„Trzeba penetrować nowe pola, by sztuka pozostała żywa”. Rozmowa z rzeźbiarzem, Maciejem Aleksandrowiczem

Łatwiej przyswajalna jest rzeźba czy malarstwo? Czy rzeźbę uprawiają częściej mężczyźni, czy kobiety? Jakie przymioty są gwarancją sukcesu? Kontakt ze sztuką współczesną wymaga pośrednika? Jakich nowych rozwiązań szukają artyści? Na te i inne pytania w rozmowie z portalem dlakultury.pl odpowiada Maciej Aleksandrowicz, dyrektor Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku

fot. Klaudia Drożdż

Jak ocenia pan odbiór rzeźby w dzisiejszych czasach? Bo ja mam wrażenie, że kontakt z rzeźbą jest dość ograniczony. Wydaje mi się, że malarstwo jest bardziej przyswajalne dla laika.

A ja z kolei mam odwrotne wrażenie, według mnie to rzeźba jest bardziej intuicyjna dla widzów, gdyż prezentuje tę samą przestrzeń, w której są oglądający. Jest bardziej realna i namacalna. Natomiast malarstwo jest swego rodzaju iluzją, do której odbioru trzeba się przygotować.

Czy do Orońska trafiają wyłącznie koneserzy, czy też ludzie poszukujący, gotowi eksplorować sztukę, choć nie do końca z nią jeszcze obeznani?

Mamy wszystkie grupy, zależnie od tego, jakie pojawiają się ekspozycje. Czasem są bardzo głośne wystawy i wtedy przybywa do nas bardzo dużo osób, które są znęcone znanymi nazwiskami. W ubiegłym roku o tej porze otwieraliśmy wystawę Anisha Kapoora, wówczas mieliśmy bardzo dużą frekwencję. Pobiliśmy rekord.

Czyli?

Blisko 20 tysięcy widzów. To bardzo dużo jak na taką instytucję jak nasza, oddaloną od dużych aglomeracji. Tu nie da się przyjść tak po prostu, nie planując wizyty zawczasu. W weekendy, mimo że była zima, odwiedzało nas po 1000 osób dziennie. Tymczasem cała miejscowość, w której się znajdujemy, liczy 1500 mieszkańców. Przyjeżdżały sznury samochodów, które nie mieściły się na terenie Centrum. Zmienialiśmy organizację ruchu w gminie, żeby goście mogli bezpiecznie dotrzeć na wystawę i mieli gdzie zostawić auta.

Wracając do odbiorców sztuki – amatorów. Jak częste są ich wizyty?

Wbrew pozorom są bardzo częste, bo przecież Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku jest atrakcją turystyczną. Mamy tu piękny park, zabytkowy pałac. Przybywają do nas ludzie nieobyci ze sztuką, by odpocząć. Te osoby przy okazji również spotykają się z rzeźbą. Rozwijamy także od lat współpracę ze społecznością lokalną, zapraszamy na teren Centrum zorganizowanie grupy, między innymi seniorów.

Jaki jest ich stosunek do rzeźb, które są tu wystawiane?

Tak jak już powiedziałem, rzeźba jest sztuką intuicyjną, bezpośrednią w odbiorze. Sytuacje są oczywiście bardzo różne, bo i nasze wystawy są różnorodne – czasem bardzo hermetyczne, zrozumiałe dla wąskiego grona, a czasem przyswajalne dla każdego. Mieliśmy kiedyś na przykład wystawę Ursuli von Rydingsvärd, która działa głównie w drewnie, a jej prace nawiązują do ludowego rzemiosła artystycznego i przypominają rękodzieło. Pojawiały się wówczas grupy folklorystyczne, które czuły głęboki związek z tą sztuką, wspólne korzenie. Ta ekspozycja była bardzo dobrze odbierana.

Czym innym są zabytki minionych czasów, czym innym obiekty współczesne, które trzeba zinterpretować, nadać im sens. Sztuka współczesna jest dość trudna, wymaga pracy intelektualnej, na którą nie wszyscy są gotowi.

Sztuka współczesna nie jest samoobsługowa, nie trafia do nas bez wysiłku. Ona przemawia w różny sposób do różnych ludzi, inaczej do przygotowanych, inaczej do tych, co chłoną ją intuicyjnie. Wszystkim jednak ma coś do zaoferowania.

Dawno temu przeczytałam wywiad z panią profesor, nazwiska nie pamiętam, która dowodziła, że sztuka współczesna nie przemówi do zwykłego Kowalskiego ot tak sobie. Trzeba tu pośrednika w postaci znawcy, eksperta, który wszystko wyjaśni. Wtedy trochę się na te słowa zaperzyłam, wydawało mi się, że sztuka, także ta nietłumaczona, powinna w jakimś stopniu trafiać do odbiorcy, gdy ten zostaje z nią sam na sam. Czy pani profesor miała rację?

I tak i nie. Sztuka jest wielowymiarowa, powinna z założenia być tak budowana, by przemawiała także do osób, które nie miały możliwości przygotować się do jej odbioru. Ale spotkanie z pośrednikiem, mediatorem, bo czasem kuratorzy tak siebie nazywają, też ma głęboki sens. Osoba taka ma doświadczenie, obycie. Warto takiego przewodnika posłuchać. Przy czym to nie dotyczy wyłącznie sztuki współczesnej, ale również dawnej. Jest w niej ukrytych wiele podtekstów, symboli, tyle kontekstów historycznych, formalnych. Te zagadnienia się studiuje, głębia tej dziedziny jest w zasadzie niezmierzona.

W Orońsku prowadzone są działania edukacyjne?

Tak, mamy zespół edukacji złożony z kilku osób, choć oczywiście chcielibyśmy robić to na szerszą skalę. Stworzyliśmy ciekawą ofertę dla osób, które wcześniej nie spotykały się ze sztuką, dla dzieci i młodzieży, także dla seniorów. Mam nadzieję, że w przyszłości będziemy mogli edukować również osoby w jakiś sposób zaangażowane w sztukę, zainteresowane zgłębianiem jej tajników. Chcielibyśmy prezentować teorię, filozofię sztuki w połączeniu z praktyką.

Jak ma się rzeźba w Polsce?

To skomplikowane pytanie i na pewno różne osoby miałyby na nie różne odpowiedzi. Z wielu powodów rzeźba jest na zakręcie. Właściwie cała sztuka współczesna jest na zakręcie… To są procesy, które się dzieją tu i teraz, ocenić je można dopiero z historycznego dystansu. Jak w przypadku każdej innej dziedziny. Sztuka się zmienia, wychodzimy z historycznych podstaw rzeźby bliskiej klasycznej definicji, wciąż trwa poszukiwanie nowych pól ekspresji. Coś, co dawniej uważano za rzeźbę, co było synonimem trwałości materiałów, techniki, technologii związanej z wykonaniem dzieła, dziś jest wzbogacone o efemeryczne formuły wykonania. Bada się np. rzeźbę ulotną, dźwiękową. Definicja się rozszerza.

Rzeźba dźwiękowa? Mowa o dźwiękach towarzyszących rzeźbie, czy o samych dźwiękach?

O dźwięku, który jest sprzężony z przestrzenią.

I to już jest rzeźba?

To może być rzeźba, choć nie musi. Nie wszystko, co jest przestrzenne, jest rzeźbą. Krzesło nie jest rzeźbą. Ale może być. Podobnie nie każdy dźwięk będzie rzeźbą przestrzenną. Mówi się dziś też coraz więcej o sztuce bioartu. To coś, co jeszcze do niedawna było zarezerwowane dla naukowców.

Sztuka bioartu, czyli co?

Na przykład zaplanowane deformowanie swojego ciała przez artystów, którzy podejmują takie działania, by wypowiedzieć się, zająć stanowisko w dyskursie kulturowym. To trendy, które się tworzą, odkrywają dla siebie przestrzenie.

Abakany to rzeźba?

Magdalena Abakanowicz uważała, że to jest rzeźba. Nawet kazała nazywać siebie – uwaga! – rzeźbiarzem. Nie rzeźbiarką. Uważała, że to nobilitujące. Ona musiała stoczyć pewną walkę z otoczeniem, by abakany i wszystko, co ona robi, zostało uznane za rzeźbę.

Walka zakończyła się sukcesem?

Myślę, że tak, choć są wciąż osoby, które uważają, że to, co dałoby się zakwalifikować jako tkanina, artystycznie jest wyższej jakości artystycznej niż to, co tradycyjnie dawałoby się zakwalifikować w dorobku artystki jako rzeźba. Według tego najcenniejszym osiągnięciem Abakanowicz jest to, do czego doszła w dziedzinie – nazwijmy to – tkaniny przestrzennej. Ale jeśli pyta pani o moje zdanie, to tak, według mnie jest to rzeźba.

A instalacja to rzeźba?

Absolutnie tak. I to wszystko, o czym mówimy, dowodzi żywotności tego pojęcia, tej dziedziny. Nie można koncentrować się na historycznych osiągnieciach. Trzeba penetrować nowe pola, by sztuka pozostała żywa, by odpowiadała na aktualne pytania i wątpliwości.

Jaki talent trzeba przejawiać, by zajmować się rzeźbą? Bo rozumiem, że to zajęcie nie dla każdego nawet uzdolnionego plastycznie człowieka.

Teoria jest inna niż praktyka. W teorii najważniejsza jest zdolność manualna, ale praktyka pokazuje, że to tylko początek. Najważniejsze są przymioty charakteru. Coś, co otocznie uważa za talent, a moim zdaniem powinno się nazwać zręcznością, musi być potwierdzone siłą charakteru, która pozwoli przenieść ten „talent” przez wszystkie zakręty życiowe.

Praca rzeźbiarza jest trudniejsza niż malarza?

Kreacja zawsze jest trudna. Ale sposób wypowiedzi stawia różne wyzwania. I z pewnością wyzwania stojące przed rzeźbiarzem, który ma ambicje kreować coś w wielkiej skali, w trwałym materiale, są większe niż w przypadku malowania obrazu. Mam tu na myśli otoczenie. Rzeźbiarz musi być też w pewnym sensie inwestorem. Musi się dobrze odnajdywać w tak zwanym realnym świecie, by później móc pokazać siłę swojej kreacji. Sama pracownia, narzędzia, otoczenie, pomocnicy – bywa, że rzeźbiarz potrzebuje kilku, kilkunastu a czasem nawet kilkudziesięciu rąk do pracy, by coś wykreować. Czasem są to takie małe przedsiębiorstwa.

Rzeźba wymaga też większego wysiłku fizycznego.

Tak, ale to chyba dobrze. Połączenie wysiłku fizycznego z intelektualnym dobrze wpływa na zdrowie (śmiech).

Kiedyś z tego powodu rzeźbiarstwo było niedostępne dla kobiet.

To już przeszłość. Teraz na studiach rzeźbiarskich jest więcej kobiet niż mężczyzn.

Z czego to wynika?

Ja mam teorię dość kontrowersyjną – tam po prostu nie ma obietnicy sukcesu. Mężczyźni wybierają kierunki łatwiejsze do uzyskania nagrody.

Ile osób jest na roku na warszawskiej ASP na tym kierunku?

Między 18 a 20 osób. Bywają roczniki, gdzie wśród tych 18 jest zaledwie jeden lub dwóch mężczyzn.

Wykłada Pan na kierunku psychofizjologia widzenia i rzeźby na ASP. Bardzo mnie zaintrygowała nazwa zajęć. Czym zajmuje się pan ze studentami w ramach tego przedmiotu?

Wykładam podstawy projektowania przestrzennego, którego częścią jest psychofizjologia widzenia, percepcja świata z konsekwencjami w kreowaniu sztuki. Widzenie dla artysty wizualnego jest szalenie ważne.

Jak wyglądają te zajęcia w praktyce?

Analizujemy stosowanie elementarnych pojęć jak kształt, podobieństwo, różnica, statyka, dynamika, układ kompozycyjny, struktura. O każdym z tych elementów można opowiedzieć w ciągu zaledwie kilku godzin, ale by umieć je zastosować w praktyce, potrzeba dużo więcej czasu.

Jak absolwenci odnajdują się później na rynku pracy?

Nie za dobrze.

Przed chwilą dotarła do mnie przypadkowo rozmowa młodych osób, które dyskutowały o systemach edukacyjnych w dziedzinie sztuk pięknych w różnych krajach. Mówiły one, że uczelnie idą coraz częściej w tym kierunku, by wykształcić osoby, które znajdą swoje miejsce na rynku, że sztuka ma być przydatna. W tę stronę to powinno iść?

Nie, jestem przeciwnego zdania. Sztuka nie musi udowadniać swojej przydatności. Uczelnie powinny być wielowątkowe, powinny przygotowywać do kreacji i wypowiadania się we własnym imieniu. Kreacja jest ważna sama w sobie, to udowadnianie potrzeby swojego istnienia, ale też przekazywanie spojrzenia artysty na rzeczywistość. „Rzeczywistość” bardzo potrzebuje wielu analiz i różnych spojrzeń. Nie można sprowadzać tak istotnych spraw do utylitaryzmu. Choć oczywiście trzeba też uzbrajać młodych ludzi w wiedzę i umiejętności, które nie zderzą go z rzeczywistością w sposób dla nich bolesny.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Monika Borkowska

Wystawy | Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku (rzezba-oronsko.pl)

mecenas kultury


Opublikowano

w

Tagi: