„Prawda artystyczna jest czym innym niż prawda historyczna”. Rozmowa z Aleksandrą Świgut

O wykonawstwie historycznym i XIX-wiecznych fortepianach rozmawiamy z Aleksandrą Świgut, pianistką, laureatką drugiej nagrody w I Międzynarodowym Konkursie Chopinowskim na Instrumentach Historycznych z 2018 roku, wykładowczynią na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina.

Fot. Wojciech Grzędziński

Czy takie wydarzenia jak Międzynarodowy Konkurs Chopinowski na Instrumentach Historycznych są potrzebne?

Oczywiście! To jedna z nielicznych inicjatyw promujących grę na fortepianach z epoki, zupełnie odmiennych od dzisiejszych, mających inne brzmienie i inne możliwości. Co więcej, różnią się one też między sobą. Fortepiany Grafa, wiedeńskie, są na przykład zupełnie inne od paryskich Pleyeli. Pod jednym hasłem fortepian historyczny mamy tak naprawdę bardzo wiele różnych instrumentów. Propagowanie wykonawstwa historycznego w ramach takich konkursów przynosi dużo dobrego, umożliwia zdobycie doświadczenia pianistom, a przed melomanami odkrywa nowe przestrzenie odbioru muzyki. Na co dzień nie ma bowiem dostępu do takich kolekcji w salach koncertowych.

Skoro dostępność tych instrumentów jest ograniczona, w jaki sposób pianiści mają się ich nauczyć, poczuć, zapoznać się z ich brzmieniem?

Na pewno jest to wyzwanie, przy czym dużo zależy od aktywności poszczególnych ośrodków muzycznych. Wiele uczelni tworzy własne kolekcje, kupując kopie instrumentów historycznych lub remontując oryginały. Również Uniwersytet Muzyczny im. Fryderyka Chopina kupił w zeszłym roku fortepian Pleyela. Bogatą kolekcję ma Narodowy Instytut Fryderyka Chopina. Propagowanie idei wykonawstwa historycznego pociąga za sobą gotowość do tworzenia takich zbiorów.

Czy młodzi pianiści wykazują zainteresowanie instrumentami historycznymi? Jakie są Pani obserwacje z perspektywy wykładowcy?

Tak, sporo osób chce zgłębiać specyfikę wykonawstwa historycznego. Choć trzeba powiedzieć, że zbiory Uniwersytetu nie są na tyle duże, żeby móc prowadzić regularne zajęcia. W zeszłym roku zorganizowałam kurs mistrzowski z profesorem Tobiasem Kochem, który zasiada zresztą w jury trwającego obecnie konkursu. Chętnych do udziału w zajęciach było wielu. Dzięki współpracy z NIFC udało się stworzyć studentom dobre warunki do pracy, mogli grać na instrumentach historycznych, zgłębiać ich budowę, uświadomić sobie, jakie możliwości mają konkretne egzemplarze, jaka jest ich specyfika. To cenne doświadczenia. Mam nadzieję, że coraz więcej młodych muzyków będzie miało okazję pracować z fortepianem historycznym.

Co daje kontakt z instrumentem z epoki? To wymaga chyba zmiany podejścia do wykonywanych utworów, do myślenia o graniu, ale i o samej muzyce.

Zdecydowanie tak. Ja sama przesiadam się z instrumentów współczesnych na stare i łapię się czasem na tym, że wymagam od instrumentu historycznego brzmienia, którego on nie może dać. Trzeba się przestawić mentalnie. Ale to też kwestia adaptacji, wrażliwości słyszenia, techniki i kompetencji wykonawczych.

Ma Pani poczucie, że kontakt z fortepianami romantycznymi zbliża Panią do kompozytorów żyjących w tamtych czasach? Że pozwala zrozumieć ich zamysł w momencie tworzenia, dotknąć prawdy?

Na pewno jesteśmy trochę bliżej źródła. Te instrumenty zwyczajnie nam pewne rzeczy ułatwiają. Na fortepianie historycznym wszystkie uwagi kompozytorów, tak dokładnie zapisane w nutach, są możliwe do zrealizowania. Na współczesnym pewnych wskazówek artykulacyjnych i łuczków, których jest tak dużo – chociażby u Mozarta – nie sposób wykonać. Dzisiejszy instrument ma bardzo długie brzmienie, grając na nim trzeba myśleć dłuższą frazą. A co do prawdy – w kontekście sztuki jest ona pojęciem względnym. Prawda artystyczna jest czym innym niż prawda historyczna, ona leży w pasji artysty, w jego przekazie. Nie można tu umniejszać roli instrumentów współczesnych. Nie trzeba budować barier.

Publiczność przekonana jest do wykonawstwa historycznego? Jest otwarta na nowe doświadczenia?

To zależy od dwóch czynników – czy trafi na dobrego muzyka i na dobry instrument. Jeśli tak, to odbiór jest bardzo pozytywny. To prosty rachunek.

Brała Pani udział w I Międzynarodowym Konkursie Chopinowskim na Instrumentach Historycznych w 2018 roku i w XVIII międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Fryderyka Chopina w 2021 roku. Czy atmosfera na obu wydarzeniach jest podobna?

Mam poczucie, że nieco większa jest presja psychiczna na konkursie na instrumentach współczesnych, ale różnica nie jest aż tak duża. Uczestnicy konkursów chcą wypaść jak najlepiej i odczuwają podobny stres. Mnie towarzyszy zawsze ogromne poczucie odpowiedzialności, niezależnie od warunków zewnętrznych. Także w trakcie koncertów. Mam świadomość, że pokazuję wartościową muzykę, boję się, by nie zepsuć tego piękna. Komfortu się szuka w samym sobie. Cała praca, którą trzeba wykonać w takich sytuacjach, dokonuje się w naszym wnętrzu.

Chopin zajmuje w Pani sercu szczególne miejsce? Czy jest Pani otwarta na różnych kompozytorów?

Stawiam na różnorodność. Pracę pianisty traktuję trochę jak pracę aktora – nowy repertuar jest jak nowa rola, trzeba odnajdywać przekaz, zgłębiać treść, umieć odnaleźć się w konkretnej kompozycji, ale też dopasować do instrumentu, do otoczenia, do sali i akustyki. W tych poszukiwaniach, w dotykaniu różnorodnej stylistyki, jest coś inspirującego. Ale muzyka Chopina niewątpliwie jest wyjątkowa, ma w sobie coś, co trudno mi pojąć. Ona mnie cały czas przyciąga, wciąż mam poczucie, że jeszcze czegoś w niej nie rozumiem. Że muszę ją dalej zgłębiać, próbować zrozumieć wszystkie niuanse. Za każdym razem, gdy ją gram, dotykam czegoś nowego. Ona jest wyjątkowa, nie z tego świata, niepojęta w swojej głębi. Zawsze będę ją traktować specjalnie.

Dziękuję za rozmowę.

Monika Borkowska

Partnerem materiału jest


Opublikowano

w

Tagi: