Janiewicz wraca na salony. Nizioł i Wrocławska Orkiestra Barokowa w Warszawie

Wszystko bez wyjątku tego wieczora było wspaniałe – repertuar, orkiestra, solista. Gdy emocje tlą się w człowieku długo po tym, jak na scenie zgaśnie ostatni dźwięk, to znak, że miało się do czynienia z czymś wyjątkowym. Wrocławska Orkiestra Barokowa pod batutą Andrzeja Kosendiaka i skrzypek Bartłomiej Nizioł zagrali oszałamiająco!

Muzycy wystąpili 16 lutego w warszawskiej Filharmonii Narodowej, prezentując bardzo ciekawy repertuar – w programie koncertu znalazły się dwa utwory Josepha Haydna (Uwertura do opery Bezludna wyspa i Symfonia g-moll „Kura”), a pomiędzy nimi – dwa koncerty skrzypcowe Feliksa Janiewicza: A-dur i e-moll. Zestawienie kompozytorów nie było przypadkowe. Janiewicz był co prawda o 30 lat młodszy od Haydna, ale panowie się znali.

Orkiestra kierowana przez Kosendiaka grała jak jeden organizm. Czują się nawzajem, słuchają siebie nieustannie i cały czas kontrolują to, co dzieje się na scenie. Są tak zjednoczeni, że gdy grają skrzypce – ma się wrażenie, że to jeden instrument, tyle że o zwielokrotnionej sile. Podobnie w przypadku altówek, wiolonczel itd. Cudownie interpretują muzyczny tekst, kiedy trzeba, ze sceny wieje dramatyzmem, chwilę później potrafią przejść w lżejsze, żartobliwe tony. Doskonale odmalowują emocje zapisane w partyturze, zachowują przy tym najwyższą jakość wykonawczą.

A Bartłomiej Nizioł zwyczajnie oczarował publiczność. Jest nieprawdopodobnie sprawnym skrzypkiem, biegłym technicznie, ale zachwyca też swoją głęboką i piękną interpretacją. Gra uwodzicielsko, chwilami zawadiacko, mimo że to klasyczny repertuar. Doskonale radzi sobie z bardzo trudnymi partiami solowymi napisanymi przez Janiewicza, który nie oszczędzał skrzypków, sam będąc doskonałym instrumentalistą. Było w wykonaniu Nizioła wszystko – i popisy wirtuozerii, i liryczne zamyślenie, i humor. A jak ujmujące były jego chwilowe i piękne zawieszenia fraz, które zdawały się wstrzymywać na chwilę rytm, by już za moment powrócić do właściwego tempa! I tu jeszcze raz przywołam orkiestrę, która stworzyła tak piękne tło dla popisów skrzypka. Akompaniament muzyków był niezwykle szlachetny i wysmakowany, podkreślał urodę partii solisty.

Doskonały występ Bartłomieja Nizioła trzeba docenić z jeszcze jednego powodu – skrzypek grał na strunach jelitowych. To o tyle wyjątkowe, że pierwsze jego zetknięcie z instrumentem historycznym nastąpiło stosunkowo niedawno, w czasie pandemii. Na co dzień posługuje się skrzypcami z 1727 roku, ale przygotowanymi do wykonawstwa współczesnego. W projektach historycznych gra na kopii swojego instrumentu przystosowanej do strun jelitowych. Zdecydował się na taki zwrot, bo poszukiwał brzmienia, które bardziej odpowiadałoby muzyce XVII i XVIII wieku.

Podczas spotkania ze słuchaczami prowadzonego przez Agatę Kwiecińską mówił o specyfice gry na instrumentach historycznych. Zwracał uwagę, że struny jelitowe są niezwykle wrażliwe na temperaturę i wilgotność, szybko się roztrajają. Mają za to zupełnie inne brzmienie. W instrumentach historycznych jest też inny strój – nie 442-443 Hz, tylko ok. 430 Hz. – Ćwierć tomu w dół. To duże wyzwanie dla mnie, jako że mam słuch absolutny. Potrzebuję chwili, by się przestawić – mówił skrzypek. Mówił też o wykonawstwie historycznym, że w zupełnie inny sposób angażuje muzyków. Wymaga bardziej indywidualnego podejścia każdego z instrumentalistów, trochę jak w zespole kameralnym. – Mamy tu do czynienia z większą współpracą i aktywnym współmuzykowaniem – podkreślał.

I jeszcze słowo o samych koncertach skrzypcowych. Janiewicz napisał ich pięć. Podczas piątkowego występu wykonano czwarty (A-dur) i piąty (e-moll). Pierwszy powstał około 1790 roku, drugi wydany został w 1804 roku. Dzieli je ponad dekada i to słychać. Pierwszy jest bardzo klasyczny, w drugim czuć już powiew romantyzmu, co widać i w strukturze, i w instrumentacji. A ile w nich piękna! W koncercie e-moll, w trzeciej części (Rondo) pojawia się śpiewny temat zaczerpnięty z muzyki ludowej, który przywodzi na myśl motywy cygańskie, bałkańskie lub żydowskie. Janiewicz w swojej twórczości chętnie sięgał do folkloru, poszukując inspiracji w tradycyjnej muzyce szkockiej, włoskiej, szwajcarskiej czy właśnie żydowskiej.

Muzyka Janiewicza jest obecnie odkrywana na nowo, przez lata kompozytor był bowiem zapomniany. A swego czasu był prawdziwą gwiazdą. Urodził się 1762 roku w Wilnie, później trafił do Warszawy na dwór króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Następnie wyruszył do Wiednia, gdzie miał podobno brać lekcje u Haydna. Mówi się, że poznał również Mozarta, który zadedykował mu nawet jeden ze swoich utworów. Podróżował też do Włoch i Francji. Ostatecznie osiedlił się na Wyspach Brytyjskich. Był wybitnym skrzypkiem, kompozytorem, ale miał też żyłkę biznesmena. Organizował koncerty i prowadził sklepy muzyczne, w których sprzedawano nuty, instrumenty i akcesoria muzyczne.

Janiewicza na krajowych scenach będzie z pewnością coraz więcej, bo jego muzyka jest niezwykle atrakcyjna. Także za sprawą Wrocławskiej Orkiestry Barokowej i Bartłomieja Nizioła, bo już w przyszłym roku muzycy mają nagrać wszystkie koncerty skrzypcowe kompozytora i wydać je na płycie. Czekamy z niecierpliwością!

Monika Borkowska

Repertuar Filharmonia Narodowa

mecenas kultury


Opublikowano

w

Tagi: