Jakub Józef Orliński wymyka się wszelkim stereotypom. Śpiewa muzykę dawną, w dodatku tak nieoczywistym głosem jak kontratenor. Ma talent, niezwykłą charyzmę i… rzeszę obserwujących w mediach społecznościowych. Na jego koncertach pojawia się mnóstwo młodych ludzi. Tańczy breakdance, również do muzyki Bacha, a w przeszłości zajmował się modelingiem. Ma też na swoim koncie epizody aktorskie. Młody, pełen energii, pozytywnie nastawiony do świata, zaraża optymizmem. Nie sposób go nie polubić.
Ma 33 lata i pochodzi z Warszawy. Wychował się w domu wielopokoleniowym na warszawskim Żoliborzu. Mieszkał tam z rodzicami, dziadkami i kuzynami. Podkreśla, że miał wspaniałe dzieciństwo. Deskorolka, tenis, capoeira, akrobatyka, śpiew, lekcje pianina, breakdance – mógł próbować wszystkiego. Dziś żyje na walizkach, przemieszczając się z miejsca na miejsce, ale zawsze z radością wraca do domu, który – jak zawsze podkreśla – jest jego przystanią.
Dziadkowie Jakuba Józefa byli architektami, ojciec jest grafikiem komputerowym i malarzem, a mama – malarką i rzeźbiarką. Także brat związany jest ze sztukami wizualnymi, pracuje jako grafik komputerowy. Jakub Józef śladem najbliższych poszedł do liceum plastycznego, ale po dwóch latach się poddał. Jak sam przyznał – nie szło mu najlepiej. Tradycyjnie już pod koniec zajęć praktycznych grupa zbierała się przed sztalugami Jakuba, by… pożartować. Tymczasem on żył jeszcze nadzieją, że obudzi się w nim drzemiący talent plastyczny.
Po dwóch latach postanowił wdrożyć plan B i zamienił pędzel na podręcznik do historii muzyki. W porozumieniu z nauczycielem występował na zajęciach z rysunku w roli modela, z książką w ręku. Zdecydował, że będzie zdawał maturę z historii muzyki i starał się jak najbardziej efektywnie wykorzystywać czas. Od ósmego roku życia śpiewał w amatorskim chórze „Gregorianum”. Rozmyślając nad swoją przyszłością doszedł do wniosku, że śpiew przynosi mu wiele radości i zdecydował się zdawać na kierunek wokalny.
Wiatr w oczy
Z ujmującą szczerością opowiada o swoich niepowodzeniach w trakcie edukacji, począwszy od liceum plastycznego, po egzaminy na studia w Warszawie a później w Nowym Jorku. Jest skromny i bardzo zdystansowany do siebie. W 2009 roku rozpoczął studia w klasie Anny Radziejewskiej na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie, ale – jak mówi – przez pierwsze trzy lata musiał płacić za naukę, bo nie był wystarczająco dobry. Zarabiał m.in. występując jako model w kampaniach reklamowych wielu marek. W przeciwieństwie do kolegów nie miał za sobą muzycznej edukacji, musiał więc pracować intensywniej, by nadrobić zaległości. Uczelnię ukończył w 2014 roku, po czym po roku udał się do Nowego Jorku, gdzie zdawał do Juilliard School of Music. Również tu nie obyło się bez problemów, nie dostał się do szkoły na wybrany kurs w pierwszym rzucie. Ostatecznie jednak trafił pod skrzydła uznanej śpiewaczki i pedagoga, Edith Wiens.
Z rozrzewnieniem wspomina swoich nauczycieli, w tym Annę Radziejewską, która – jak podkreśla – zawsze w niego wierzyła, poświęcając mu dużo czasu i wysiłków. Z drugiej strony on sam bardzo przykładał się do nauki. Nie było kolorowo. Jak wspomina, rozwiązywał jeden problem, po czym zaraz pojawiały się kolejne, nad którymi trzeba było pracować. A w międzyczasie nie było poklepywania po plecach i pochwał. Mimo wszystko czuł z jej strony duże wsparcie. To była ciężka wspinaczka na szczyt.
Efekty tej pracy są widoczne. Dziś Jakub Józef Orliński występuje na największych scenach świata. Śpiewa w krajach europejskich, ale występował również w Brazylii, Argentynie, Kolumbii, w Stanach Zjednoczonych (w tym w Carnegie Hall i Metropolitan Opera) oraz w wielu innych miejscach. Od małych salonów, kościołów, po większe sceny, gdzie na widowni zasiada po kilka tysięcy osób. Występował między innymi również w Metropolitan Opera i Carnegie Hall. Zdobył wiele nagród i wyróżnień.
Jego pasją jest muzyka barokowa. Na płyty, które nagrywa, wybiera nieznane utwory, wyszperane w bibliotekach. W poszukiwaniach pomaga mu przyjaciel, również śpiewak, Yannis François. Jest z czego wybierać, bo w baroku powstawało bardzo wiele utworów. Każda okazja warta była uwiecznienia, stąd tyle muzycznych perełek. Za każdym razem, gdy prezentuje utwór niewykonywany od setek lat, czuje dreszcz emocji i ogromną satysfakcję. Jakub Józef podkreśla, że jego albumy nie są przypadkowe, zawsze znajduje klucz, by łączyć utwory. Dużą wagę przykłada nie tylko do warstwy muzycznej, ale też do oprawy graficznej swoich krążków, co jest zapewne efektem rodzinnych tradycji w zakresie sztuk wizualnych.
Przełamując bariery
Kontratenor to śpiewak, który mimo przebytej mutacji głosu dzięki odpowiedniej technice i wrodzonym uwarunkowaniom jest w stanie operować pełną skalą altu (kontratenor altowy), mezzosopranu (kontratenor mezzosopranowy) lub nawet sopranu (kontratenor sopranowy). Niegdyś głosem takim dysponowali kastraci. Śpiewacy dawali się okaleczyć w imię wielkiej muzycznej kariery. Dziś tego typu efekty uzyskuje się dzięki specjalnej technice śpiewu.
Jakub Józef Orliński na co dzień posługuje się niskim, męskim głosem. Zaczynał w chórze chłopięco-męskim jako alt. Z czasem z wielkiego chóru wyłonił się mniejszy zespół wokalny liczący 8-9 osób, który wykonywał głównie repertuar średniowieczny na bas, bas baryton i tenor. Jakub Józef śpiewał – już po mutacji – głos środkowy. Gdy repertuar zaczął się poszerzać się o utwory renesansowe, pojawiało się zapotrzebowanie na wysokie głosy. Do śpiewania w najwyższych rejestrach wytypowano najmłodszych członków zespołu, w tym Orlińskiego. – Ja naprawdę nie mam pojęcia, jak to się stało. To był rodzaj eksperymentów i eksploatacji tego głosu. Nie wiedziałem, że to nazywa się kontratenor, że jest coś takiego jak technika falsetowa – wspominał podczas wywiadu w „Radio dla Ciebie”. Szybko doszedł do wniosku, że jako kontratenor ma sporo do zaoferowania.
Jeszcze jakiś czas temu występ kontratenora budził wśród słuchaczy zdumienie. Przez ostatnie lata wiele się jednak zmieniło za sprawą takich osobowości jak francuski śpiewak Philippe Jaroussky czy właśnie Jakub Józef Orliński. Orliński wspomina, że gdy zaczynał studia w 2009 roku sytuacja przedstawiała się inaczej. – Organizowane były audycje klasowe, przychodziło na nie około dwadzieścia starszych osób, z czego gdy zaczynałem śpiewać wychodziło pięć. To nie jest fajne uczucie – mówił w „Radio dla Ciebie”. Dziś jego nazwisko przyciąga jak magnes. Gdy pojawia się zapowiedź koncertu, bilety rozchodzą się jak świeże bułeczki. Trzeba mieć szczęście, by zdążyć je kupić, zanim pula zostanie wyczerpana. Przychodzi mnóstwo słuchaczy, nie tylko osoby starsze, ale też bardzo dużo ludzi młodych, którzy śledzą konta śpiewaka w mediach społecznościowych. Orliński robi dużo, by przełamywać granice i burzyć zapory, propagując muzykę dawną i operę w szerokich kręgach. I to się naprawdę udaje.
Monika Borkowska