Mahler – jeden człowiek, dwie osobowości

Gustaw Mahler (1860-1911), dyrygent oraz wybitny, nietuzinkowy kompozytor, zdawał się być wewnętrznie podzielony, rozdarty na pół. To pęknięcie przekładało się na jego życie prywatne oraz twórczość. Podwójna osobowość widoczna jest w jego stosunku do żony, przyjaciela, ale też w jego życiowych wyborach czy w twórczości.

Liczba ,,dwa” towarzyszy mu już od samej chwili narodzin, był on bowiem drugim z czternaściorga dzieci Bernharda i Marii Mahlerów. Od początku jego rodzinne otoczenie zaszczepiało w nim poczucie wewnętrznego „rozdwojenia”. Gustaw od najmłodszych lat był świadkiem ciągłych konfliktów (często nawet przemocy fizycznej) między swoim władczym ojcem a słabą matką. Domowa tyrania ojca pozostawiła trwały ślad w psychice dziecka. Z drugiej jednak strony rodzice zachęcali go do muzycznego rozwoju, wysyłali do prywatnych nauczycieli, starali się zapewnić warunki do nauki. Mahler jako dziecko dostawał więc na przemian sprzeczne obrazy rodziców. Widział ich jako nienawistnych, toksycznych ludzi, po czym parę chwil później zamieniali się w przykładnych opiekunów dbających o edukację syna, co mogło powodować niemałe szkody w głowie młodego człowieka, dla którego rodzice są pierwszym wzorem i autorytetem.

Niedoceniony kompozytor

Po studiach, na których kończył dwa kierunki, fortepian oraz kompozycję, rozpoczął pracę jako muzyk, tyle że w dwóch odsłonach; pracował jednocześnie jako dyrygent i kompozytor. Wielu muzyków, szczególnie w dawniejszych czasach, decydowało się na takie połączenie profesji. Opinie o nim były podzielone. Bardzo szanowano go jako dyrygenta, ale jeśli chodzi o ocenę jego dorobku kompozytorskiego, opinia publiczna często nie była już tak przychylna. Co było zupełnie przeciwne przekonaniu samego kompozytora, który, podobnie jak Leonard Bernstein, „dyrygował, by żyć i żył, by komponować”. Fakt, że był znanym przede wszystkim jako dyrygent, a dopiero w drugiej kolejności jako kompozytor, musiał być dla niego szczególnie bolesny.

Mahler zdawał się nie przejmować krytykami i masowym niezrozumieniem jego muzyki. Ale była to prawdopodobnie tylko jedna strona kolejnej „podwójności”. Pozorna obojętność wobec negatywnych opinii była najprawdopodobniej nieszczerą, celowo wykreowaną maską. W rzeczywistości bardzo starał się o popularyzowanie swojego dorobku. Zadawał się z muzyczną elitą, przymilał się do krytyków, wysyłając im listy, a nawet upominki… Z kolei kiedy jakiś utwór został przyjęty pozytywnie, nie potrafił ukryć swojej radości.

Kontrowersyjne pochodzenie

Piął się w górę jako dyrygent, dostając coraz lepsze oferty. Ale wciąż było mu mało. Marzył o posadzie dyrektora Wiedeńskiej Opery Dworskiej. Zresztą nie był w tym marzeniu odosobniony, bo był to sen większości muzyków. Na drodze do tego celu stała jedna znacząca przeszkoda – pochodzenie żydowskie. Zabierało mu ono możliwość objęcia stanowiska. Gustaw ponownie obnażył swoje wewnętrzne pęknięcie – jako agnostyk (tak określał się ponoć do końca życia) bez większych skrupułów przeszedł na katolicyzm. Osiągnął cel – jeszcze w tym samym roku – 1897 – został powołany na wymarzone stanowisko.

Żydowskie pochodzenie, poza problemami zawodowymi, powodowało również szereg konfliktów w kontaktach z kolegami, na co wpływał panujący ówcześnie antysemityzm. Po nominacji na upragnioną posadę wśród niektórych członków orkiestry zaczęły pojawiać się rasistowskie pomruki. Podobno podczas próby jeden skrzypek powiedział do drugiego: „Nie rozumiem, dlaczego uważacie Mahlera za tak irytującego – Hans Richter rzuca się na nas o wiele gorzej”. W odpowiedzi padło „Tak, ale jest jednym z nas, z jego ust możemy to zaakceptować”.

Ze skrajności w skrajność

Świadectwa wielu osób, z którymi Mahler utrzymywał kontakt, wskazują na silne rozdwojenie jego osobowości. Relacje ze spotkań z kompozytorem bywają ze sobą całkowicie sprzeczne, jak gdyby mowa była o dwóch różnych osobach. Dla jednych był bogiem, dla innych tyranem. Bruno Walter mówił o nim: „po części geniusz, po części demon”. Wilhelm Kienzl, austriacki kompozytor i dyrygent, pisał o Mahlerze, że był zasadniczo miły i pomocny, jednak często nagle stawał się terrorystycznie kłótliwy. Paść miała nawet opinia, że „był szorstki dla słabości lub nieadekwatności, a miły i sympatyczny tam, gdzie rozpoznał talent i entuzjazm”, co potwierdza w książce „Gustav Mahler – memories and letters” jego żona Alma.

Śpiewaczka Anna von Mildenburg wspominała: „Kiedy powiedziałam ludziom, że ten człowiek może być wesoły jak dziecko, uśmiechali się z niedowierzaniem i rzucali przykładami jego okropności”. Z drugiej strony dość często osoby, które znały potulnego Gustawa, nie miały pojęcia, że jest jeszcze ten drugi, zupełnie inny, bezlitosny i szorstki.

Mahler i Strauss – nieoczywista przyjaźń

Pisząc o kontaktach międzyludzkich Mahlera, nie można nie wspomnieć o jego bliskiej relacji z Richardem Straussem. Mówi się, że byli dozgonnymi przyjaciółmi. Ale w tej relacji ze strony Mahlera pojawiało się sporo pęknięć. Spędzali ze sobą faktycznie dużo czasu, z całą pewnością byli ze sobą mocno związani. Trzeba mieć jednak świadomość, że Strauss był wtedy już uznanym kompozytorem, tymczasem recenzje krytyków Mahlera wahały się co najwyżej między zimnymi a lodowatymi. Ukłucia zazdrości mimowolnie przekładały się na podejście do przyjaciela. W prywatnych listach Mahlera znaleźć można różne uszczypliwości względem niego.

W listach do Almy pisał: „Cały wieczór był dla mnie niekomfortowy. Strauss rzuca taką zarazę – czujesz się wyobcowany od samego siebie. Jeśli to są owoce, to jak kochać to drzewo? Twój komentarz na jego temat trafia w sedno. I jestem bardzo dumny z twojej wnikliwości. Zdecydowanie lepiej jeść chleb ubóstwa i podążać za swoją gwiazdą, niż sprzedać tak swoją duszę. Nadejdzie czas, kiedy plewy zostaną odsiane od ziarna — a mój dzień nadejdzie, gdy jego dobiegnie końca”. Kiedy indziej zauważył: „Sam nie wiem, co sądzić o Straussie. Jak wytłumaczyć jego nierówność i pomieszanie zła z dobrem?”. W innym liście odnotowuje: „Spędziłem wczoraj bardzo przyjemnie czas ze Straussem, ale zawsze przy nim czuć oziębłość i zblazowanie”.

Zdarzały się też mocniejsze słowa: „Odbyłem w Berlinie poważną rozmowę ze Straussem, próbując pokazać mu ślepą uliczkę, w którą się wpakował. Niestety nie mógł do końca pojąć, co mam na myśli. Jest czarującym facetem i jestem wzruszony jego podejściem do mnie. A jednak nie mogę nic dla niego znaczyć–bo w końcu ja widzę ponad jego głową, on widzi jedynie na poziomie moich kolan”.

Zaborczy mąż

Relacja z towarzyszką życia Mahlera, Almą Mahler, również nie była idealna. W związku objawiała się z natężoną siłą dwoistość jego natury. Z jednej strony był zapalonym romantykiem, kochającym mężem i ojcem, a z drugiej – jawił się jako obsesyjny, zaborczy człowiek skłonny do egocentrycznych, narcystycznych zachowań, które momentami graniczyły z patologią. Badacze wskazują na detale dotyczące ich trudnej relacji.

„Almschi, błagam cię, przeczytaj ten list uważnie. Nasza relacja nie może przerodzić się w zwykły flirt. Przed naszą następną rozmową, musimy wszystko ustalić (wyklarować), musisz wiedzieć czego wymagam i oczekuję od ciebie i co mogę zaoferować w zamian – kim musisz dla mnie być. Musisz wyrzec się (twoje określenie) wszystkiego, co powierzchowne i konwencjonalne, wszelkiej próżności, pozorów (dotyczących twojej indywidualności i twojej pracy) – musisz mi się bezwarunkowo oddać… w zamian nie możesz pragnąć niczego oprócz mojej miłości!”. Kiedy indziej pisał do niej: „Musisz być moją żoną, a nie koleżanką. Od dziś masz jedno zadanie: uszczęśliwić mnie”. W innym liście naciskał: „Almschi, moja umiłowana, bądź dla siebie surowa, nie traktuj mnie jak przedmiotu swojej miłości”.

Mahler zażądał, by wyrzekła się swojej muzyki, a przecież ona tak bardzo ją kochała, komponowała utwory, chciała dorównać największym. Targały nią sprzeczne uczucia, dopadały ją wątpliwości. W swoim pamiętniku pisała: „Moje serce przestało bić. Porzucić moją muzykę? – porzucić to, co do tej pory było moim życiem? Moją pierwszą reakcją była chęć rzucenia go. Popłakałam się, bo wtedy zdałam sobie sprawę, że go kocham. Na wpół oszalała z żalu, przebrałam się w strój i we łzach pojechałam do „Siegfried”. Czuję się tak, jakby zimna ręka wyrwała mi serce z piersi”.

Ale następnego wieczoru miłość wzięła już górę nad innymi emocjami. Alma pisała: „Zmusiłam się do przespania całej nocy. Dziś rano ponownie przeczytałam jego list i nagle poczułam takie ciepło. A gdybym z miłości do niego wyrzekła się ‘mojej muzyki’? Teraz mam dziwne wrażenie, że moja miłość do niego jest głęboka i szczera. Tęsknię za nim bezgranicznie. […] Przed obiadem wybrałam się na zakupy do Doblig – po prostu żeby wyrwać się z domu. Moje serce drżało w oczekiwaniu. Po drodze spotkałam jego sługę. Czytałam jego list na ulicy. Jakże on ma rację ze wszystkim… Kocham go!”.

Widać tu jak zakochany mężczyzna przyjmuje zaborczą postawę. Wymaga od kobiety ogromnego poświęcenia, odrzucenia najważniejszej rzeczy w jej życiu, całkowitego oddania, porzucenia tego, co ważne. W zasadzie wyrzeczenia się całej dotychczasowej siebie. Jednak ta osobowość zmienia się równie szybko, jak obrazki w kalejdoskopie, bo większość swoich listów do żony kończy przesłodzonymi wersami najczulszego męża na świecie, zakochanego w swojej żonie bez granic. „Mógłbym z tobą rozmawiać bez końca! Myślę o tobie w każdej minucie, moja droga, ukochana Almo”; „Moja miłości, moja tęsknoto, moja nadziejo i wiaro”; „Będę myślał o Tobie przy każdym dźwięku, będę dyrygował dla ciebie”; „Błogosławię Cię, moja ukochana, moje życie” – takie wyznania były nieodłączną częścią listów Mahlera.

Alma Mahler zrezygnowała ze swoich aspiracji, zgodnie z życzeniem męża stała się posłuszną żoną. Z czasem jednak jej zapał gasł, gotowość do poświęceń była coraz mniejsza, zaczęła popadać w melancholię. Ostatecznie wdała się w romans. Gustaw dowiedział się o jej zdradzie i nie mogąc sobie z tym poradzić udał się do Zygmunta Freuda po poradę psychologiczną. Panowie odbyli wspólny kilkugodzinny spacer, podczas którego rozmawiali na trudne tematy. Między wierszami Mahler przywołać miał wspomnienia z dzieciństwa, opowiadając o zaciętych kłótniach jego rodziców, podczas których z natury wrogi ojciec nie dawał spokoju matce. Mahler po jednym z takich incydentów wybiegł z domu na ulicę, gdzie usłyszał katarynkę grającą wesołą pieśń ludową, ponoć miało to być „Ach, du Lieber Augustin”. „Wielka tragedia i lekka rozrywka były odtąd nierozerwalnie połączone w jego umyśle, a jeden nastrój nieuchronnie pociągał za sobą drugi” – tak mniej więcej miał podsumować Freud osobowość Mahlera i dwoistość towarzyszącą kompozytorowi przez resztę życia.

Emocje i różnorodność

Przejdźmy jednak do najważniejszego elementu, czyli twórczości Mahlera. Ta idealnie odzwierciedla jego niespójne wnętrze. Gustaw mówił wielokrotnie o swojej muzyce, że jest silnie autobiograficzna i opowiada o jego życiu. Leonard Bernstein powiedział kiedyś o Gustavie Mahlerze, że był on podwójnym człowiekiem w każdym aspekcie swojego życia, także w muzyce. „W twórczości każdego kompozytora widzimy przesunięcia między jednym idiomem a jego przeciwieństwem, ale nigdzie te przesunięcia nie są tak skrajne i gwałtowne, jak u Mahlera”. Muzyka kompozytora, głównie symfonie, cykle pieśni i mała kolekcja muzyki kameralnej, jest nacechowana bardzo silnymi emocjami. Szczególnie w symfoniach odczuwalna jest szeroko rozpostarta amplituda uczuć – od radości i nadziei do tragedii i przybicia. A trudnych przejść w życiu Mahlera nie brakowało – śmierć brata, nieudane i niszczące małżeństwo, śmierć czteroletniej córki…

W jego muzyce można znaleźć wszelkie emocje, jest w niej mnóstwo nieoczekiwanych zmian nastrojów, dużo kontrastów i inspiracji różnymi gatunkami muzyki – od wesołych marszów wojskowych, przez podniosłe hymny religijne, do folkloru, muzyki ludowej. Inspirował się też rzecz jasna twórczością innych kompozytorów. To właśnie nie podobało się krytykom w jego symfoniach. Mówili że są absurdalną mieszanką losowych elementów wrzuconych bez ładu i składu w jeden worek. Sam Mahler dobrze wiedział, że jego muzyka nie mieści się w akceptowanych przez innych ramach. Widać to w liście do Brunona Waltera, dyrygenta, pianisty i kompozytora, w którym odnosił się do swojej świeżo ukończonej III Symfonii: „Nie mogę obejść się bez błahostek.”, „Ale tym razem wszystkie dopuszczalne granice zostały przekroczone”.

Mimo chłodnych ocen współczesnych kompozytorowi odbiorców, dziś doceniamy go jako twórcę własnego, niepowtarzalnego stylu, który cechuje się szeroką gamą barw dźwiękowych połączonego jednocześnie z polifonicznym myśleniem. Wieloplanowość, silna dramaturgia, bogata symbolika i nawiązania odsyłające do źródeł inspiracji, którymi były poezja, powieści, teatr, malarstwo i oczywiście natura, z którą Mahler czuł wyjątkowo silną, wręcz nadludzką więź… Na styl kompozytora składały się także duże i natychmiastowe zmiany dynamiczne, silne kontrasty, gwałtowność i zmienność – dziś traktowane już jako atut.

Postać Gustawa Mahlera niepokoi, przeraża, a jednocześnie fascynuje… Na pewno wniósł on wiele do muzyki klasycznej (a nawet do jazzu!). Jego styl jest oryginalny i prekursorski. Jak to bywa w przypadku osobowości wykraczających poza swoją epokę, był niedoceniony przez współczesnych. Zmarł w wieku 50 lat, 18 maja 1911 r. Z jego śmiercią wiąże się ciekawa anegdota – po napisaniu swojej 9. symfonii miał zamiar napisać kolejną. Jednak hamował go przed tym przesąd panujący wśród kompozytorów. Bowiem w historii muzyki poważnej mówi się o „klątwie dziewiątej symfonii” według której IX symfonia ma być ostatnią. Mahler po ukończeniu IX symfonii czuł, że klątwa go ominęła i z odrobiną ulgi, ale i lekkim niepokojem, przystąpił do pisania kolejnej. Nie przechytrzył przeznaczenia – zdążył napisać jedynie pierwszą część, reszta dzieła to co najwyżej drobne zapiski, szkice. Tak kończy się kariera Mahlera, ale nie pamięć o nim, bo tej czas nie pokona.

Julia Borkowska


Opublikowano

w

Tagi: