Siła muzyki. Spotkanie z Januszem Olejniczakiem

Trudno nazwać formułę tego występu. Dwóch przyjaciół na jednej scenie, pełna humoru pogawędka i najpiękniejsza muzyka – Chopin, Schumann, Debussy… Magia poniedziałkowego wieczoru w Radziejowicach nie odpuszcza. Wciąż jeszcze jesteśmy zatopieni w znakomitych interpretacjach Janusza Olejniczaka, który odkrył przed nami piękniejszy świat, przybliżając absolut.

Festiwal w Radziejowicach
fot. DlaKultury.pl

Pianiście towarzyszył Jerzy Kisielewski. „Nie spodziewałem się, że w poniedziałkowy wieczór zechcą Państwo przyjść na dość monotonny koncert na fortepianie solo. Jestem lekko przerażony i zaskoczony. Wbrew regułom poprosiłem przyjaciela, by mnie wsparł i pozostał ze mną na scenie” – tymi słowami Janusz Olejniczak żartobliwie przywitał się z publicznością, uzasadniając formułę spotkania.

Było to połączenie luźnej rozmowy i koncertu. Ta konwencja świetnie się sprawdziła. Muzyczna podróż rodziła w słuchaczach ogromne napięcie emocjonalne, a dowcipna wymiana zdań między przyjaciółmi naturalnie je rozładowywała. Nie wiadomo, jakby się to wszystko skończyło bez tych przerywników.

Jerzy Kisielewski w Radziejowicach
fot. DlaKultury.pl

Po koncercie ktoś powiedział do pianisty, że jest na wskroś polski. W najlepszym rozumieniu tego słowa, bez ideologii, polityki, patosu i wielkich haseł. Trudno się z tym nie zgodzić. Ta polskość to coś, z czego jesteśmy zbudowani, co nosimy w sercu, nasza wrażliwość, sentymentalizm, sposób widzenia świata, kultura, z której wyrośliśmy. Olejniczak grał Chopina tak, jak my go czujemy. Był w tym niezwykle silny ładunek emocjonalny, chwilami trudno było powstrzymać wzruszenie.

Szczególnie mocno przemawia do mnie w mniejszych formach. I tak na przykład chopinowskie mazurki w jego wykonaniu chwytają za serce z ogromną siłą. Tworzy z dźwięków muzykę nieśpiesznie, jakby nanizywał na sznurek pojedyncze korale. Robi to z niezwykłym kunsztem i maestrią. Niczego nie musi udowadniać, przed nikim nie musi się popisywać, wykazywać biegłością, sprytem, sprawnością techniczną. On jest sobą w tej wyjątkowej muzyce, z którą jest zespolony. Gdy gra, nie współzawodniczy z czasem, eksploatuje ciszę pomiędzy dźwiękami, bawiąc się lekkością, snując tę swoją opowieść, smakując każdy kęs. Szuka radości i spełnienia w prostocie. W tym jest głęboka prawda, która nas przekonuje, z którą nie dyskutujemy. Poddajemy się jej z uległością dziecka.

Podczas poniedziałkowego koncertu pianista zagrał nokturny i mazurki Chopina, ale też Scherzo b-moll, Balladę g-moll, Poloneza A-dur. Większe, bardziej dramatyczne formy, mają wielką siłę rażenia. Jednak i tu pomiędzy krzykiem rozpaczy, tęsknotą i bólem, tli się sentymentalizm, daje o sobie znać liryczna słowiańska dusza, rozśpiewana, przepełniona melancholią, tkliwa i wrażliwa. Pianista mówił po występie, że nie ma poza Chopinem innego kompozytora, który tak bardzo odsłaniałby ducha artysty. Janusz Olejniczak prezentował też utwory Schumanna i Debussy’ego. Po raz kolejny pokazał, że z impresjonizmem jest mu równie po drodze jak z duchem romantyzmu.

Skrzące dowcipem dialogi z Jerzym Kisielewskim stanowiły doskonały przerywnik, łagodziły napięcie i przynosiły wytchnienie od silnych emocji. Janusz Olejniczak wykazał się dużym dystansem do samego siebie. Po wykonaniu utworu Warum? powiedział: „Zagrałem swojego Schumanna. Ta kompozycja trwa normalnie cztery razy krócej. W końcu jednak trafiłem na właściwy trop”. To wyznanie wywołało wśród publiczności salwy śmiechu. Żartobliwych wstawek było tego wieczora bardzo wiele.

Rozmowy między przyjaciółmi były też źródłem konkretnych informacji. Pianista, który pracuje również jako pedagog i występuje w roli jurora podczas konkursów pianistycznych, pozytywnie ocenił umiejętności młodych instrumentalistów. Opowiadał o swoim podejściu do nauczania. Tłumaczył, że nie jest purystą. Jako pedagog stara się dawać studentom sporą dozę wolności, tworzyć im przestrzeń do poszukiwań. Nie piętnuje indywidualizmu, choć oczywiście wymaga przestrzegania pewnych ram wyznaczonych przez zasady i reguły.

Janusz Olejniczak w Radziejowicach
fot. DlaKultury.pl

Wspominał pracę na planie filmu „Błękitna nuta” Andrzeja Żuławskiego, w którym grał postać Fryderyka Chopina, Mówił między innymi o swojej przygodzie z instrumentami historycznymi, która rozpoczęła się podczas kręcenia zdjęć. Reżyser uznał bowiem, że ścieżką dźwiękową do filmu będzie muzyka grana na instrumentach XIX-wiecznych. Pianista uważa, że są wyjątkowe, choć niezwykle wymagające i mają swoje ograniczenia. Nie nadają się przy tym do wielkich sal koncertowych, co zauważył już sam Chopin. Olejniczak zdradził przy okazji, że został konsultantem przy powstającej właśnie nowej produkcji poświęconej Chopinowi w reżyserii Michała Kwiecińskiego. W roli Fryderyka wystąpi tym razem Eryk Kulm, główny bohater filmu „Filip”.

Opowiadał sporo o współpracy z Jerzym Maksymiukiem. Maestro napisał z myślą o Januszu Olejniczaku koncert fortepianowy. Premiera kompozycji odbędzie się we wrześniu. Najbliższe dwa miesiące upłyną na przygotowaniach do występu, na który wszyscy już z utęsknieniem czekamy.

Koncert Janusza Olejniczaka przyciągnął do Radziejowic bardzo wielu miłośników jego talentu. Spotkanie zakończyło się długimi owacjami na stojąco. W tłumie rozlewającym się po parku do późnego wieczora słychać były głosy zachwytu przeplatane dźwiękami utworów Chopina nuconych przez co bardziej rozśpiewanych melomanów. Chciałoby się powiedzieć w ślad za Goethem – „Chwilo, trwaj!”.

Monika Borkowska


Opublikowano

w

Tagi: