„Tak prawidłowo modelowanego aktu nie powstydziłby się żaden rzeźbiarz mężczyzna”. Gdyby dziś jakiś krytyk artystyczny napisał w ten sposób o pracy wykonanej przez kobietę, zapewne byłaby to jego ostatnia recenzja w życiu. Ale kiedy Henryk Piątkowski sto lat temu popełnił taki komentarz wobec rzeźby Toli Certowicz, była to oznaka najwyższego uznania dla umiejętności i talentu artystki.
Kobiety nigdy nie miały łatwo w świecie sztuki. Mogły być muzami, modelkami, nawet mecenaskami, ale nie twórczyniami. Jeśli któraś zdecydowała się stanąć przed sztalugą – zazwyczaj była córką artysty, siostrą artysty albo żoną artysty. Caterina van Hemessen, Artemisia Gentileschi, Fede Galizia, Barbara Longhi, Judith Leyster, Louise Vigée Le Brun, Angelica Kaufmann, Rosa Bonheur – to tylko kilka nazwisk malarek żyjących od czasów renesansu do XIX wieku, które potwierdzają tę regułę.
Rzeźba nie dla kobiet
Z rzeźbą było jeszcze gorzej. Trudny warsztat, ciężka i brudna robota, a nade wszystko haptyczny charakter tej dziedziny sprawiały, że rzeźbiarek zawsze było jak na lekarstwo i nie mogły rzeźbić wszystkiego, co chciały. Niektóre radziły sobie całkiem nieźle. Properzia de’ Rossi, XVI-wieczna rzeźbiarka z Bolonii, która zasłynęła m. in. misternymi miniaturami wyrzeźbionymi na pestkach brzoskwini (!), uzyskała zlecenie na wykonanie marmurowej fasady bazyliki świętego Petroniusza w Bolonii. Luisa de Roldan – hiszpańska artystka z XVII wieku – została nadworną rzeźbiarką Karola II Habsburga. Angielka Anne Seymour Damer (XVIII/XIX w.) regularnie prezentowała swoje rzeźby w Royal Academy w Londynie, a Horacy Walpole (angielski historyk sztuki, antykwariusz i polityk) określił ją jako „kobiecy geniusz”. Żyjąca w tym samym czasie we Francji Marie-Anne Collot z powodzeniem rzeźbiła podobizny zarówno europejskiej arystokracji, jak i francuskich encyklopedystów.
Ogólna tendencja nie pozostawia jednak złudzeń – kobiety rzeźbiarki zawsze stanowiły wyjątek na tle ogółu, a fizyczny trud związany z rzeźbieniem był tylko częściowym wytłumaczeniem tego stanu rzeczy. Brak możliwości oficjalnej edukacji artystycznej, a przede wszystkim konwenans i społeczne oczekiwania zniechęcały kobiety do tej dziedziny sztuki. Nauka rysunku czy malarstwa mogły nawet uchodzić za element ogólnej edukacji dziewczyn, ale proces rzeźbienia przez kobietę uważany był za niedopuszczalne przekroczenie obowiązujących norm. Szczególnie problematyczne było tworzenie męskich aktów. Kobieta szkicująca modela czy też formująca rękami nagie męskie ciało (nieważne, że w gipsie czy w marmurze), narażała się na zarzuty dotyczące obrazy moralności. Oczywiście przed rzeźbiarzami – mężczyznami nikt nie piętrzył takich problemów.
Zmiany nadchodzą powoli
Druga połowa XIX wieku przynosi pewne zmiany. Rodolphe Julian i Filippo Colarossi otworzyli wówczas w Paryżu prywatne szkoły artystyczne, w których mogły studiować kobiety. Także na terenach polskich Wojciech Gerson (w Warszawie) i Adrian Baraniecki (w Krakowie) założyli prywatne szkoły, do których mogły uczęszczać dziewczyny. Państwowe wyższe szkoły w całej Europie nie przyjmowały kobiet niemal do końca XIX wieku, a pierwszą uczelnią artystyczną, która otworzyła swoje podwoje dla młodych artystek, była akademia w Petersburgu. Warszawska Szkoła Sztuk Pięknych rozpoczęła przyjmowanie kobiet od 1904 roku, ale Akademia Sztuk Pięknych w Krakowie pozwoliła na to dopiero w latach 1919-1920.
Jednak społeczna akceptacja swobodnej twórczości artystycznej kobiet nie nastąpiła bezdyskusyjnie – nawet w Europie Zachodniej. Charles Garnier, twórca Opery Paryskiej, ubolewał nad stanem emocjonalnym młodych artystów, którzy będą zmuszeni studiować w jednym pomieszczeniu z kobietami. Na ziemiach polskich sprzeciw wobec angażowaniu się kobiet w poważne działania artystyczne niejaki Roman Bierzyński uzasadniał w ten sposób: „Jest i zawsze będzie coś, czego mimo wszelkich wysileń kobieta nie dosięgnie nigdy, a tem jest mózg mężczyzny; najpośledniejszy mężczyzna przenosi kobietę, by najwyżej nauczoną, o całą wysokość swojego czoła (…). Twórczość estetyczna jest u kobiety darem rzadkim, gdyż tworzenie dzieł sztuki zostawione jest tylko pojętności i porządkowi, w czem, powtarzamy, kobieta nigdy nie dorówna mężczyźnie („Jeszcze słówko o kobiecie”, 1870). Nawet tak oświecone osoby jak Maria Dulębianka czy Maria Chełmońska w swoich artykułach prasowych zniechęcały artystki do rzeźbienia, uzasadniając to fizyczną ułomnością kobiet wobec mężczyzn.
Dwanaście kobiet bez gorsetu
A jednak w drugiej połowie XIX wieku znajdowały się odważne Polki, które – mimo społecznej niechęci wobec rzeźbiących kobiet – nie bały się ciężkiej pracy fizycznej i brudnych rąk. Studiowały za granicą, odnosiły międzynarodowe sukcesy, szeroko pisała o nich prasa. Miały talent, były popularne i przedsiębiorcze. Tworzyły nie tylko portrety rzeźbiarskie czy rzeźbę nagrobną, ale też realizacje do przestrzeni publicznej. Łamały schematy i stereotypy, walczyły z uprzedzeniami. Odrzucały krępujące ruchy gorsety, ale też gorsety symboliczne – obowiązujących norm, wymagań i oczekiwań społecznych wobec kobiet.
Wobec tego dlaczego nic o nich nie wiemy? Dlaczego zapomnieliśmy o całej generacji wspaniałych, odważnych, zdolnych kobiet, które wywalczyły możliwość realizacji marzeń artystycznych dla siebie i kolejnych pokoleń rzeźbiarek? Dlaczego wiemy, kim była Camille Claudel, a nazwiska Toli Certowicz, Marii Gerson-Dąbrowskiej, Heleny Skirmuntt czy Natalii Andriolli nic nam nie mówią?
Muzeum Narodowe w Warszawie postanowiło przypomnieć te osoby, realizując wystawę „Bez gorsetu. Camille Claudel i polskie rzeźbiarki XIX wieku”. Gwiazdą ekspozycji jest oczywiście słynna, dziewiętnastowieczna francuska rzeźbiarka Camille Claudel, która do lat 50-tych XX w. również pozostawała zapomniana w swoim kraju. Kilka rzeźb artystki zostało skonfrontowanych z twórczością dwunastu polskich rzeźbiarek, tworzących w tym samym czasie (XIX/XX w.), ale jednak w odmiennych warunkach społecznych. Rzeźby Polek, tworzone dla konserwatywnego społeczeństwa w kraju pozbawionym niepodległości, nie mają dynamizmu i ekspresji prac Claudel. Polskie rzeźbiarki, które nie miały nawet możliwości swobodnego studiowania we własnym kraju i od których oczekiwano tworzenia przede wszystkim portretów i rzeźby religijno-patriotycznej, nie mogły zaproponować odbiorcom eksperymentalnych rozwiązań formalnych i kontrowersyjnej tematyki. Ale to właśnie one rozpoczęły proces, który pozwolił na wolność swobody twórczej kolejnym pokoleniom polskich artystek.
Wystawa „Bez gorsetu. Camille Claudel i polskie rzeźbiarki XIX wieku” czynna do 10 września 2023. Kuratorka wystawy – dr Ewa Ziembińska, współpraca kuratorska – Alicja Gzowska.
Jolanta Boguszewska