Jazz na starówce. Mazolewski w poszukiwaniu źródeł

Inspiracje naturą i przyrodą, akcenty szamańskie, spojrzenie w głąb siebie, powrót do tego, co pierwotne, poszukiwanie piękna w prostocie – tak można podsumować występ grupy Wojtek Mazolewski Quintet podczas koncertu na warszawskiej Starówce.

„Spirit to all” to piąty studyjny album kwintetu Wojtka Mazolewskiego, wydany jesienią zeszłego roku. To właśnie utwory z tego krążka muzycy wykonali podczas warszawskiego koncertu będącego częścią cyklu „Jazz na Starówce”. Poza liderem, Wojtkiem Mazolewskim (kontrabas), wystąpili: Marcel Baliński (fortepian), Oskar Torok (trąbka), Olaf Węgier (saksofon tenorowy) i Tymek Papior (perkusja).

Otwarcie i zamknięcie koncertu były ukłonem w stronę natury, przywodziły skojarzenia z rozpoczęciem i zamknięciem obrzędu szamańskiego, przywołaniem ducha, a następnie pożegnaniem go. Muzycy grali na dzwonkach i grzechotkach, na metalowych misach uderzanych drewnianą pałką wydających przeciągły dźwięk. Trąbka imitowała poświst wiatru, kołysząc przeciągłym szumem. Saksofon – tu szorstki i zimny, przywoływał na myśl brzmienie kobzy. I śpiew… Nie gardłowy, choć ten również brzmiałby tu bardzo dobrze, ale nawołujący, jak echo, wtapiający się w naturę.

Słychać było odgłosy lasu, nawoływanie puszczyka, świergot ptaków. Ale też bicie serca, któremu towarzyszyła kojąca melodyka („My heart”) czy liryczne, sentymentalne motywy z ciepłymi wokalizami („Slavic spirit”). W utworze „The Year Of Magical Thinking” kontrabas pięknie dialogował z perkusją, która próbowała (z bardzo dobrym efektem!) powtarzać wygrywane przez niego melodie. Wokół transowej podstawy narastały kolejne motywy, oplatając to dźwiękowe rusztowanie coraz gęściej. Saksofon porażał pięknym trójwymiarowym dźwiękiem, głębokim, a czasem wypływającym jakby z zaświatów.

Natura zdawała się reagować na wezwania muzyków – gdy pod koniec nad rynkiem Starego Miasta pojawił się groźny pomruk burzy, Mazolewski szepnął do mikrofonu: „ciiiiii….” – i ostatecznie na pomruku się skończyło…

Publiczność miała okazję posłuchać znakomitych instrumentalistów. Warto przy tej okazji szczególnie zwrócić uwagę na młodego perkusistę, który wykazał się niezwykłą wrażliwością, talentem i sprawnością. Ten repertuar potrzebował mocnej perkusyjnej podstawy. Tymek Papior sprostał temu wyzwaniu z nawiązką. Bez chwili wytchnienia budował rytmiczną podstawę w pięknym, szlachetnym stylu. Nawet wtedy gdy akompaniował, robił to z takim namaszczeniem, że można by go słuchać solo…

Sama płyta jest wyrazem tęsknoty za tym, co pierwotne. Mazolewski podkreślał, że odpowiada ona na duchowe potrzeby człowieka, obrazuje jego rozmaite stany i uczucia, jest odbiciem wewnętrznej życiowej podróży i jednostkowych doświadczeń. Doskonale wpisuje się w całościową wizję artystyczną lidera kwintetu, który od zawsze powtarza, że trzeba być wyczulonym na samego siebie, być uczciwym wobec siebie i ze sobą pogodzonym.

Artysta zaznaczał wielokrotnie, że konsumpcjonizm nie może być podstawą nowego świata. On sam cały czas idzie pod prąd, tworząc muzykę, którą trudno zaszufladkować. Jak zauważał, porusza się w specyficznej stylistyce, niedookreślonej i niejednoznacznej, nie do końca nawet jazzowej. Jest wolny od ograniczeń narzucanych przez wydawców. Prawo do odmienności i indywidualizmu to jego życiowe i twórcze motto, jest mu wierny od zawsze.

Słuchaczy, którzy podzielają estetykę Mazolewskiego, nie brakuje. Ich również trawi ta sama tęsknota i chęć zbliżenia się do źródeł. Także występ warszawski został niezwykle ciepło przyjęty, nie obyło się bez bisów. Za nami kolejny piękny wieczór i wspaniały koncert.

Monika Borkowska


Opublikowano

w

Tagi: