt nie posądziłby ich, że niosą tak dużą gotówkę.

Handel koncentrował się w okolicach ulic Mazowieckiej i Kredytowej. Tam jeszcze przed wojną kwitło życie artystyczne. Na Mazowieckiej 12 mieściła się kawiarnia Ziemiańska, najpopularniejsze miejsce spotkań mieszkańców stolicy w okresie międzywojennym. Nic dziwnego, że właśnie w tych okolicach powstały antykwariaty, tak popularne wśród ludzi związanych ze sztuką. Antykwariusze bardzo dobrze się znali, nie konkurowali ze sobą, czasem się przyjaźnili.

Józef Rapacki, Wnętrze kawiarni „Ziemiańska”, 1926, źródło: Cyfrowe MNW

Najsłynniejszym antykwariatem był „Skarbiec” przy Kredytowej 9 Wandy Czernic-Żalińskiej. Jego właścicielka spisała po wojnie szczegółowe wspomnienia, w których zapisała, jakie dzieła sztuki przechodziły przez jej antykwariat, kto sprzedawał, kto kupował. Po wojnie ustalała losy tych obrazów. „Skarbiec” otwarty został na początku 1940 r. Działał na zasadzie komisu.

Znany był też m.in. antykwariat „Miniatura” przy Mazowieckiej 13 prowadzony przez Zofię Potocką i Benedykta Tyszkiewicza. Potocka od dziecka miała styczność z handlem antykwarycznym. Jej ojciec miał zostać zesłany za działalność polityczną, ale dzięki wstawiennictwu znanych osób zezwolono mu na wyjazd z kraju. Udał się do Mediolanu i tam założył antykwariat. Zofia jako dziecko buszowała po sklepie, pomagała pakować towar, była oswojona z tą pracą. Nic dziwnego, że w czasie wojny chwyciła się za to zajęcie. Złożyła antykwariat wspólnie z kuzynem Tyszkiewiczem. „Miniatura” nie działała jako komis. Właściciele kupowali obiekty na własność, po czym je sprzedawali.

Przy Krakowskim Przedmieściu 7 znajdował się inny antykwariat, Stefana Kozakiewicza, Marii Zenowiczówny i Macieja Masłowskiego. Kozakiewicz był dawnym pracownikiem muzeum. Ze względów zdrowotnych musiał przerwać pracę. Otworzył punkt wraz z dwójka innych osób tuż przed Powstaniem. Wiele obrazów nie przetrwało wojny. Antykwariat działał jeszcze przez pięć powojennych lat. Od 1950 roku handel dziełami sztuki upaństwowiono. Zajęła się nim Desa. Wówczas punkt zlikwidowano. Kozakiewicz spisał wspomnienia z czasów okupacji, przekazując wiele ciekawych informacji na temat handlu dziełami sztuki. Jego najpoważniejszym klientem był Leon Nasierowski, właściciel firmy farmaceutycznej. Kupował on bardzo dużo dzieł, jako że jego biznes w czasie wojny nie ucierpiał.

Żydowskie kolekcje

Nie sposób pominąć kwestii antykwariuszy żydowskich. W Warszawie przed wojną było ich bardzo wielu. Po wybuchu wojny antykwariaty żydowskie nie mogły działać. Powierzano ich prowadzenie ludziom, którzy w mniejszym lub większym stopniu reprezentowali interesy byłych właścicieli.

Jednym z najbardziej znanych był Abe Gutnajer, polski marszand żydowskiego pochodzenia, jeden z największych antykwariuszy II Rzeczypospolitej, organizator aukcji i wystaw malarstwa polskiego. Sprowadzał z Europy dzieła polskich artystów i sprzedawał je ponownie w Polsce. Specjalizował się w dobrym polskim malarstwie drugiej połowy XIX wieku.

Gutnajer miał pokaźną kolekcję zbiorów. Do getta zabrał ze sobą „Portret czytającego mężczyzny” Pietera de Grebbera. Czy coś więcej – nie wiadomo. Część prac zdeponował u swojego przyjaciela, Edmunda Mętlewicza, który na zlecenie Abe sprzedawał je w warszawskich antykwariatach, przekazując pozyskane w ten sposób pieniądze do getta. Gutnajer zmarł w getcie w 1942 r., według relacji miał zostać zastrzelony przez Niemców na stole operacyjnym. Wraz z nim zginął lekarz, Franciszek Raszeja, który wszedł na teren getta z legalna przepustką, by zająć się Gutnajerem.

Pieter de Grebber, Portret czytającego mężczyzny, Public domain, via Wikimedia Commons
Anna Rajecka, Dziewczyna z gołąbkiem
źródło: Cyfrowe MNW

Największe XIX-wieczne perełki

W czasie okupacji przez warszawskie antykwariaty przechodziły ważne dzieła polskich artystów, m.in. „Dziewczyna z gołąbkiem” Anny Rajeckiej (1789/1790), „Ofelia” Artura Grottgera (1865), „Astry w wazonie” Władysława Ślewińskiego (1903), prace Wojciecha Gersona, m.in. „Tatry”, „Kazimierz Odnowiciel wracający do Polski” (1893), „Bez ziemi” (1888). Pojawiały się tu również liczne dzieła Jana Matejki, w tym m.in. „Portret córki Beaty z kanarkiem”, „Ksiądz Kordecki na murach Częstochowy”, szkic olejny „Batory pod Pskowem”, „Otrucie ostatniego księcia mazowieckiego Janusza”, czy zaginiony autoportret malarza namalowany na rok przed jego śmiercią, a także wiele ważnych dzieł innych polskich twórców.

– W Warszawie przed wojną kolekcjonowało się dobrą sztukę polską z XIX i początku XX wieku. Mało kolekcjonerów interesowało się sztuką dawną. Takich prac w antykwariatach nie było zbyt wiele. Nie sprzedawano też awangardy. To nie cieszyło się zainteresowaniem – mówiła Karolina Zalewska. Obiekty przed wstawieniem do antykwariatu były poddawane konserwacji i odświeżane.

Wybuch Powstania Warszawskiego zakończył działalność antykwariuszy. Wiele cennych dzieł tak pieczołowicie doglądanych uległo w tym czasie zniszczeniu lub spaleniu, część rozkradziono. Zniszczone kamienice, gruzowiska, cmentarze na podwórkach – to był obraz Warszawy 1944 roku. Wojna zebrała swoje krwawe żniwo, pochłaniając ludzkie istnienia i dorobek kulturowy. Na szczęście sporo obrazów uratowano, niektóre odnaleziono wiele lat później. Być może wciąż pozostają nieodkryte w kolekcjach prywatnych.

Monika Borkowska

Karolina Zalewska, historyczka sztuki, edukatorka MNW, prowadzi firmę specjalizującą się w kwerendach archiwalnych i opracowaniach dokumentacji zabytków na potrzeby prac konserwatorskich, projektów architektonicznych i muzealnych.

Wykład odbył się w ramach Wykładów Czwartkowych organizowanych przez Muzeum Narodowe w Warszawie

Kalendarium / Wydarzenia / Muzeum Narodowe w Warszawie (mnw.art.pl)

mecenas kultury


Opublikowano

w

Tagi: