Liszt, gwiazda dziewiętnastowiecznych salonów

Wszyscy doskonale wiemy, jak publiczność adoruje swoich idoli. Pełne sale koncertowe, tłumy krzyczących fanów, kolejki po autografy i zdjęcia, marzenie o wymianie zdań czy choćby spojrzeń. Wbrew pozorom, zjawisko to nie pojawiło się za czasów Beatlesów czy Britney Spears, ale dużo, dużo wcześniej… Jedną z takich gwiazd, za którymi publiczność wprost szalała, był między innymi XIX-wieczny węgierski pianista i kompozytor Ferenc Liszt.

Ferenc Lisz, fot. Hanfstaengl, Public domain.

Dwa wieki temu ten młody, niewiarygodnie utalentowany muzyk zyskał ogromną popularność. W trakcie jego koncertów kobiety krzyczały i płakały, a nawet mdlały na sam jego widok. Wielbicielki polowały na elementy jego garderoby, niedopałki cygar, czy nawet struny fortepianów, na których grał. Nastoletni Franciszek był traktowany jak bóstwo, wielbiono go, jego podobizny kupowane były hurtowo podobno nawet przez jego partnerkę. To już nie było okazywanie uznania dobremu artyście. To była mania… Lisztomania.

Cudowne dziecko

Adam Liszt, ojciec Franciszka, sam kontrabasista i urzędnik, od początku organizował synowi koncerty, głównie w salonach. Malec był chorowity, ale bardzo pracowity. Ćwiczył całymi godzinami, a że był niezwykle utalentowany, został uznany za cudowne dziecko. Jako jedenastolatek studiował grę na fortepianie u Carla Czernego i kompozycję u Antonia Salieriego. W pewnym momencie sukces przerósł młodzieńca. Gdy miał 15 lat przeszedł załamanie nerwowe; zbiegło się to ze śmiercią jego ojca. Franciszek myślał nawet o tym, by zostać księdzem. Wkrótce jednak doszedł do siebie i porzucił plany przywdziania sutanny.

Chłopak od małego obcował z ludźmi z wyższych sfer. Już jako nastolatek był mistrzem flirtu – rzucał uwodzicielskie spojrzenia, prowadził płynną rozmowę, umiejętnie chwaląc wachlarze otaczających go panien, ich strojne suknie czy pantofle. Również w dorosłym życiu nie stronił od płci pięknej. Kobiety kochały pianistę, a on nie narzekał na nadmiar adoratorek. Przeżył wiele romansów i przelotnych miłości. Jedyny związek, który można nazwać stałym, stworzył z hrabiną Marią d’Agoult. Jednak i on nie przeszedł próby czasu. Kochanków dzieliło zbyt wiele, od codziennych sprzeczek, przez konflikty spowodowane długimi koncertowymi wyjazdami Franciszka, po problemy z zaufaniem. Bo Maria nie była ufna, a jej zazdrość wielokrotnie brała górę. Kto wie, pewnie było to uzasadnione, patrząc na obfitość chwilowych romansów Franciszka…

Ferenc Lisz, portrety z 1843r. (fot. H. Biow) oraz 1886r. (fot. Nadar)

Chwyty „pod publikę”

Sława, która otaczała Liszta, była całkowicie uzasadniona. Dał się poznać jako zachwycający pianista – jeden z najwybitniejszych – i równie genialny kompozytor. On sam nieustannie utwierdzał słuchaczy w przekonaniu, że mają do czynienia z kimś wyjątkowym. Lubił się popisywać, często stosował widowiskowe chwyty, jednym z nich były spektakularne zabawy z dynamiką, zaczynał grać bardzo cicho, tak że na końcu sali można było nie zauważyć, że z fortepianu wydawane są jakiekolwiek dźwięki. Następnie dynamika stopniowo rosła, muzyka stawała się głośna, a w finale wybrzmiewało wielkie fortissimo, co wprawiało słuchaczy w stan euforii. Publiczność szalała!

Charakterystyczna była też jego ekspresja, choć nierzadko oceniano ją jako nadmierną. To nie były naturalne ruchy ciała, które wtórowały emocjom wykonawcy, a przemyślane show. Wielu pozostawało pod wrażeniem póz pianisty, ale byli i tacy, u których budziły one niesmak. Takie podejście widoczne było także w kompozycjach Liszta. Mnóstwo w nich ozdobników, upiększeń (a raczej – po prostu utrudnień) dopisanych po to, by zrobić wrażenie na salonowej widowni. Część muzyków uważa je za rażące, niedyskretne i momentami graniczące z poczuciem dobrego smaku. Popisy nierzadko nie wychodziły mu więc na dobre.

Mistrz improwizacji

Wyczekiwanym momentem podczas koncertów Franciszka była improwizacja. Gdy po wykonaniu programu odwracał się w kierunku widowni, wiadomo już było, co się szykuje. Improwizował na najróżniejsze zadane mu przez słuchaczy tematy. W książce „W blasku sławy” autorstwa Gyorgy S. Gala przytoczona została zabawna anegdota dotycząca koncertowych popisów improwizacyjnych młodego pianisty, ujawniająca przy okazji zadziorność młodzieńca. Oto jak wspominał jeden z takich występów Liszta jego ojciec:

Bywa, że podobne przypływy buntu mają miejsce w salonie podczas koncertu. Zizi (tak ojciec nazywał syna – red.) gra, gra bardzo ładnie, choć ja, znający każdy jego oddech, każdy jego ruch, wiem, że gra tylko ,,połową serca”. Następnie zwraca się do publiczności, pytając, co ma grać. Słuchacze nie mogą się zdecydować, wreszcie ktoś powiada: ,,Beethovena!” W Paryżu wiedeński mistrz nie jest jeszcze zbyt znany, ale wszyscy wiedzą, że lubić jego muzykę jest niezwykle elegancko i w dobrym guście. Zizi przyjmuje życzenie do wiadomości, przez chwilę coś tam brzdąka, wreszcie uderza w klawiaturę. Improwizuje. Wiem na pewno, że nie jest to utwór Beethovena. Zizi puszcza wodze fantazji i jego muzyka staje się coraz dziksza, coraz bardziej burzliwa. Arystokratyczna publiczność nagradza młodego artystę huczną owacją. W drodze powrotnej robię Zizi wyrzuty:

– Dlaczego czynisz z ludzi głupców? Proszą cię o Beethovena, a ty grasz im jakąś improwizację. Zizi spogląda na mnie i nie jest to spojrzenie zadowolonego z siebie chłopca-kawalarza, lecz zagniewanego młodzieńca:

– Chciałem im pokazać, że nie znają się na niczym. Że są w stanie przyjąć moją partacką improwizację za dzieło największego mistrza muzyki! Przystanął na ulicy i spojrzał mi w oczy: „Najchętniej rzuciłbym to wszystko!”.

Muzyczne rewolucje

Liszt był niezwykłą osobowością. Do dziś jego utwory wybrzmiewają na salach koncertowych w każdym zakątku globu. Zostawił po sobie nie tylko wspaniałe kompozycje, wniósł też dużo, jeśli chodzi o prezentację i percepcję muzyki. W zasadzie to on wprowadził formę recitalu. Wcześniej na koncertach grywało zwykle kilku wykonawców, jeden po drugim lub w zespołach. Franciszek wprowadził koncerty solo, w trakcie których jeden wykonawca przedstawiał publiczności jeden większy program. Był też zwolennikiem wprowadzenia nauczania muzycznego w szkołach ludowych, dążąc do tego, by kształcić nie tylko wirtuozów, ale też słuchaczy.

Rozwinął dziedzinę harmonii, podważając dotychczasowe surowe reguły. Stosował harmoniczne innowacje, przykładem jest choćby napisany przez niego utwór bez tonacji lub liczne zakończenia fraz lub nawet utworów na dysonansach. Zostawił też po sobie całą kolekcję zabiegów artystycznych, których używał w swoich kompozycjach, w tym ciągnące się pochody oktawowe, nowe ozdobniki, np. podzielona między obie ręce technika ozdobników widoczna m.in. w „etiudach na temat Paganiniego”.

Życie na świeczniku

W życiu gwiazd nie brakuje skandali. Osoby znane są nieustannie obserwowane, wszystkie ich problemy są natychmiast nagłaśniane. Również sytuacja rodzinna Liszta dostarczała współczesnym tematów do rozmów. Franciszek był przyjacielem Richarda Wagnera, stanowił dla niego ogromne wsparcie. Wagner potwierdzał to w swoich listach. W jednym z nich pisał: Za wszystkie moje cierpienia i rozczarowania otrzymałem zadośćuczynienie: znalazłem człowieka, jednego jedynego, który jeszcze we mnie wierzy…„. Panowie darzyli się tak wielką przyjaźnią, że w pewnym momencie inni znajomi (Schumann, Berlioz) zaczęli być zwyczajnie zazdrośni, chcąc mieć Franciszka na wyłączność.

Za sprawą życiowych wypadków Wagner stał się jednak ostatecznie przyczyną trosk Liszta. Córka Franciszka, Cosima, żona Hansa Bülowa, wdała się w romans z przyjacielem ojca. Nie mogły pozostać niezauważone jej niepokojąco częste wyjazdy do Wagnera, podczas których mąż kobiety zostawał sam w domu. Wagner zakochał się w Cosimie. Franciszek nie miał żadnego wpływu na decyzje pary. W efekcie Cosima rozwiodła się z Bülowem i jeszcze tego samego roku poślubiła Wagnera, przysparzając najbliższym niemałych zmartwień.

Kaprysy gwiazdy

Liszt też miał swoje za uszami. Wiadomo, że nie był najlepszym mężem, nie stronił od kobiet nawet wtedy, gdy pozostawał w związkach. Okazuje się jednak, że ojcem roku także mianować go nie można. W wyniku konfliktów z żoną Marią, po ich rozłące, Franciszek konsekwentnie ograniczał kontakty matki z dziećmi, roszcząc sobie pełne prawa do ich wychowania. Sam jednak również nie był zainteresowany zajmowaniem się potomstwem. Ciągle był w trasie, koncertował na całym świecie. Dzieci oddał pod opiekę swojej matce.

Franciszek czuł się zwolniony z wielu obowiązków, bo – podobnie jak dzisiejsze gwiazdy – nie musiał samodzielnie zajmować się wieloma sprawami, miał od tego innych ludzi. W dzieciństwie był to ojciec, który poświęcił mu wszystko, zainwestował w syna środki i cały swój czas, organizując mu liczne koncerty, poznając z odpowiednimi ludźmi, zapewniając mu obycie ze sceną i widownią, a w latach dojrzałych – współpracownicy kontrolujący sprawy związane z koncertami, finansami, a podobno nawet z ograniczaniem używek jak koniak czy cygara, których – zostawiony samopas – miał mocno nadużywać…

Wielkoduszność

Ale z drugiej strony nie można mu odmówić gotowości do czynienia dobra. Wykorzystywał status osoby powszechnie znanej do popularyzacji wartościowych postaw. Franciszek urządzał koncerty na cele dobroczynne, a pod koniec życia praktycznie wszystkie wpływy z koncertów przeznaczał na cele charytatywne. Nie można też nie wspomnieć o tym, że Liszt był jednym z głównych organizatorów i sponsorów budowy pomnika Beethovena. Z kolei kiedy dowiedział się o wielkim pożarze w Hamburgu, który zniszczył znaczną część miasta, artysta dał serię specjalnych koncertów, z których zyski miały pójść na pomoc tysiącom ludzi bezdomnych dotkniętych tą tragedią.

Tak wyglądało życie XIX-wiecznej gwiazdy, bywalca salonów, zdobywcy serc niewieścich, obiektu westchnień, pożądanego towarzysza, a przede wszystkim artysty dostarczającego publiczności niezwykłych przeżyć. Wbrew pozorom jego doświadczenia nie różniły zasadniczo od doświadczeń współczesnych celebrytów. Publiczność wciąż śledzi poczynania swoich idoli, chce wiedzieć jak najwięcej o ich życiu prywatnym, wypełnia stadiony i największe sale koncertowe, marzy o autografie czy zdjęciu z gwiazdą. A sami sprawcy tego zamieszania – podobnie jak Liszt – zachłyśnięci sukcesem nierzadko przechodzą kryzysy i ocierają się o skandale, ale też starają się zrobić coś dobrego dla innych, angażując się w działalność charytatywną. Jedyna różnica jest taka, że sztuka tworzona przez współczesne gwiazdy bywa produktem masowym, podporządkowanym prawidłom show-biznesu i tworzonym wyłącznie z myślą o zysku, co często czyni ją mało wyrafinowaną.

Julia Borkowska


Opublikowano

w

Tagi: