Niko Pirosmani. Smutna historia gruzińskiego Nikifora

Uwieczniał scenki z życia wiejskiego, prostych ludzi, biesiady, zwierzęta. Artysta samouk, żyjący na przełomie XIX i XX wieku, reprezentujący nurt prymitywizmu. Malował na blasze, drewnie, ścianach i ceracie. Sypiał w piwnicach, żywiąc się tym, co pozyskał w zamian za swoje obrazki. Gruziński malarz Niko Pirosmani – bo o nim mowa – zachował niewinność duszy i dziecięce spojrzenie na świat, mimo że życie dało mu się mocno we znaki…

Niko Pirosmani
Niko Pirosmani, Uczta

Wielu zapewne kojarzy wielki hit z repertuaru Ałły Pugaczowej „Milion szkarłatnych róż”. Polska wersja mówiła co prawda o różach białych, ale my przytoczymy oryginał, który różni się nieco od popularnego tłumaczenia. Oto jak zaczyna się wspomniana piosenka: „Żył kiedyś pewien artysta / Miał chatkę i płótna, / ale pokochał aktorkę, / Tę, która lubiła kwiaty. / Sprzedał więc swój dom, / Sprzedał obrazy, swój azyl / I za wszystko, co miał, kupił / Całe morze kwiatów”.

Mało kto wie, że tekst odnosi się do historii Niko Pirosmaniego, gruzińskiego malarza prymitywisty, który zakochał się bez wzajemności we francuskiej tancerce i śpiewaczce Marguerite de Sèvres. Artystka w 1905 roku przybyła z występami do Tbilisi i skradła serce Pirosmaniego. Ten bezskutecznie próbował zdobyć jej uczucie. Opowiadano, że całował ziemię, po której wcześniej stąpała Marguerite. Namalował jej portret, adorował ją. Ona jednak gardziła ubogim artystą, którego wielu postrzegało jako szaleńca. Pewnego dnia pod hotel, w którym zatrzymała się tancerka, podjechało kilka furmanek załadowanych po brzegi kwiatami. I nie były to tylko szkarłatne róże, jak w piosence śpiewanej przez Pugaczową. Oprócz róż miały tam znaleźć się bzy, gałązki akacji, zawilce, piwonie, lilie, maki i wiele innych kolorowych kwiatów. Opowiadano, że kobieta, widząc ten akt uwielbienia, podeszła do Niko i mocno pocałowała go w usta. Po raz pierwszy i ostatni. Wkrótce jej pobyt w Tbilisi dobiegł końca, opuściła miasto na zawsze. Inna wersja przekazu mówi, że uciekła z bogatym kochankiem. A Niko został sam ze swoim nieszczęściem i złamanym sercem.

Niko Pirosmani. Śpiewała o nim Ałła Pugaczowa
Niko Pirosmani
Marguerite de Sèvres

Ta ckliwa historia miłosna doskonale wprowadza nas w opowieść o Niko Pirosmanim (właśc. Niko Pirosmanaszwili). Świetnie oddaje cechy jego charakteru. Był niezwykłym wrażliwcem, dobrym, prostodusznym człowiekiem, który patrzył na świat oczami dziecka, z naiwnością i wiarą, ale też lekkoduchem dającym ponieść się chwili. Nie odnajdywał się w zwykłym życiu. Odpowiedzialność, gonitwa za dobrobytem – to nie leżało w jego naturze. Nie stronił od alkoholu, co z czasem wpłynęło na jego zachowanie – bywał porywczy i ekscentryczny.

Niko Pirosmani, Aktorka Margarita

Niko urodził się w 1862 roku w chłopskiej rodzinie, w jednej z kachetyjskich wiosek. Rodzice mieli małą winnicę i kilka krów. W wieku ośmiu lat chłopak został osierocony. Oddano go na służbę do domu fabrykantów z Baku mieszkających w Tbilisi. Traktowano go tam bardzo dobrze. Nauczono czytać i pisać po gruzińsku i rosyjsku. Wspierano jego malarską pasję. Uwielbiał teatr i poezję. Wyrósł na dobrego człowieka. Miał jednak naturę marzyciela, nie stąpał twardo po ziemi. Choć próbował… W wieku 28 lat zatrudnił się jako konduktor w Kolei Zakaukaskiej. Nie był jednak najlepszym pracownikiem, spóźniał się, popadał w konflikty ze współpracownikami. Po czterech latach został zwolniony z pracy. Chłopak jednak nie poddawał się. Spróbował swoich sił w handlu, otworzył wraz z innymi udziałowcami mleczarnię. Ale i ten biznes nie przetrwał.

Niko Pirosmani, Jeleń
Niko Pirosmani, Żyrafa

Za miskę strawy…

I to był koniec prób ustatkowania się w życiu. Odtąd zajmował się głównie malowaniem, choć czasem usiłował jeszcze zarabiać, bieląc budynki czy malując ściany mieszkalnych wnętrz. Tworzył dla tbiliskich sklepikarzy szyldy, malował portrety, obrazki. Powstawały one w szybkim tempie, sprzedawał je za grosze, albo wręcz wymieniał na kawałek chleba czy alkohol. Malował życie, które znał i kochał. Bohaterami jego prac byli prości ludzie – sprzedawcy, kobiety, dzieci, dozorcy, rybacy, wieśniacy. I zwierzęta o ludzkim głębokim spojrzeniu – lwy, wielbłądy, żyrafy. Malował sceny wiejskie, uwieczniał gruzińskie biesiady. Powstał nawet cykl poświęcony damom lekkich obyczajów.

Niko Pirosmani, szyld sklepu z winami

Z wielu jego prac bije optymizm i radość. Widać na nich, jak bardzo potrafi cieszyć proste, skromne życie. Nie potwierdzają tego co prawda rysy twarzy bohaterów obrazów, bo te – jak to w twórczości prymitywistów bywa – pozostają beznamiętne. Ale samą tematyką, kompozycją, kolorystyką, koncepcją życia w zgodzie z naturą przekonywał, że ludzki los w gruncie rzeczy ma jasną odsłonę. Kilka jego dzieł można obejrzeć w Muzeum Narodowym w Krakowie na wystawie Złote runo – sztuka Gruzji, która potrwa jeszcze do 15 września. Znajduje się tam obraz Winobranie (1906) przedstawiający dwójkę wieśniaków prezentujących swoje zbiory po całodniowej pracy w winnicy. Z kolei na obrazie Sona grająca na harmonii (1913) artysta przedstawia zatopioną w muzyce kobietę. Idylliczny nastrój tej beztroskiej sceny podkreślają otaczające dziewczynę białe gołębie. Na wystawie obejrzeć można też Kolejkę linową w Tyfilisie i Dziewczynę z balonem (1910-1912). W tej ostatniej pracy daje już o sobie znać oniryczny i metafizyczny charakter twórczości gruzińskiego malarza. Karmił się on legendami i baśniami, chłonąc nastrój tajemnicy, eksplorując przestrzenie nieoczywiste i nierzeczywiste. Jego twórczość rozpatrywana jest często w kategoriach realizmu magicznego.

Niko Pirosmani, Winobranie

Gruzja przedstawiona przez Pirosmaniego jest szczególna, bardzo uduchowiona. Czuje się w niej siłę narodu, kultury i tradycji. Jak podkreślają krytycy, w jego obrazach odnaleźć można nawiązania do bizantyjskich ikon i średniowiecznych fresków, mimo że w gruncie rzeczy to prace naiwne i bajkowe. Twórczość Niko wywoływała rozmaite reakcje. Jedni polubili jego malarskie wizje, inni nim gardzili, utrzymując, że brak wykształcenia daje o sobie znać w każdym ruchu pędzlem. Traktowano go jak dziwaka, czasem nawet jako miejscowego wariata. Żył w nędzy. Sypiał w piwnicach, jadł to, co udało mu się pozyskać w zamian za rysunki. Nie miał pieniędzy na płótno, malował więc na tym, co było w zasięgu ręki – na ścianach, deskach, blachach (bywało, że później z tych pomalowanych blach robiono rury do pieca). Używał też często jako podkładu czarnej ceraty, stąd ciemny ton jego obrazów. Nie była to kwestia farby, a właśnie tego nietypowego materiału, na którym uwieczniał swoje wizje.

Niko Pirosmani, Sona grająca na harmonii
Niko Pirosmani, Dziewczyna z balonem

Awangarda doceniła ludowego artystę

Początek XX wieku przyniósł artystyczne poszukiwania raju na ziemi. Zaczęto doceniać wówczas sztukę prymitywną dzikich plemion z różnych zakątków świata. Nastąpiły lepsze czasy również dla prymitywistów takich jak Niko. W 1913 roku w Moskwie odbyła się wystawa malarstwa futurystów. Pośród prac artystów takich jak Michaił Łarionow czy Natalia Gonczarowa zaprezentowano też obrazy Niko Pirosmaniego. Przywieźli je z Tbilisi do rosyjskiej stolicy bracia Zdaniewicz – Ilja i Kirił. Wywołały furorę wśród awangardowych twórców, którzy zachwycili się umownością tych prac, ich syntetycznością i odrealnieniem obiektów.

Odkrywcy malarstwa Niko tak wspominali pierwszy kontakt z jego dziełem: „Letnim wieczorem w 1912 roku, gdy gasł zachód słońca a sylwetki niebieskich i fioletowych gór odbijających się na tle żółtego horyzontu traciły powoli swój kolor, pogrążając się w ciemności, podeszliśmy do placu dworcowego. Weszliśmy do dużej sali zajazdu. Na ścianach wisiały obrazy. Patrzyliśmy na nie zdumieni i zdezorientowani. Przed nami pojawiły się obrazy, jakich nigdy nie widzieliśmy. Zupełnie oryginalna maniera, to ona była tym cudem, którego szukaliśmy. Pozorna prostota obrazu była wyimaginowana. Łatwo można było odnaleźć w nich echa starych kultur Wschodu, tradycji narodowej gruzińskiej sztuki”.

Bracia Zdaniewicz byli pierwszymi propagatorami sztuki Niko, jej badaczami i kolekcjonerami. Dzięki nim zaczęło się mówić o artyście jako o objawieniu w gruzińskiej kulturze. W gazetach toczono spory, jedni ganili prace Pirosmaniego, inni dopatrywali się w nich siły i świeżości, argumentując, że to odpowiedź na poszukiwania współczesnych twórców. Język krytyków bywał cięty, nierzadko sprowadzał się do kpin. Artysta, mimo że naiwny i dobroduszny, poczuł się urażony. Gruzini mają swój honor, Niko nie był wyjątkiem. Zatopił się w samotności, oddalając się na dobre od ludzi. Zmarł w jednej z piwnic w Tbilisi w 1918 r. z głodu chłodu i chorób. Nie zostawił po sobie żadnych rzeczy, nawet farb. Pochowano go jak każdego innego bezdomnego.

Niko Pirosmani, Kolejka linowa w Tyfilisie

Luwr i Wiedeń – bilet do wielkiego świata

Do dziś zachowało się około dwieście prac Pirosmaniego z ponad dwóch tysięcy, które – według szacunków badaczy – stworzył. Co ciekawe, malunki wykonane na czarnej ceracie zachowały się w dość dobrym stanie.

Prawdziwy zwrot w postrzeganiu jego dzieł przyniósł 1969 rok, kiedy to w paryskim Luwrze w obecności ministra kultury Francji otwarto wystawę prac artysty. Z kolei w 2018 roku odbyła się wystawa malarstwa Pirosmaniego w Muzeum Albertina w Wiedniu. Pokazano tam 29 jego obrazów. Wyeksponowano też specjalnie zaprojektowany siedmiometrowy stół autorstwa słynnego japońskiego architekta Tadao Andō – Stół Pirosmaniego – poświęcony pamięci artysty. W szklanym blacie umieszczono setki niebieskich róż.

On sam prawdziwą sławę i uznanie zyskał dopiero po śmierci, dzieląc los wielu artystów, którzy tworzyli przed nim i po nim. Za życia rozdawał swoje rysunki w zamian za kąt do spania czy kawałek chleba. Dziś jego obrazy przechowywane są w muzeach i warte są miliony. I Marguerite de Sèvres inaczej spojrzała na artystę po jego śmierci… Gdy pojawiła się na wystawie prac artysty w Luwrze, miała ponoć zapłakać, oglądając swój portret. Wszystko za późno…

Monika Borkowska

Gruzińskie 1 Lari z wizerunkiem Niko Pirosmaniego
(Public domain, via Wikimedia Commons)

Opublikowano

w

,

Tagi: