Gdy tradycyjne malarstwo przestało być zasadne, a naśladownictwo rzeczywistości stało się zdecydowanie passé, młodzi artyści poszukiwali środków, by wypowiedzieć się w adekwatny dla swoich czasów sposób. Nie było łatwo, w latach 50. w komunistycznej Polsce triumfował socrealizm, a otwartość władz na nowe trendy równa była zeru. Grupa Zamek mimo wszystko spróbowała. Z dobrym skutkiem – stała się ważnym głosem swojego pokolenia.
Prace przedstawicieli grupy znajdują się na stałej ekspozycji w lubelskim zamku. Prezentowane są w jednej przestrzeni z pracami innych środowisk artystycznych, jak Grupa Krakowska, Grupa 55, Grupa 4F+R. Już sama aranżacja przestrzeni jest wyjątkowa. Obiekty są umieszczone na ażurowych ruchomych ekspozytorach, na pochylonych ściankach, a nawet na suficie. Są i takie, które stoją samodzielnie pośrodku sali.
Zanim jednak przejdziemy do konkretnych dzieł, wróćmy do początków. Grupa Zamek powstała w 1957 r. Pomysł jej założenia zrodził się wśród studentów historii sztuki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego już w 1955 r. Zainspirował ich cykl wykładów pod hasłem Tydzień Sztuki Nowoczesnej – od impresjonizmu do surrealizmu. Ruch ten, jak każdy ruch młodych, miał znamiona buntu – przeciwko sztuce akademickiej, przeciwko XIX-wiecznemu naturalizmowi, przeciwko postimpresjonizmowi, przeciwko koloryzmowi. I oczywiście przeciwko socrealizmowi. Czerpał natomiast z doświadczeń kubizmu, nadrealizmu, abstrakcjonizmu.
Sama nazwa pochodziła od miejsca, w którym spotykali się studenci – Miejskiego Domu Kultury z siedzibą na Zamku Lubelskim. Tu odbywały się dyskusje, tu również malarze korzystali z udostępnionych im pracowni. Głównym trzonem grupy byli Włodzimierz Borowski, Tytus Dzieduszycki, Jerzy Ludwiński i Jan Ziemski. Wokół nich skupiło się szersze grono młodych ludzi. Artyści amatorzy i krytycy sztuki połączyli swe siły, by stworzyć nową jakość.
KUL w czasach stalinowskich był miejscem, gdzie pojawiła się pewna przestrzeń wolności. Studenci na zajęciach poznawali historię awangardy międzywojennej i kontynuację tych trendów po wojnie, na Zachodzie. To był wyjątek, bo takie „przebłyski burżuazyjnego świata” na innych uczelniach zwyczajnie tępiono. Możemy jedynie wyobrazić sobie, jak z wypiekami na twarzy studenci lubelskiej uczelni rozmawiali o nowej sztuce, wymykając się socrealistycznym wpływom. Pupilkowie władzy nazywali ich z pogardą „chłystkami wychowanymi w kawiarnianej atmosferze”.
Ci jednak robili swoje. „Trzeba skończyć ze wszystkimi sztucznościami kopiowania świata widzialnego, z całą iluzją i ekwilibrystyką wynikającą ze złego dopasowania rzeczywistości do płaskiego prostokąta płótna” – podsumowywał dyskusje Grupy Zamek Ludwiński. W którą stronę szły poszukiwania? Na gładkich powierzchniach obrazów pojawiały się zmarszczenia tworzone przez grubsze warstwy farby. Nadawano tym fragmentom specyficzne faktury, wychodzono w trójwymiar, „rzeźbiąc” coś na kształt reliefów. W ten sposób przestrzeń wyobrażoną zastępowała przestrzeń rzeczywista. Tak miała w oczach artystów Grupy Zamek wyglądać ucieczka od iluzji.
Gdy grube warstwy farby nie wystarczały, nakładano gips i pokrywano go farbą i lakierem. Albo mocowano do obrazu kamyczki czy drewienka i znów – pokrywano warstwą farby i lakieru. Twórczość zaczęła iść w kierunku rzeźby. Na światło dzienne wyciągano malarskie „zaplecze”. Włodzimierz Borowski pisał: „Miałem poczucie, że tam, na odwrocie, znajduje się coś, co nie bierze udziału w całym tym teatrze obrazu: blejtram, gwoździe, klej. Natomiast u mnie płyta pilśniowa od razu była wciągnięta do gry […]. Nie stanowiła tylko i wyłącznie podłoża pod obraz – ona była częścią obrazu”.
Sławę Grupie Zamek przyniosła ogólnopolska wystawa w warszawskiej Galerii „Krzywe Koło” w 1957 r. Była ona świetnie przyjęta. Zbigniew Herbert podkreślał odwagę lubelskich twórców, choć jednocześnie zarzucił im niedostatki warsztatowe. Zwracano uwagę na świeżość podejścia artystów. Po tym wydarzeniu zaczęto ich zapraszać również do innych liczących się miast. Ostatnia wspólna wystawa młodych odbyła się w Paryżu. Także Francuzi przychylnie spoglądali na propozycje lubelskiej młodzieży.
▼ Dalsza część artykułu pod materiałem filmowym ▼
Na wystawie Grupa Zamek i Awangarda można prześledzić proces poszukiwań młodych twórców, obserwując kolejne etapy ich rozwoju. Jest tu wiele bardzo różnorodnych obiektów, z których odczytać można idee przyświecające buntownikom z lat 50. Wskażę tylko pojedyncze przykłady.
Zacznijmy od pracy Tytusa Dzieduszyckiego Inny obraz (1959). Obraz staje się tu przedmiotem potraktowanym całościowo – nie ma już podziału na serce, czyli płótno i „przyległości”, jak rama. Szeroka „rama” wychodzi poza tradycyjne znaczenie, jest częścią wizji artystycznej. Nawet główną częścią. Mocno daje tu o sobie znać trójwymiar. Praca jest jak patchwork złożony z płaszczyzn o różnej strukturze, mniej lub bardziej chropowatych, jedne przesiane są głębokimi poziomymi bruzdami, inne przypominają kratery, przywodzą na myśl wulkaniczny krajobraz. Jeszcze inne, zupełnie nieregularne, imitują zastygłą skamielinę.
Na wystawie zaprezentowane są też prace Dzieduszyckiego w technice asamblażu, powstałe przy użyciu rozmaitych materiałów, m.in. tektury falistej, juty, tworzywa sztucznego, metalu czy szkła piankowego, utrzymane w brązowo-rdzawych tonacjach kolorystycznych.
Również formury Jana Ziemskiego wychodzą poza płaszczyznę. To obrazy-obiekty o skomplikowanej fakturze, formowane w gipsie. Ciężkie, zróżnicowane faktury o regularnych kształtach zakłócane są swobodnie rozlewającymi się strużkami masy gipsowej i farbami, które obrazują ruch będący efektem działania grawitacji.
Dla kolejnego etapu twórczości tego artysty charakterystyczne są przestrzenne kompozycje z użyciem wypukłych giętych drewnianych listew. One również podejmują na nowo tematykę ruchu w przestrzeni. Rytmicznie rozmieszczone listewki przysłaniają i odsłaniają geometryczne tło koła i elipsy. Pojawia się też błękitna linia określająca horyzont obrazu. Przesuwając się wzdłuż obiektu można śledzić ruch na kilku płaszczyznach jednocześnie. Kształty nakładają się na siebie i oddalają się jak elementy układanki w kalejdoskopie; cienie pulsują.
Kolejny obiekt – Niciowiec okienny Włodzimierza Borowskiego – to jeden z rekwizytów pokazu artysty z 1967 r. zatytułowanego Zdjęcie kapelusza. Oszklone okno z przymocowanymi do ramy czerwonymi nićmi zostało zatopione w jeziorze Jamno. Gdy po jakimś czasie wyłowiono je z powrotem, poza nićmi oplatały je już wodorosty. Następnie obiekt umocowano wysoko na słupie i wybito w nim szyby. Artysta pokusił się w tym czasie o jeden jedyny gest, jakim było zdjęcie kapelusza. Dewastacja miała być aktem zakwestionowania wyjątkowego statusu malarstwa, od czasów renesansu określanego metaforycznie jako okno. Nici naśladujące wodorosty to nic innego jak nieudolne i bezcelowe naśladowanie natury. Można to też odczytać jako podważanie mitu geniuszu, deprecjonowanie roli obrazu, krytyka fetyszyzacji dzieła sztuki.
Lubelska wystawa jest bogata i bardzo różnorodna. Pokazuje wysiłki młodych ludzi, którzy w trudnych czasach komunizmu podejmowali neoawangardowe eksperymenty, mimo niesprzyjających okoliczności, w jakich przyszło im działać. Eksperymenty tchnące świeżością, prezentujące nowe spojrzenie na sztukę. Aktywność Grupy Zamek wyszła poza Lublin, osiągnięcia jej członków zostały dostrzeżone i docenione nie tylko w Polsce, ale i za granicą – w Paryżu. I choć Grupa Zamek działała krótko (1957-1960), to jednak bardzo intensywnie. Odcisnęła trwałe piętno w rozwoju rodzimej sztuki.
Monika Borkowska
Wystawy Muzeum – Strona Muzeum Narodowego w Lublinie
mecenas kultury