Wiosną 1874 r. w jednym z paryskich atelier fotograficznych przy Boulevard des Capucines, zebrała się grupa młodych malarzy – Claude Monet, Pierre-Auguste Renoir, Edgar Degas, Camille Pissarro i kilku innych. Nie byli sławni, traktowano ich z pobłażaniem lub kpiną. Postanowili wystawić swoje prace poza oficjalnym Salonem Paryskim, gdzie konserwatywna krytyka od lat decydowała o tym, kto zasługuje na miano malarza, a kto nie. Ten bunt miał zmienić historię sztuki.

Okna od podłogi do sufitu sprawiły, ze było to idealne miejsce na pierwszą wystawę impresjonistów
Wśród prezentowanych dzieł znalazł się niewielki, mierzący zaledwie 48 na 63 centymetry, olejny obraz Moneta. Ukazywał port Le Havre (rodzinnego miasta artysty) o świcie. Na wodzie unosiły się łodzie rybackie, w oddali majaczyły dźwigi portowe spowite mgłą, a w centrum kompozycji płonął pomarańczowy krąg słońca. Monet zatytułował płótno „Impresja, wschód słońca” (fr. „Impression, soleil levant”). Nie spodziewał się, że to właśnie ten obraz stanie się symbolem rewolucji.

Krytyk Louis Leroy, opisując wystawę, użył tytułu Moneta w sposób szyderczy. Termin „impresja” w jego tekście był powtórzony wielokrotnie w sposób przypominający wręcz obelgę. Skrytykował również samo dzieło, twierdząc, że nie przedstawia niczego konkretnego, jest szkicem, niedokończoną wprawką, ledwie dotknięciem pędzla. W rzeczywistości Leroy ukuł termin, który z kpiną miał zdyskredytować malarzy, a który (o ironio!) z czasem został przyjęty jako dumny sztandar nowej epoki: impresjonizm.
Historia sztuki zna wiele przełomowych dzieł – ale niewiele z nich nadało imię całemu kierunkowi. „Impresja, wschód słońca” należy do tej wyjątkowej kategorii. Od szyderczej uwagi krytyka do dumnej deklaracji artystów minęło zaledwie kilka lat.

Kolory zamiast konturów
Patrząc na obraz, widzimy nie tyle port, co światło rozpraszające się na wodzie. Kontury budynków, żagli i dźwigów znikają we mgle. Paleta barw jest chłodna, zdominowana przez błękity i szarości, które kontrastują z ognistym, pomarańczowym krążkiem słońca.
Monet świadomie rezygnował z czerni, unikając ciężkich linii. Cienie powstawały przez zestawianie kolorów, a nie przez ich przyciemnianie. Pociągnięcia pędzla były szybkie, fragmentaryczne, pozostawiające widzowi przestrzeń do domysłu. To właśnie w tej technice krytycy widzieli niedbalstwo, a przyszłe pokolenia – genialne przełamanie akademickiej rutyny.
Skandal i fascynacja
Reakcje na pierwszą wystawę impresjonistów były gwałtowne i skrajnie różne. Jedni kpili, że obrazy wyglądają jak niedokończone płótna uczniów, inni byli zafascynowani nową energią. Publiczność, przyzwyczajona do gładkich, wypolerowanych płócien historycznych i mitologicznych, nagle zobaczyła spontaniczne malarstwo o codzienności: porty, ulice, kawiarnie, tańce, pola i ogrody.
„Impresja, wschód słońca” szczególnie irytowała tradycjonalistów, bo zamiast monumentalnej sceny dawała widzowi mglistą wizję. Ale właśnie w tej „mglistości” tkwił przełom. Monet wywrócił do góry nogami hierarchię tematów: zamiast wielkich opowieści historycznych pokazał banalny poranek w porcie – i to on stał się początkiem nowej sztuki.

Monet malował obraz, stojąc w jednym z oknien tego budynku.
Symbol nowoczesności
Obraz Moneta to nie tylko dzieło malarskie – to pewnego rodzaju manifest. W świecie przyspieszających zmian obejmujących rozwój kolei, industrializację, coraz szybsze tempo życia w wielkich miastach, które wtedy dezorientowało ludzi nie mniej niż dzisiejsza rewolucja technologiczna, impresjonizm oddawał puls współczesności. Krótkie, migotliwe spojrzenia, chwilowe wrażenia, pośpiech i brak czasu – tak właśnie postrzegano świat drugiej połowy XIX wieku.
Początkowe kontrowersje nie odebrały siły „Impresji” i w niedługim czasie stała się ona ikoną. Do dziś zajmuje jedno z centralnych miejsc w Musée Marmottan Monet w Paryżu. Współcześni, patrząc na ten niepozorny olej na płótnie, mogą spróbować zobaczyć to, co widział Monet tamtego poranka w Le Havre: morze spowite mgłą, słońce wyłaniające się powoli zza horyzontu, odbicie pomarańczowej kuli na falach. Ale mogą też zobaczyć coś jeszcze – chwilę, w której narodziła się nowa wrażliwość.
wis
