Zakończony niedawno Konkurs Chopinowski na Instrumentach Historycznych to doskonała okazja, by opowiedzieć o warszawskich XIX-wiecznych wytwórcach fortepianów. A był to całkiem okazały biznes! Manufaktury w dużej mierze prowadzili przybysze z niemieckojęzycznych krajów. Wiele z tych fabryk produkowało bardzo dobre instrumenty, nasze fortepiany wygrywały międzynarodowe rankingi. Ale po kolei…
XVIII wiek był burzliwym czasem w Europie. Wojny, konflikty, rewolucje. Trudne czasy. Wielu niemieckojęzycznych twórców fortepianów emigrowało w tym czasie na wschód w poszukiwaniu spokojniejszego miejsca do życia. Pojawili się również w Polsce. Ich działalność miała istotny wpływ na rozwój techniki budowy fortepianów.
W XIX wieku królowały dwie technologie, które różniły się mechaniką systemu młoteczkowego – angielska, popularna głównie a Anglii i we Francji oraz wiedeńska, która rozpowszechniła się w pozostałych krajach europejskich, w tym w Polsce. Typ angielski miał co prawda pewne przewagi, był bardziej dokładny, precyzyjny, pozwalał na większe subtelności podczas gry. Podstawową jego wadą była jednak… wysoka cena. Zaawansowana technologia produkcji musiała przełożyć się na koszt produktu końcowego. Mechanika wiedeńska była mniej precyzyjna, ale tańsza. I to była jej podstawowa przewaga. Było to nie bez znaczenia w sytuacji, gdy muzyka wchodziła „pod strzechy”, gdy kwitło życie salonowe, a grą na fortepianie zajmowali się już nie tylko arystokraci, ale też klasa średnia, mieszczaństwo.
Fortepian, nawet ten tańszy, wciąż jednak był produktem luksusowym. – W Muzeum Fryderyka Chopina znajduje się Pleyel, na którym Fryderyk Chopin grał przez ostatnie dwa lata swojego życia. To mniejszy model, do gry salonowej, w najdroższej wersji – w wykończeniu palisandrowym. Kosztował 20-krotność pensji lepiej zarabiającego służącego. Chopin jednak mógł sobie pozwolić na takie wydatki, bo za jego lekcję, w przeliczeniu na dzisiejszą walutę, z uwzględnieniem inflacji, płacono mniej więcej 400-500 zł. A takich lekcji udzielał kilkunastu w ciągu tygodnia – mówił Krzysztof Socik z Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina podczas spaceru-wykładu poświęconego warszawskim wytwórcom fortepianów.
I tu jeszcze ciekawostka… Chopin znał Camille’a Pleyela, kolegowali się. Gdy Fryderyk był już bardzo popularnym pianistą, Pleyel udostępniał mu swoje instrumenty za darmo. Była to reklama dla producenta. – Gdy Chopin chciał nowy fortepian, oddawał stary Pleyelowi, a ten sprzedawał go za odpowiednio wyższą cenę jako fortepian Chopina. Dzielili się tą kwotą – informował Socik.
Fortepiany produkowano ze sprowadzanych z zagranicy materiałów. Importowano m.in. kość słoniową, druty do tworzenia strun, heban na klawisze oraz egzotyczne drewno, jak mahoń czy palisander, wykorzystywane do fornirowania i wykończenia instrumentów. Jednak w pewnym momencie podjęto próbę produkcji w oparciu o krajowe elementy. Na tym polu aktywnością wykazał się Jan Kerntopf, który zbudował pierwsze pianino w pełni oparte na produkcji krajowej.
Prasa warszawska w tamtych czasach opisywała: „Organmistrze robiące fortepiana w Warszawie i innych miastach Polski dotąd na deki to tych instrumentów sprowadzali drzewo z zagranicy. Lecz i ta niedogodność usunięta została. Jaśnie pan Dominik Domagalski, organmistrz, przypadkiem przejeżdżając przez pewną okolicę w kraju naszym, dostrzegł, iż znajduje się u nas takowe drzewo. Teraz i inni organmistrze używają tegoż krajowego drzewa. Deki są również trwałe jak dające ton czysty i mocny”.
– Te okolice to region Mazowsza. Mowa o orzechach, brzozach, olszach. Z tych drzew zaczęto później też produkować fortepiany – wyjaśniał Krzysztof Socik. A Kerntopf nie zadowalał się byle czym. Produkował dobre instrumenty. Jego fortepianu używał między innymi Ignacy Jan Paderewski. Wytwórnia Kerntopfa otrzymała też tytuł dostawcy instrumentów Warszawskiego Instytutu Muzycznego. Miał więc mocną pozycję.
Już wtedy przechodzono w produkcji na model rynkowy. Pojawiały się patenty na konstrukcje, trzeba było wnosić opłaty, by korzystać z konkretnych rozwiązań. W Polsce cały czas produkcja fortepianów miała charakter rzemieślniczy, działały manufaktury, w których mistrz zatrudniał kilku czeladników. Po śmierci mistrza interes przejmowała rodzina albo czeladnicy. Fortepianmistrzowie w Polsce wiązali się w cechy. Działając razem, starali się chronić siebie i przemysł. Zamawiali m.in. wspólnie materiały z zagranicy, uzyskując w ten sposób korzystniejsze warunki cenowe.
W międzyczasie dokonywała się rewolucja w technologii. W 1847 roku Józef Walenty Budynowicz (1816-1886) jako pierwszy w Polsce wykonał ramę fortepianu w pełni odlewaną z metalu. Wcześniej ramy były drewniane, jednak fortepian wyglądał wtedy zupełnie inaczej, miał słabszy naciąg strun, dużo mniej klawiszy. – Z czasem naciąg strun się zwiększał, dochodziły kolejne klawisze, trzeba było coraz mocniejszych ram. Ramy z drewna pękały, zaczęto więc używać ram drewniano-metalowych. To jednak wystarczało do pewnego momentu, trzeba było dalszych zmian. Wykonanie ramy w pełni odlanej z metalu było przełomem – wyjaśniał Krzysztof Socik.
Polskie fortepiany nie odbiegały jakością od zachodnich. Jedna trzecia eksportowana była do Rosji, część sprzedawano na zachód, pozostały wolumen zaspokajał potrzeby rodzimego rynku. Oczywiście nie wszystkie fabryki prezentowały jednakową jakość. I tak manufaktura Antoniego Leszczyńskiego (ok.1780-1830) nie wytwarzała instrumentów dobrej jakości, a mimo to fortepiany te były bardzo popularne. Chopin pisał o nich w jednym z listów w 1829 roku: „Gdzie się ruszyć, Leszczyńskiego nędzne instrumenta”. To, czego ich twórcy nie można odmówić, to smaku. Były ładne, godnie prezentowały się w mieszczańskich wnętrzach.
Ale już czeladnicy Leszczyńskiego, Krall i Seidler, którzy po jego śmierci przejęli zakład i stworzyli własną firmę, budowali instrumenty najwyższej jakości. Wygrywały one międzynarodowe konkursy, podczas których budowniczowie rozbierali poszczególne egzemplarze na fragmenty i oceniali każdy element z osobna. Dobra sława przełożyła się na biznes, swego czasu Krall i Seidler zajmowali pierwsze miejsce w produkcji fortepianów w Polsce.
Ważną postacią był też Antoni Hofer (ok.1820 – ok.1880). Instrumenty powstałe w jego pracowni do dziś można spotkać na rynku wtórnym. Przejął on inną znaną wytwórnię, Jerzego Männlinga, żeniąc się z wdową po nim, Magdaleną z Hildtów. Stworzył jeden z najlepszych zakładów w tych czasach. Instrumenty Hofera cieszyły się bardzo dużą popularnością, zdobywały dużo nagród w konkursach. – W Rosji na konkursy fortepianów sprowadzano instrumenty z całego imperium. W 1870 r. podczas konkursu w Petersburgu prezentowano dwa fortepiany Hofera. Jeden koncertowy, z mechaniką systemu Érarda, drugi gabinetowy, z mechaniką systemu Pleyela. Oba otrzymały nagrodę, zyskując wyższą ocenę od oryginalnych instrumentów Érarda i Pleyela – informował Krzysztof Socik.
Nie sposób nie wspomnieć o Fryderyku Buchholtzu (1792–1837), który miał zakład na rogu ul. Mazowieckiej i Świętokrzyskiej. Fortepian z jego warsztatu mieli w domu Chopinowie. To na nim młody Fryderyk zdobywał pianistyczne szlify. Po wyjeździe Chopina z Warszawy fortepian znajdował się w mieszkaniu jego siostry Izabeli, na Nowym Świecie, gdzie obecnie znajduje się wydział filologii klasycznej Uniwersytetu Warszawskiego. Był tam aż do Powstania Styczniowego, w 1863 roku z budynku dokonano próby nieudanego zamachu na jednego z rosyjskich oficerów. Rosyjscy żołnierze dokonali akcji odwetowej, zdemolowali cały budynek, w tym mieszkanie Izabeli. Fortepian zniszczyli i wyrzucili przez okno. Z tą historią wiąże się wiersz Cypriana Kamila Norwida „Fortepian Chopina”. „Ideał sięgnął bruku”…
Ze względu na ograniczoną skalę produkcji, Polska nigdy nie wyrosła na znaczącego producenta fortepianów koncertowych. Najwięcej sprzedawało się instrumentów salonowych, były tańsze i bardziej popularne. Profesjonalni muzycy sprowadzali fortepiany koncertowe z zagranicy lub robili je na zamówienie. Szczytowa forma krajowych producentów fortepianów przypadła na drugą połowę XIX wieku. Później przemysł zaczął stopniowo zamierać – I wojna światowa i kryzys międzywojnia uderzył w przedsiębiorców, a II wojna światowa była już gwoździem do trumny dla krajowego przemysłu fortepianowego.
Monika Borkowska
Artykuł powstał na podstawie informacji zebranych podczas jednego z czwartkowych spacerów chopinowskich po Warszawie organizowanych przez Muzeum Fryderyka Chopina
Partnerem materiału jest