Piękno na co dzień i od święta. O wystawie Złote runo – sztuka Gruzji

Jeśli ktoś zdołał stęsknić się już za gruzińską przyrodą, za górskim pejzażem, za zapachem owoców na targu, za szarpiącymi serce gruzińskimi pieśniami, za smakiem wina i biesiadą okraszoną długimi, piętrowymi toastami, może zaradzić tej melancholii, udając się do Muzeum Narodowego w Krakowie, gdzie gruzińskie klimaty zawitały w całej rozciągłości.

Ceramika, fragment wystawy Złote runo – sztuka Gruzji
Misy, fragment wystawy, fot. DlaKultury.pl

Najstarsze eksponaty zgromadzone na wystawie Złote runo – sztuka Gruzji liczą ponad 7 tysięcy lat. Wbrew pozorom nie jest to jednak opowieść o historii, a o pięknie, które przebija się nawet przez przedmioty codziennego użytku. I tak mamy tu gliniane dzbany niezwykłej urody, figurki zwierząt i ludzi, cudownie malowane misy, na których odwzorowano świat zwierząt i roślin. Podziwiać można śliczne naczynia na płyn w kształcie zwierząt.

Naczynie do wina „Baran”, XIX w., Kutaisi (Zachodnia Gruzja)

Piękno wdarło się nawet w surowy i bezlitosny świat wojny. Mamy tu cudne miecze z rzeźbionymi rękojeściami i równie zachwycające sztylety. W osłupienie wprawia nawet kolczuga. Choć trzeba uczciwie zaznaczyć, że to kolczuga królewska, a więc wyjątkowa – ze stali i złoconego mosiądzu, nakrapiana kolorowymi klejnotami.

Sztylety, fot. DlaKultury.pl
Kolczuga królewska, fot. DlaKultury.pl

Stroje zapierają wprost dech w piersiach. Bogate hafty, cięcia, plisy, zdobione podszewki, klamry, złocenia, frędzle. I pasy, z których każdy jest dziełem sztuki! Nie mówiąc już o biżuterii, która z zasady ma upiększać. Takich kolczyków, zawieszek, broszek i bransolet nie powstydziłaby się żadna z pań, które oglądały wystawę. Ale czemu się dziwić, skoro nawet królewskie akty darowizny sporządzone na długich zwojach papieru zdobione były tak, jakby miały wyściełać pałacowe wnętrza.

Fragment wystawy Złote runo – sztuka Gruzji
Biżuteria, fot. DlaKultury.pl

Muzyka jest ważną częścią wystawy – w tle unoszą się kojące dźwięki gruzińskich melodii wprowadzające oglądających w klimat tego pięknego kraju i jego kultury. Na wystawie prezentowane są też tradycyjne instrumenty, równie piękne jak pozostałe obiekty. Ekran dotykowy z zestawem słuchawkowym umożliwia sprawdzenie, jak brzmi każdy z nich.

Instrumenty tradycyjne, fot. DlaKultury.pl

Druga część ekspozycji poświęcona jest już sztuce samej w sobie. Są tu dzieła artystów gruzińskich, ale też Polaków, którzy swego czasu trafili w te strony. Podziwiać można tu między innymi obrazy XIX-wiecznego gruzińskiego prymitywisty Niko Pirosmani (Winobranie, Sona grająca na harmonii, Dziewczyna z balonem, Kolejka linowa w Tyfilisie). Pirosmani wykracza poza zwykłe ilustrowanie codzienności. Nadaje jej metafizyczny charakter, odrealniając codzienne rytuały. Życie malarza nie było usłane różami. Malował w Tbilisi szyldy dla sklepów i lokali. Płacono mu grosze, nie miał z czego żyć. Czasem malował za miskę zupy czy kieliszek wina. Podobnie jak nasz Nikofor. Był jednak dumny i niezależny. Z tego właśnie powodu nazywano go „Hrabią”. Do końca pozostał wrażliwy na drugiego człowieka, co widać w jego pracach.

Niko Pirosmani, sztuka Gruzji
Niko Pirosmani, Winobranie, 1906

Na wystawie nie brakuje ujmujących scen z gruzińskich ulic odmalowanych przez różnych artystów. Pojawiają się barwne obrazki z targów, widoki starego Tbilisi, meczety, mosty, herbaciarnie, budynki.

Richard Karl Sommer, Scena targowa (Bazar), po 1910

Są się tu również polskie akcenty. Polacy licznie docierali na Kaukaz, z własnej woli lub zsyłani przez carat – już od XVIII wieku, ale przede wszystkim w XIX stuleciu. Na krakowskiej wystawie prezentowane są m.in. obrazy Henryka Hryniewskiego, Jana Ciąglińskiego czy Ilji Zańkowskiego.

Jan Ciągliński, Gruzinka, ok. 1892

Niezwykła jest część ekspozycji poświęcona gruzińskiemu modernizmowi. Uwagę zwraca m.in. obraz Szalwy Kikodze Trzej malarze (1920), który przywodzi na myśl skojarzenia ze Śniadaniem na trawie Édouarda Maneta. Niesamowite wrażenie robią bardzo charakterystyczne prace Lado Gudiaszwiliego, jak Goście w Ortaczali czy Pegaz. Zachwycają też obrazy Elene Achwlediani, która zasłynęła choćby z przedstawień gruzińskich miasteczek.

Szalwa Kikodze, Trzej malarze, 1920

Wystawa jest niezwykle ciekawa, barwna i zróżnicowana. Nie powinna nikogo zawieść. Jeśli jednak ktoś wciąż czuje się nieprzekonany, dorzucam na zachętę kilka zdań od Ryszarda Kapuścińskiego, który w książce „Kirgiz schodzi z konia” pisał: „Podróż zaczynałem od Gruzji i to był błąd. Gruzja powinna być zakończeniem, a nie początkiem. Wszystko tu stwarza wrażenie przybicia do przystani, dotarcia pod dach. Wszystko – klimat, krajobraz i obyczaje – namawia, żeby przysiąść w cieniu, łyknąć wina, odetchnąć i pomyśleć: fajnie tu”. Na krakowskiej wystawie również jest „fajnie”. A jeszcze „fajniej” byłoby pokrążyć po ulicach Tbilisi, Batumi, Telawi, powłóczyć się po targowiskach, nacieszyć oczy górskimi pejzażami. Może ta wystawa okaże się wstępem do wakacyjnego wypadu. Tego sobie i Państwu życzę!

Monika Borkowska

Aktualne wystawy – Muzeum Narodowe w Krakowie

mecenas kultury


Opublikowano

w

Tagi: