Świat dźwięków inspiruje ludzkość od zarania. Także muzyka klasyczna, która w powszechnej świadomości wydaje się niszowa, przyciąga rzesze melomanów na całym świecie. Obłożenie sal koncertowych potwierdza, że miłośników muzyki nie brakuje. Co takiego jest w muzyce, co nas do niej przyciąga? Jakie są ścieżki dojścia do zrozumienia muzyki?
Zacznijmy od tego, że gust muzyczny można kształtować. Wymaga to czasu i zaangażowania, ale skuteczność przy zachowaniu pewnej konsekwencji jest bardzo wysoka. Trudno wyobrazić sobie sytuację, w której dziecko prowadzane od małego do filharmonii, wychowujące się w domu, w którym słucha się muzyki klasycznej, w dorosłym życiu dało się porwać disco polo. I nie jest to kwestia zadzierania nosa, czy wysokich aspiracji. Jeśli przez długie lata dostajesz materię złożoną, uczysz się czerpać z niej przyjemność, śledzisz rozwój linii melodycznej, harmonii, jeśli zaczyna robić ci różnicę barwa instrumentu wydobywana przez konkretnego muzyka, jeśli zaczynasz czuć, że sopranistka X odpowiada ci bardziej niż sopranistka Y, to naprawdę utwór oparty na dwóch akordach nie jest w stanie zaprzątnąć ci na dłużej głowy.
Różne wykonania tych samych kompozycji potrafią wywołać u poszczególnych słuchaczy odmienne reakcje. Tempo, dynamika, rozłożenie akcentów, wykonawca, dyrygent prowadzący orkiestrę – to elementy układanki, która jako całość porusza nas bardziej lub mniej. Oczywiście do takiej świadomości dochodzi się z czasem, potrzebne jest doświadczenie, osłuchanie i wrażliwość na muzykę.
Co ważne, sztuka to nie matematyka, gdzie wynik przesądza o tym, czy zadanie zostało wykonane prawidłowo. Tu każdy może mieć inne odczucia. Jedni wolą liryczne, tkliwe wykonania, w których każdy dźwięk aż kipi od emocji, inni cenią sobie rzeczowość i powściągliwość wykonawczą. Jedni rozkoszują się, słuchając utworów granych na instrumentach historycznych, akceptując wszystkie ich ograniczenia, by doświadczyć prawdy, spróbować usłyszeć utwór tak, jak go słyszał kompozytor, inni wolą czerpać przyjemność ze słuchania utworów wykonywanych na najlepszych instrumentach, które dysponują potężnym, głębokim i donośnym brzmieniem. Swoboda wyboru, zarówno po stronie wykonawcy jak i odbiorcy, daje nam prawdziwą wolność i decyduje o różnorodności.
Wagary z Wagnerem
Oprócz osób, które od lat dziecinnych otaczane były muzyką, są i takie, które odkryły tę sztukę na własną rękę. Znam wysmakowanego melomana, który z rozrzewnieniem wspomina, jak w czasach licealnych uciekał na wagary, by słuchać płyt m.in. Wagnera u znajomego, którego ojciec miał bogatą kolekcję albumów. Miłość do muzyki narodziła się właśnie w tym domu, podczas jednej z wizyt u kolegi. Świat dźwięków wciągnął go na dobre, dziś sam ma bardzo pokaźną kolekcję swoich własnych płyt. Pozostaje wierny swojej pasji, jest stałym bywalcem sal koncertowych, a wiedzą w dziedzinie muzyki nie ustępuje ekspertom.
Inną historię usłyszałam od znajomej, która namawiała koleżankę na wizytę w filharmonii. Ta opierała się, tłumacząc, że nie zna się na muzyce, nie potrafi jej słuchać, nigdy nie była na koncercie. Ostatecznie jednak przyjęła zaproszenie. To była jedna z symfonii Mozarta. „Przynęta” chwyciła. Nowicjuszkę coś w tych dźwiękach zaintrygowało, odkryła przyjemność słuchania. Później zasmakowała jeszcze słuchania na żywo Chopina i Beethovena. Przekonała się do muzyki na dobre. Teraz to ona coraz częściej dzwoni do swojej koleżanki, co więcej – sama decyduje o repertuarze.
Pewna osoba opowiadała mi, że po doświadczeniach związanych z bardzo poważną chorobą dostała bilet do opery. Po spektaklu uświadomiła sobie, że działa to na jej skołatane nerwy jak najlepsza terapia. Muzyka przynosi ukojenie, uspokaja i absorbuje w tak cudowny sposób, że człowiek zapomina o realnym świecie. Od tamtej pory regularnie bierze udział w wydarzeniach muzycznych, przy czym dziś nie są one już tylko ucieczką od strachu i złych przeżyć, ale też sposobnością do największych przeżyć estetycznych.
Jak to działa?
Wielu zastanawiało się, jak to jest, że organizm reaguje tak silnie na muzykę. Jest ona w stanie wprowadzić słuchacza w stan euforii, przyprawia o gęsią skórkę, wywołuje dreszcze, doprowadza do łez… To fizyczne, realne skutki emocji wywołanych sztuką. Ile razy zdarzyło się nam wstrzymać oddech, usłyszawszy jakiś utwór? Ile razy zastygliśmy w oczekiwaniu na konkretny jego fragment? Dźwięki następują po sobie, nachodzą na siebie, milkną co jakiś czas, zmierzając do momentu, który nami wstrząsa. Im jest on bliżej, tym większe rodzi się w nas napięcie. Po czym następuje rozwiązanie, które przynosi ukojenie, błogość i poczucie szczęścia.
Naukowcy pochylali się nad tym tematem wielokrotnie i wyciągnęli ze swoich badań pewne wnioski. Grupa Valorie Salimpoor i Robert Zatorre z McGill University w Montrealu potwierdzili przed laty, że podczas słuchania muzyki, która nam się podoba, w mózgu uwalnia się dopamina, związek chemiczny, który przekłada się na nasze samopoczucie, energię, chęć do działania, motywację. Uwalnianie tej substancji zachodzi także w trakcie oczekiwania na przyjemną muzykę. To właśnie dopamina jest odpowiedzialna za poczucie szczęścia, wpływa na rytm pracy serca, oddech, temperaturę ciała. Przeżycia estetyczne w prostej linii przekładają się na naszą fizyczność.
Nic dziwnego, że w wielu miejscach na świecie naukowcy i lekarze poddawali pacjentów muzycznej terapii – u pacjentów z chorobami serca, u osób po przeszczepach, po operacjach chirurgicznych. Efekty były bardzo pozytywne, muzyka łagodziła stres, uspokajała pracę serca, a nawet łagodziła ból u rekonwalescentów. Zauważono też, że u pacjentów, którzy przeszli udar, nauka gry na instrumentach muzycznych poprawia funkcjonowanie układu nerwowego i wspomaga kontrolowanie impulsów. 1993 rok przyniósł kolejne ciekawe wnioski z badań. Badaczka Frances Rauscher przeprowadziła eksperymenty na trzech grupach studentów, które jasno wskazały, że słuchanie utworów muzyki barokowej i klasycznej, szczególnie fragmentu sonaty D-dur Mozarta, krótkotrwale poprawia zdolności poznawcze i percepcję.
Monika Borkowska