Kto z nas nie chciałby poczuć klimatu miasteczka z południa Francji, z takim smakiem i czułością odmalowanego przez Vincenta van Gogha na obrazie Taras kawiarni w nocy? Zasiąść przy jednym ze stolików i nieśpiesznie sączyć napój, ciesząc oczy widokiem rozgwieżdżonego nieba? To teoretycznie możliwe, kawiarnia w Arles wciąż działa. Tyle że dzieli nas od niej dwa tysiące kilometrów. Dzięki obrazowi holenderskiego mistrza możemy tam jednak zawitać w każdej chwili!
Vincent van Gogh przyjechał do Arles w lutym 1888 r. prosto z Paryża, gdzie spędził dwa lata. W stolicy Francji chłonął najnowsze trendy i gdy przybył na południe kraju był już artystycznie odmieniony. Antyczne prowansalskie miasteczko ze swoim klimatem, słońcem, światłem, ciepłymi kolorami, dodatkowo pobudziło go twórczo. Tu powstało wiele cennych prac malarza, w tym m.in. Słoneczniki, Pokój van Gogha w Arles czy właśnie Taras kawiarni w nocy. W Arles van Gogh odkrywał nowe barwy. W tym okresie jego twórczości szczególną rolę odgrywa kolor żółty, z wszystkimi możliwymi jego odcieniami. Mówi się, że artysta „czcił prowansalskie żółte słońce”. Południowe światło miało kluczowe znaczenie dla palety barw, jakimi się w tym czasie posługiwał.
Obraz Taras kawiarni w nocy namalowany został we wrześniu 1888 r., siedem miesięcy po przyjeździe van Gogha do miasta. W maju artysta wynajął tzw. „Żółty dom”, w którym zamierzał urządzić sobie pracownię. Liczył, że dołączą do niego inni malarze – marzyła mu się kolonia artystów. Zanim przygotował lokum, wynajął na jakiś czas mieszkanie nad kawiarnią. Został jej stałym bywalcem i zaprzyjaźnił się z właścicielami lokalu. Nic dziwnego, że postanowił go uwiecznić.
Obraz opiera się na licznych kontrastach. Jasne, żółte, oślepiające wręcz światło kawiarni zderza się z ciemnością ulicy. Jego ciepła barwa odcina się od chłodnych kolorów nocy. Grupa ludzi siedząca na tarasie kontrastuje z względnie pustymi ulicami pogrążającego się w mroku nocy miasta.
Taras przyciąga wzrok, lgniemy do tej przestrzeni jak ćmy do światła. Ale gdy już opatrzą się nam kawiarniane detale, zaczynamy błądzić po obrzeżach płótna i znajdujemy tam fantastyczną chłodną kolorystykę, która zapewnia naszym zmysłom odpoczynek. Bruk ulicy nabiera różowo-fioletowego połysku, szczyty domów toną w granatowych i fioletowych barwach, a rozświetlone licznymi gwiazdami niebo poraża niebieskością. Jest jeszcze zieleń, która przenika z różnych części obrazu.
Centralnym punktem jest powóz zaprzężony w konia. To tam wiedzie perspektywa. A z tego wniosek, że artysta i odbiorca jego dzieła „przechodzą” tuż obok kawiarni, choć nęci ona niemożebnie swoim ciepłem i klimatem. Nie zanosi się na to, by mieli zaznać kawiarnianego gwaru, zasiąść wśród gości lokalu. Będą jedynie obserwować z dystansu grupki rozmówców. Potwierdzać to zdaje się, poza perspektywą, specyficzna bariera w postaci rzędu pustych stolików. Raczej nie ma się wrażenia, że są one zaproszeniem do dołączenia do grona wieczornych spacerowiczów degustujących miejscowe przysmaki. Widza poniesie dalsza przestrzeń, niedopowiedziana, spowita w mroku. Być może wizja ta jest wyrazem osamotnienia wielkiej twórczej indywidualności…
To pierwsza gwiaździsta noc w malarstwie Vincenta van Gogha. Później powracał do tego wątku, tworząc kultowe dzieła – Gwiaździsta noc nad Rodanem i Gwiaździsta noc. Co ciekawe, odmalował tu noc w specyficzny sposób, wykorzystując pełną paletę barw i unikając czerni. Malarz tak pisał o swojej pracy do siostry: „Oto masz nocny obraz bez czerni, jedynie z pięknym błękitem, fioletem i zielenią, a w tym otoczeniu oświetlony obszar zabarwia się siarczaną bladością żółci i cytrynową zielenią. Bawi mnie niezmiernie, gdy maluję na miejscu, w nocy”. W liście wyjaśniał, że dawniej obrazy powstawały na podstawie rysunków sporządzonych w ciągu dnia. On wolał jednak zasiąść przed sztalugami w mroku. Dzięki temu uniknął konwencjonalnego ujęcia nocy. „To prawda, że mogę wziąć w ciemności niebieski za zielony, niebieski lila za różowy lila, ale przecież nie można wyraźnie zrozumieć natury tonu” – zaznaczał.
Wskazał jednocześnie na swoją inspirację. Miał nią być początek książki Guya de Maupassanta Bel-ami, gdzie bohater George Duroy przemierza nocą ulice Paryża rozjaśnione gdzieniegdzie sztucznym światłem witryn sklepowych. Pojawia się tu opis dużych kawiarni wypełnionych ludźmi. Przed gośćmi na małych stolikach stoją w szklankach kolorowe napoje – czerwone, żółte, zielone, brązowe. Wewnątrz karafek zalegają duże przezroczyste kawałki lodu chłodzące wodę. To miało popchnąć van Gogha do poszukiwań malarskich wizji literackiego opisu Maupassanta.
Ale znawcy doszukują się też inspiracji powstałym rok wcześniej dziełem malarskim innego artysty. Mowa o Avenue de Clichy, piąta wieczorem Louisa Anquetina. Uderzające jest podobieństwo kolorystyczne obu prac. Powtarzają się tu konkretne elementy, jak choćby lampy gazowe rzucające żółto-pomarańczowe światło w mrok miejskiej przestrzeni. Z drugiej strony płótna pojawia się natomiast intensywne niebieskie tło, rozpiętość kolorystyczna stopniowo gaśnie.
Zachował się szkic przygotowawczy do Tarasu kawiarni w nocy. Widać, że artysta pierwotnie nie planował tak bardzo eksponować rozgwieżdżonego nieba. Szkic znajduje się w Stanach Zjednoczonych, w Muzeum Sztuki w Dallas. Z kolei finalną pracę oglądać można w Muzeum Kröller-Müller w Otterlo w Holandii.
Malując obraz Vincent van Gogh rozstawiał sztalugi w rogu Place du Forum. Do dziś można podziwiać to miejsce. Również kawiarnia, tak pięknie i ponętnie odmalowana przez wielkiego mistrza, stoi w swojej dawnej lokalizacji, tyle tylko, że zmieniła nazwę na Café van Gogh. Została odremontowana według wzoru uwiecznionego na obrazie mistrza. Dziś ma taki sam podświetlony żółty baldachim i niezmiennie serwuje napoje spragnionym bywalcom.
Monika Borkowska