Cofnęliśmy się o dekady podczas ostatniego koncertu trio Marka Napiórkowskiego KonKubiNap, który odbył się we wspaniałych wnętrzach Podziemi Kamedulskich na warszawskich Bielanach. Wiele lat nie miałam okazji usłyszeć muzyków w tym składzie. To, co zaprezentowali, było fenomenalne!
– Dawno już nie było tu takiej energii – mówili stali bywalcy cyklu koncertowego „Jazz w Podziemiach Kamedulskich”. A przecież w tym legendarnym miejscu występują regularnie uznani muzycy. Ten wieczór był jednak wyjątkowy, publiczność szalała od nagromadzonych emocji, na koniec były długie, bardzo długie owacje na stojąco.
Czas jakby stanął w miejscu. Marek Napiórkowski ze swoją nieśmiertelną zieloną gitarą, wygięty w łuk, przeszywał słuchaczy dynamicznymi solówkami (doszła również kolejna gitara, włoska; świeży nabytek, który muzyk ochoczo zaprezentował widowni). Robert Kubiszyn nawet wyglądał jak przed laty, a energii pozazdrościć mogliby mu nastolatkowie. I wspaniały Czarek Konrad, mistrz bębnów, zdradzający za każdym razem swoim łobuzerskim spojrzeniem zza talerzy kolejną rytmiczną „zasadzkę” uszykowaną na kolegów.
Muzycy grali ze sobą wspólnie przez wiele lat w zespole Anny Marii Jopek. Każdy z nich ma bogatą historię. Marek Napiórkowski występował m.in. z Tomaszem Stańko, Janem Ptaszynem-Wróblewskim, Henrykiem Miśkiewiczem, Patem Metheny, Richardem Bona i wieloma innymi tuzami jazzu. Robert Kubiszyn koncertował z Adamem Pierończykiem, Januszem Muniakiem, Zbigniewem Namysłowskim, Patem Metheny, Branfordem Marsalisem, Mino Cinelu. Wśród muzyków, z którymi występował Cezary Konrad, byli tacy instrumentaliście jak Zbigniew Namysłowski, Tomasz Stańko, Włodek Pawlik, Andrzej Kurylewicz, Randy Brecker, Gary Guthman czy Susan Weinert.
Mówimy więc o topowych jazzmanach, którzy przez dekady tworzyli brzmienie polskiego jazzu, którzy wielokrotnie zwyciężali w corocznej ankiecie czasopisma Jazz Forum w swoich kategoriach, którzy zdobywali Fryderyki. Czarek grał nawet na płycie „Night in Calisia”, za którą Włodek Pawlik otrzymał nagrodę Grammy.
Znają się od podszewki, spędzili razem na scenie mnóstwo czasu. Nazwa trio, na którą składają się pierwsze człony ich nazwisk, do tego właśnie żartobliwie nawiązuje… Dziś rzadko zdarza im się razem, w tym konkretnym składzie, występować. Realizują odrębne projekty, czasem spotykają się na scenie, ale w większym gronie i raczej nie wszyscy naraz. Podczas koncertu w Podziemiach Kamedulskich wykonywali kompozycje Marka Napiórkowskiego, ale też Czarka Konrada, Jaco Pastoriusa. Słuchałam utworów po latach i nie mogłam się nadziwić, jak doskonale brzmią. Trio jest wciąż w nienagannej kondycji. Grają elektryzująco, rozumieją się bez słów. Na scenie świetnie się ze sobą bawią.
Marek Napiórkowski czuje się doskonale zarówno w piętrzących się, skomplikowanych solówkach, jak i w romantycznych, nastrojowych frazach. Robert Kubiszyn jest fenomenalnym basistą, który potrafi stworzyć niezwykłe tło, ale też z mocą wybić się na front, dając popis niezwykłego kunsztu, czego dowiódł w utworze „Havona” amerykańskiego wirtuoza gitary basowej Jaco Pastoriusa.
A Czarek Konrad? Cóż, o nim mogłabym napisać oddzielny tekst. Gdyby tylko zechciał, mógłby zagrać na perkusji nawet „Symfonię fantastyczną” Berlioza. Jest bardzo sprawny technicznie, nieprawdopodobnie wrażliwy, muzykalny, uważny, czuły na barwę. Marek Napiórkowski mówił kiedyś w wywiadzie dla magazynu „Perkusista”: „Uwielbiam grać z Czarkiem Konradem. Muzyk wielkiego formatu. Wspaniały improwizator. Ogromny warsztat. Niezwykle uważnie słucha. (…). Granie z nim jest zawsze grą na śmierć i życie”. Czarek faktycznie nie spuszcza wzroku ze scenicznych towarzyszy, pozostaje czujnym na każdy ich ruch, gest, jakby czytał im w myślach. Jest prawdziwym poetą wśród bębniarzy, ale potrafi też grać dynamicznie, z wielką mocą. Jest wspaniały.
Koncert był niezwykły, takie wydarzenia pamięta się bardzo długo. To prawdziwe szczęście znaleźć się w jednej przestrzeni z takimi muzykami, słuchać ich, czerpać z ich energii, którą ochoczo się dzielą. Nie wiem, kiedy zagrają razem po raz kolejny. Może ten występ wzmoże apetyt na kolejne wspólne projekty? Tego życzyłabym sobie i innym słuchaczom.
Monika Borkowska