„Czy on w ogóle potrafi malować?”. „Takie obrazki rysuje moje dziecko”. „Sam zrobiłbym to lepiej”. „Uczył się, uczył, ale się nie nauczył”. Takich opinii o twórczości Picassa nie brakuje. Tym wszystkich, którzy mają wątpliwości co do warsztatu artysty, polecam wizytę w warszawskim Muzeum Narodowym. Zobaczycie innego Picassa! To wystawa o procesie twórczym, o zmianie, o poszukiwaniu.
Na ekspozycji obejrzeć można ponad 120 prac – grafik, ceramiki i ilustracji książkowych. Ile w nich odwołań do klasycznych wzorców! Ile piękna w tradycyjnym tego słowa znaczeniu! Ile wrażliwości i delikatności!
Sam Pablo uchodził za dziwaka, czasem nawet zepsutego człowieka, niepokornego, aroganckiego, potrzebującego nieustającej adoracji, uwielbienia, traktującego kobiety przedmiotowo. Jednak pod tą wierzchnią warstwą kryła się inna, człowieka wrażliwego, kierującego się emocjami, wyczulonego na ludzkie nieszczęście, na biedę, występującego przeciwko złu, jakie niesie wojna, potrafiącego okazywać czułość. Była to bardzo złożona osobowość. Ta dwoistość natury artysty pasuje jak ulał do jego twórczej drogi.
Od realizmu po nowe środki wyrazu
Wychowany był na klasycznej sztuce opartej na ideałach antyku. W młodości tworzył dzieła realistyczne, wystarczy tu wspomnieć takie obrazy jak „Pierwsza komunia” (1896) czy „Nauka i miłosierdzie” (1897). Jak odmienne są one od tego, co przyniosły kolejne okresy twórczości malarza! Później nastąpił melancholijny okres „błękitny”, dalej – pogodny „różowy”. Picasso coraz bardziej eksperymentował, poszukując własnej drogi. Wcześnie zrozumiał, że realizm w sztuce się kończy, że doszła ona do ściany i potrzebuje czegoś nowego, odkrywczego. Z przytupem pożegnał XIX-wieczną estetykę, stając się ojcem kubizmu.
„Cztery lata zajęła mi nauka malowania jak Rafael, ale całe życie uczę się malować jak dziecko” – mówił o swojej złożonej artystycznej drodze. Faktycznie, można powiedzieć, że w procesie twórczym zatoczył koło. Zaczynał od dziecięcych wyobrażeń, przechodząc do wiernego odtwarzania rzeczywistości, po czym zaczął ją znów zniekształcać, dekomponować, dzielić na cząstki. Ale – co oczywiste – początek tego „koła” nigdy nie zetknął się z jego końcem, rozminęły się. Był już na zupełnie innym etapie, miał kompletną świadomość artystyczną, upraszczał obrazy, mając za sobą pełnię drogi twórczej, robił to z konkretnym zamysłem, nie było w tym nic przypadkowego.
Na wystawie w Warszawie mamy możliwość prześledzić ten proces na przykładzie wybranych prac. Bo to właśnie droga twórcza jest jednym z głównych tematów tej ekspozycji. Zmiana, przeobrażenie, poszukiwanie, stopniowa dekompozycja, zniekształcanie obrazu postrzeganego przez nasz mózg. I motywowanie go do „lepienia w całość” zdekomponowanych elementów.
Czyste piękno
Wzruszające jest obserwowanie Picassa nawiązującego do antycznych, klasycznych odwołań. W pierwszej części ekspozycji zatytułowanej „Odnalezione piękno” to piękno jest namacalne, wręcz odczuwalne. Prace przywodzą na myśl konkretne inspiracje. Seria grafik przedstawiających Françoise Gilot, jedną z muz Picassa, prezentuje różne odsłony kochanki. Raz ma ona cechy renesansowej madonny, kiedy indziej egipskiej królowej, w jednym ujęciu jest już zniekształcona, w innym przyjmuje postać spowitej cieniem pięknej, delikatnej kobiety (to jeden z moich ulubionych obrazów: „Głowa młodej kobiety”, 5 marca 1947 r.).
Przepiękny jest też wizerunek innej kochanki artysty, Jacqueline Roque („Jacqueline czytająca”, 1957 r.) przedstawiający oddającą się lekturze kobietę – romantyczną, tajemniczą, niezwykle dziewczęcą, delikatną, przepełnioną wdziękiem, emanującą dobrem.
Wystawę otwierają grafiki „pociągnięte kreską”, m.in. „Jeździec” (1921), „Naga kobieta z wiankiem na głowie” (1930), „Podwójny akt na plaży” (1921). Szczególnie te dwie ostatnie prace robią niezwykłe wrażenie, biorąc pod uwagę minimalizm środków, jakie zastosował Picasso. Ta jego kreska, wcale nie krągła, sygnalizuje już ciążenie ku geometryzacji, a mimo to oddaje obraz bezbłędnie, wprost urzeka. Czasem mniej znaczy więcej… czyż nie tak?
Twórcza droga
Sam proces twórczy widać i w cyklach, i w pojedynczych pracach. Doskonałym tego przykładem są „Dwie nagie kobiety” w dwóch odsłonach, z 1945 i 1946 roku. Grafiki przedstawiają – jak mówiła kuratorka Anna Manicka – byłe kochanki Picassa. Jedna, będąca już przeszłością, nieaktywna, śpiąca i druga aktualna, czujna, uważna. Obie prace przedzielone są jakby na pół, prezentując rzeczywistość w odmienny sposób – realistycznie i w uproszczonej estetyce. Przy czym rok później to uproszczenie jest już bardziej dosadne. Proces jest więc prezentowany zarówno w jednym dziele, jak i w zestawieniu obu prac.
Podobnie cykl „Wenus i Amor” prezentuje etapy przechodzenia od estetyki realistycznej do obrazowania bardziej umownego. Na podstawie czterech prac możemy prześledzić zmiany, jakich dokonywał artysta w sylwetce przedstawionych postaci, w ich twarzach, w przedmiotach.
Cytaty i nawiązania
Na wystawie pojawiają się odwołania do starożytnego Egiptu, choćby w cyklu litografii „Kobieta przed lustrem”, ale też inspiracje mitologią (w twórczości Picasso powracają motywy centaurów, minotaurów, faunów).
Są też prace odnoszące się do dwóch tematów bliskich sercu Picassa – cyrku i korridy. Tym rozrywkom pozostawał wierny, znajdują one odzwierciedlenie w twórczości malarza. – Od rana zastanawiał się, ile kupić biletów na korridę, analizował cechy poszczególnych byków, rozmawiał z toreadorami występującymi na arenie – mówiła kuratorka wystawy Anna Manicka. Podobnie był zauroczony cyrkiem, który regularnie odwiedzał. Szczególnie widać to w okresie „różowym” twórczości artysty; na tym etapie w jego pracach pojawiają się często tancerze, akrobaci, woltyżerki. – Fascynowali go ludzie cyrku – biedni, czasem na wpół dzicy. Picasso im współczuł, był na swój sposób wrażliwy – mówiła kuratorka.
Mamy możliwość obejrzeć litografie z bykiem, korridą, ale też nawiązujące do tematyki cyrku: „Woltyżerka i klauni” (1957-61), „Rodzina akrobaty” (1954), „W cyrku” (1960). Co więcej – również tu można zaobserwować proces artystycznej drogi, jaką świadomie przemierzał Picasso.
Najsłynniejszy kożuszek świata
Akcentem polskim jest cykl prac „Kobieta w fotelu”, który tworzy 30 litografii, z czego aż 17 jest prezentowanych w Muzeum Narodowym. Kobieta to Françoise Gilot, ówczesna towarzyszka życia artysty. Podczas pobytu w Polsce w 1948 roku kupił jej haftowany kożuszek i to właśnie w nim uwiecznił postać kochanki.
Każda praca różni się detalami od pozostałych, na końcu procesu mamy znowu umowny obraz kobiety, w tej uproszczonej wersji. W cyklu Gilot uwieczniona jest z jedną dużą dłonią. Jak mówi kuratorka, to nie przypadek. Podobno po powrocie z przedłużonego pobytu w Polsce został przez Gilot… spoliczkowany!
Nie sposób nie wspomnieć o ceramice, która jest nieodłączną częścią ekspozycji. Półmiski i dzbany ozdobione są wizerunkami postaci mitologicznych, roślin, zwierząt i posiłków, kiedy indziej wyobrażają twarze czy też maski. Picasso w ciągu dwudziestu lat zaprojektował i wyrył ponad 3500 przedmiotów z gliny. Swego czasu próbował uczynić z ceramiki źródło swych dochodów. Po wojnie mało kto mógł pozwolić sobie na zakup obrazów, a z drugiej strony wiele osób nie chciało nabywać dzieł zadeklarowanego komunisty. Picasso starał się więc odnaleźć w sztuce użytkowej.
Wystawa jest niezwykła, nieoczywista, ma walor edukacyjny. To solidna porcja wiedzy, która ma niebagatelne znaczenie w odbiorze sztuki artysty. Poznajemy innego Picassa niż ten, który istnieje w powszechnej świadomości. Mamy okazję zrozumieć, jak wyglądała jego twórcza droga, poszukiwanie nowego sposobu artystycznego wyrazu, uświadomić sobie, jak kluczową postacią był dla rozwoju XX-wiecznej sztuki. Ale – co niezwykle ważne – możemy się też po prostu zatopić w pięknie, którego w prezentowanych w Warszawie pracach nie brakuje. I wejść w swój własny, osobisty dialog z twórczością Picassa.
Monika Borkowska
mecenas kultury