Nawet nieszczególnie zorientowani w sztuce skojarzą choćby kilka nazwisk holenderskich artystów: Rembrandt, Vermeer, van Gogh; niektórzy za Holendra uznają nawet Rubensa, który wszakże był malarzem flamandzkim. Zainteresowani polską architekturą przypomną sobie Tylmana z Gameren, urodzonego w Utrechcie autora pałaców i kościołów rozsianych po całej Polsce. Z artystami XX wieku pewnie będzie trochę gorzej. Niektórym może coś powie Mondrian i Rietveld oraz nazwa ich ugrupowania „De Stijl”. Ale już nazwisko artystki Charley Toorop dla większości pozostaje niewiadomą.
Malarka nie jest rozpoznawalna również w pozostałych krajach Europy, mimo że była jedną z najbardziej wyrazistych postaci holenderskiej sztuki figuratywnej. Het Kröller-Müller Museum, którego siedziba znajduje się niemalże w samym centrum Holandii, postanowiło przypomnieć twórczość tej popularnej w Niderlandach artystki w siedemdziesiątą rocznicę jej śmierci.

Córeczka tatusia
Charley nie była typową przedstawicielką holenderskiego społeczeństwa przełomu wieków. Malarka ogniskowała w sobie kilka różnych kultur, nie tylko europejskich. Nieustające zmiany krajów, w których przyszło jej mieszkać w dzieciństwie, tylko pogłębiły ten proces. Jej ojciec, Jan Toorop, był znanym malarzem impresjonistą, symbolistą i przedstawicielem holenderskiej secesji, ale także znakomitym przykładem kultury powoli gasnącej potęgi kolonialnej Holandii. Urodził się połowie XIX wieku na Jawie z ojca Holendra i matki o chińsko-jawajskim pochodzeniu. Po przyjeździe do Holandii porzucił szkołę handlową i zajął się malarstwem.


W 1886 roku Toorop ożenił się z pochodzącą z Wielkiej Brytanii Ann Hall. Małżeństwo nie było udane – na co wpływ mogła mieć śmierć pierwszej córki, spowodowana syfilisem Jana. Nawet narodziny Charley w 1891 roku nie poprawiły sytuacji między małżonkami, a ona sama przez całe dzieciństwo żyła w rozdzieranej konfliktami rodzinie, z rodzicami, którzy nie byli w stanie się porozumieć.
Ojciec był zdecydowanie ważniejszy dla Charley. Dawał jej więcej psychicznego wsparcia i rodzicielskiego ciepła. Angielska matka wywierała presję na rozwój kariery muzycznej córki, czego wynikiem były częste podróże po Europie w poszukiwaniu nowych nauczycieli i możliwości edukacji. Jan Toorop niepostrzeżenie wprowadzał dziewczynę w świat sztuki, angażując ją jako modelkę do swoich obrazów. Nie bez znaczenia było także towarzystwo holenderskich artystów, przyjaciół Jana, na które zdana była Charley. Jak się okazało, to właśnie malarstwo miało stać się ratunkiem dla pogrążonej w depresji z powodu ciągłego napięcia młodej kobiety.

Z miłości do van Gogha
W 1912 roku Charley wyszła za mąż za filozofa Henka Fernhouta. Niestety wyzwalając się z chłodnej relacji z matką wpadła w ramiona paranoika, agresywnego, chorego psychicznie alkoholika, który był niebezpieczny dla rodziny i kilkukrotnie przebywał w szpitalu psychiatrycznym. Pięcioletnie małżeństwo zakończyło się kolejną traumą, ale też i zainteresowaniem ludzką psychiką i psychiatrią. Po zerwaniu tej dramatycznej relacji Toorop uznała, że tylko sztuka pomoże jej odzyskać równowagę i od 1917 roku poświęciła się wyłącznie malarstwu.

Z pewnością ojciec i jego twórczość pozostają ważną inspiracją dla malarki, ale tym najważniejszym był ktoś inny. „Vincent van Gogh był przy mnie zanim zaczęłam malować, właściwie odkąd uświadomiłam sobie jego istnienie. To był pierwszy spór z moim ojcem, który patrzył na to inaczej. Oglądanie prac van Gogha było zawsze wydarzeniem” – wspominała artystka po latach. Co ciekawe, Charley nigdy nie spotkała van Gogha, urodziła się rok po śmierci malarza, ale jego wpływ na twórczość malarki, szczególnie w początkowych latach działalności artystycznej Toorop, jest ogromny.

Podobnie jak van Gogh, Charley Toorop fascynowała się życiem i ludźmi mieszkającymi na wsi. Wzorem Vincenta wyjechała do Boriange i do Prowansji, szukając „prawdziwych ludzi” i natury. W „czarnej krainie” – górniczym regionie Boriange, gdzie czterdzieści lat wcześniej van Gogh pracował jako kaznodzieja, Charley tworzy rysunki i obrazy przedstawiające trudne warunki życia mieszkańców. Widzi w tym piękno, nie to estetyczne, ale „jedynie wewnętrzne, które nadaje życiu pełen kształt”. Jednocześnie jednak artystka jest przerażona warunkami życia mieszkańców regionu. W obrazie „Gospodyni i jej córka” przedstawia dwie kobiety – właścicielkę domu, w którym artystka się zatrzymała, oraz jej córkę, wykorzystywaną przez matkę do prostytucji. „Odwracam płótno w nocy, kiedy idę spać”- komentuje swój pobyt w tym strasznym miejscu malarka. W Boriange Charley stworzyła kilka podobnych portretów z postaciami prawie zawsze umieszczonymi frontalnie, na pierwszym planie, przedstawionych z okrutnym realizmem. W kolejnym roku malarka udaje się do Prowansji, gdzie maluje obrazy o bardziej rozjaśnionej palecie, które najbardziej zbliżają się do estetyki van Gogha.


W poszukiwaniu własnej drogi
Ale to nie prowansalskie, słoneczne malarstwo van Gogha Charley ceniła najbardziej. Ciemne, tworzone z przerysowanym realizmem rysunki i obrazy chłopów z Brabancji fascynowały ją najbardziej. Dlatego od 1924 roku malarka przedstawiała mieszkańców okolic wsi Westkapelle. Inspirując się van Goghiem, ale też powoli odchodząc od bezpośrednich zapożyczeń formalnych z jego twórczości, Toorop malowała typy chłopskie szczerze, bez chłopomańskiej idealizacji. Ten brutalny realizm w portretach chłopskich komentowany był jako okrucieństwo i brak człowieczeństwa w jej postrzeganiu mieszkańców wsi, ale Toorop odżegnywała się od wszelkiego sentymentalizmu, który miałby zaciemniać surowe i bezpośrednie piękno życia. Pod tym względem była równie pryncypialna jak van Gogh.

Sztuka przedstawiająca wieś i jej mieszkańców w tak bezkompromisowej postaci nie była jednak w stanie zapewnić artystce bytu, dlatego Charley odchodzi od tej tematyki. Po 1933 roku w jej twórczości dominują martwe natury, portrety na zamówienie oraz zmieniająca się wraz z porami roku przyroda. Do końca życia artystka malowała letnie i wiosenne kwiaty, kwitnące i owocujące drzewa czy spokojne zimowe krajobrazy. Odtwarzanie natury w plenerze, przedstawianie cyklicznych zmian przyrody wymagało wprawdzie szybkiej pracy, ale też dawało Charley więcej wolności i możliwości bardziej spontanicznego działania w porównaniu do portretów. Szybkie, ekspresyjne pociągnięcia pędzla, skupianie się na pojedynczej gałęzi, kwiatku czy liściu, odważna kolorystyka sprawia, że w tych pracach wciąż czujemy ducha van Gogha, jednak w drugiej połowie lat dwudziestych XX wieku Toorop zdecydowanie wykształca swój własny styl, odróżniający ją zarówno od van Gogha, jak i innych artystów tamtych czasów.


Artystki portret własny
Najciekawszym elementem twórczości Charley Toorop są portrety, a w szczególności autoportrety, które malarka tworzyła przez całe życie. Poczynając od 1914 do 1954 r. namalowała przynajmniej siedemnaście prac, w których dokonuje wiwisekcji swojego stanu psychicznego w danym momencie. W autoportretach Charley jest brutalna i szczera jak zawsze. Uważa, że wizerunek namalowany przez artystę powinien być bardziej podobny niż fotografia i pokazywać więcej, gdyż – jak twierdzi – „w dobrze namalowanym portrecie rozpoznajesz kogoś w całej jego ekspresji”.
Twarz bohaterki, prawie zawsze ukazana en face lub w niepełnym profilu, wydaje się wręcz wyrzeźbiona ostrymi liniami i płaszczyznami koloru. Najważniejsze jednak są oczy, od których Charley Toorop rozpoczynała malowanie każdego portretu. Nieproporcjonalnie duże, dominują w każdym wizerunku, co nadaje tym przedstawieniom niezwykłej wyrazistości.
Każdy autoportret to nie tylko obserwacja zewnętrznego wyglądu artystki, ale także jej wewnętrznego usposobienia. W portrecie z paletą z 1934 roku widzimy spokojną, pewną siebie kobietę, artystkę w pełni sił twórczych. Portret w żałobie z 1944 roku przedstawia zamyśloną postać ubraną na czarno. To wizerunek Toorop z czasów wojny, kiedy straciła przyjaciół, dom i pracownię. Charley w malarskim fartuchu z 1954 roku to jej przedostatni autoportret, namalowany rok przed śmiercią. Pokazuje kobietę, która mimo upływu lat zdeterminowana jest do ciągłej pracy, mimo dwóch udarów, które przeszła.

Nie tylko Vincent
U początków działań artystycznych Charley Toorop znajdowała się oczywiście estetyka Vincenta van Gogha, którego artystka admirowała przez całe życie. Niemniej Charley znała osobiście i ceniła malarstwo Barta van der Lecka i Pieta Mondriana a także współczesnych jej artystów zagranicznych, jak Georges Braque, Pablo Picasso i Fernand Léger. Wpływy syntetycznego kubizmu Juana Grisa znajdziemy chociażby w jej martwych naturach, a niemiecki ekspresjonizm widoczny jest w jej niektórych portretach. W latach dwudziestych Toorop zbudowała szeroką sieć artystyczną, do której oprócz Mondriana należeli artyści Peter Alma, Pyke Koch, John Rädecker i inni. Wystawiała z nimi swoje prace w alternatywnych salonach Amsterdamu.
Oprócz samodzielnej twórczości malarskiej Charley angażowała się w promowanie innych artystów i różnych dziedzin sztuki. Podpisała manifest Holenderskiej Ligi Filmowej, organizacji stawiającej sobie za cel ochronę integralności filmu jako formy sztuki i przeciwstawiającej się jego komercjalizacji. Promowała artystów modernistycznych, jednocześnie gromadząc kolekcję ich prac. Dużą ich część przekazała później holenderskim muzeom. W latach dwudziestych XX wieku współfinansowała „i10”, wydawane w Amsterdamie czasopismo z tekstami o sztuce, do którego pisali Kandinsky, Malewicz, Rietvield czy Schwitters. Czasopismo było dystrybuowane także do Warszawy.
Ostatecznie twórczość Charley Toorop wzbudziła zainteresowanie kolekcjonerki Helene Kröller-Müller, której kolekcja stała się bazą dla holenderskiego muzeum sztuki współczesnej w Otterlo. Toorop znalazła się w gronie najliczniej reprezentowanych artystów w tej kolekcji. W 2025 roku, siedemdziesiąt lat po śmierci malarki, na indywidualnej wystawie muzeum prezentuje kilkadziesiąt prac artystki, która zajmuje szczególne miejsce w sztuce holenderskiej pierwszej połowy XX wieku.
Charley Toorop musiała przezwyciężyć depresję i uwolnić z toksycznego małżeństwa. Musiała też udowodnić swoją artystyczną wartość w relacji ze znanym artystą – swoim ojcem. Musiała wreszcie wywalczyć sobie własne miejsce w zmaskulinizowanym świecie artystycznym. Była odważna i szczera. Promocji sztuki poświęciła swoje pieniądze, przez wzgląd na twórczość opuściła trójkę dzieci. Żyła dla sztuki. Zupełnie jak Vincent.
Jolanta Boguszewska
Wystawa: Charley Toorop. Liefde voor Van Gogh
czynna do 14 sierpnia 2025 w Het Kröller-Müller Museum, Otterlo, Holandia