Wystawa fotografii Bruno Barbeya. Tego nie można przegapić!

Miłośnicy fotografii, a zwłaszcza dorobku Bruno Barbeya, mogą czuć się ukontentowani. W warszawskim Muzeum Narodowym otwarta została wystawa jego zdjęć wykonanych w różnych zakątkach świata. Piękna kolorystyka, dopracowana kompozycja, wnikliwie zgłębienie tematu, spojrzenie w głąb bohaterów – wszystko to sprawia, że od jego prac zwyczajnie nie można się oderwać.

Bruno Barbey, MAROKO, Meknes. Mauzoleum Mulaja Ismaila 1985 © Bruno Barbey / Magnum

Bruno Barbey (1941-2020) urodził się we francuskiej rodzinie w Maroku. Spędził tam 12 pierwszych lat swojego życia. Jego ojciec był dyplomatą; rodzina często podróżowała między Rabatem, Marrakeszem i Tangerem. Dzieciństwo mocno wpłynęło na postawę Barbeya w dorosłości. Zawsze okazywał szacunek osobom pochodzącym z różnych kręgów kulturowych. Charakteryzowała go ciekawość, otwartość na to, co inne, głód wiedzy, gotowość do zgłębiania rozmaitych tematów.

O tym, że będzie fotografem, zdecydował po ukończeniu liceum. Od 1959 roku studiował fotografię i grafikę w Verve w Szwajcarii. Była to wówczas jedyna europejska szkoła fotografii. W latach 60. XX wieku, gdy królowały zdjęcia czarno-białe, on korzystał z filmu Kodachrome II o głębokich, nasyconych barwach. Jego prace były plastycznymi arcydziełami. Inspirował się twórczością Eugène’a Delacroix, Henriego Matisse’a i dawnych mistrzów malarstwa.

Tytuł otwartej właśnie wystawy – „Zawsze w ruchu” – nawiązuje do wypowiedzi samego fotografa, który mówił: „Rzadko stoję w miejscu. Wciąż chodzę. Zawsze w ruchu”. Ruch faktycznie towarzyszył mu dosłownie i w przenośni. Nieustannie się przemieszczał – w dzieciństwie w związku z pracą ojca i w życiu dorosłym, gdy zjeżdżał cały świat, fotografując ludzi i wydarzenia. Był w Egipcie, Meksyku, Nigerii, Wietnamie, w Indiach, Japonii, Hiszpanii, w Polsce, Bułgarii, na Ukrainie i w wielu innych mniej lub bardziej egzotycznych miejscach. Podczas pobytu w Polsce przemierzał kraj z rodziną w przyczepie kempingowej, docierając w ten sposób nie tylko do dużych ośrodków, ale też na prowincję. Ale pojęcie ruchu można też odnieść do zmian społecznych, rewolucji, przemian politycznych, które są tematem jego zdjęć.

Bruno Barbey, BRAZYLIA / KOLUMBIA. Okolice przygranicznego kolumbijskiego miasta Leticia na lewym brzegu Amazonki 1966 © Bruno Barbey / Magnum

Symbolicznym zobrazowaniem tytułu wystawy jest jedna z fotografii otwierających ekspozycję, na której chłopcy wskakują do wody. Rozmyte kolano jednego z uczestników zabawy zacieniające lewą stronę kadru podkreśla dynamikę fotografii, ale też uświadamia, jak blisko nas rozgrywa się scena. Barbey często stwarza iluzję, że jesteśmy naocznymi świadkami wydarzeń, wciągając nas w sam środek prezentowanych historii.

Weronika Kobylińska, kuratorka wystawy, podkreśla, że fotografie reportażowe artysty są prawdziwą sztuką, dlatego nie powinien dziwić fakt, że prezentowane są w Muzeum Narodowym. – Był obserwatorem życia, dokumentował ważne wydarzenia historyczne, postaci, ale też miał pewną wysublimowaną wrażliwość estetyczną. Kładł duży nacisk na kompozycję, kolor, fascynowało go malarstwo, historia sztuki, włoskie kino – mówiła. – Tam, gdzie się pojawiał, starał się zapoznać z lokalnymi rytuałami. To nie była tylko fotografia, która zawłaszcza cudze historie, jego prace opowiadają o każdym z nas – dodała.

O wyjątkowości Barbeya mówił też Łukasz Gaweł, dyrektor Muzeum Narodowego. Zaznaczał, że z jednej strony pozostawał on wyczulony na tłum, z drugiej był kameralnym portrecistą poszczególnych postaci. – To wyborny fotograf wrażliwy na fakturę, światło i barwę. Tak kompletnych artystów naprawdę nie ma zbyt wielu. Wystawa to prawdziwa uczta dla tych, którzy znają jego zdjęcia – informował.

Barbey kilkukrotnie odwiedził Polskę, obserwując zachodzące w kraju przemiany. W latach 80. spędził tu osiem miesięcy. – Uznaliśmy, że chcemy uczestniczyć w tym ważnym zakręcie historii. Ruszyliśmy w podróż z córką Aurelią do Polski. Kupiliśmy wcześniej wóz kempingowy, którym mogliśmy podróżować po kraju. W tamtym czasie hotele znajdowały pod nadzorem służb, my natomiast w kempingu mogliśmy przemieszczać się w miarę swobodnie. Były ograniczenia w dostępie do paliwa, wyjeżdżaliśmy z Warszawy z zapasem benzyny w kanistrach. Co dwa tygodnie musieliśmy wracać, by podstemplować paszporty – wspominała żona artysty Caroline Thienot Barbey.

Odwiedzili Gdańsk, kolebkę Solidarności, ale Barbey nie szukał inspiracji wyłącznie w przemianach społecznych i politycznych, w duchowości narodu. Zachwycał się też polską wsią, dokumentował życie Cyganów, oglądał żydowskie cmentarze, uwieczniał prawosławne obrzędy. Z drugiej strony fotografował też miasto, wpatrując się wnikliwie w twarze zmęczonych ówczesną rzeczywistością ludzi. Odwiedził również Ukrainę, a następnie Bułgarię, dokumentując tamtejsze przemiany polityczne zapowiadające rozpad ZSRR.

Na wystawie jest wiele prac z tych podróży. Urzekła go wioska Zalipie, w której kobiety zdobiły ściany domów malunkami. Scenę tę uwiecznił na jednej z fotografii. Jest też zdjęcie cmentarza żydowskiego, opuszczonego, porośniętego zielskiem, z buszującymi między nagrobkami owcami. Cudowna migawka z życia polskich Romów, którzy otworzyli przed fotografem drzwi swoich domów. Trudno oderwać wzrok od detali, przedmiotów, dekoracji i samych ludzi.

Bruno Barbey, POLSKA, Zalipie. „Malowane domy” 1976 © Bruno Barbey / Magnum

Ale są też przepiękne fotografie z Brazylii, Senegalu, Nigerii, Iraku, gdzie kolory, klimat, atmosfera i niezwykłe zamysły kompozycyjne artysty przykuwają uwagę oglądających. Chciałoby się opowiedzieć o wielu, ale słowa nie oddadzą urody zdjęć. To po prostu trzeba zobaczyć.

Barbey wykorzystuje iluzję – fotografuje murale, makiety, plakaty reklamowe, burząc poukładaną rzeczywistość i zakłócając percepcję. Pozostaje wyczulony na powtarzające się kształty, tworząc swoiste mozaiki. Eksponuje faktury, gra zestawieniami kolorystycznymi, operuje światłem, wykorzystując w intrygujący sposób cień, bawi się perspektywą, nawiązuje do malarstwa batalistycznego. Mamy poczucie, jakbyśmy znaleźli się miedzy fotografowanymi. Momentami odnosi się wrażenie, jakby przestrzeń nas wciągała.

Wystawa jest piękna i jedyna w swoim rodzaju. To trzeba zobaczyć. I najlepiej zarezerwować sobie trochę więcej czasu, bo naprawdę trudno oderwać się od poszczególnych zdjęć. Chciałoby się do nich wracać i wsłuchiwać w opowieść artysty, czasem kontemplacyjną, tchnącą spokojem, kiedy indziej agresywną i dramatyczną. Ekspozycja potrwa do 3 marca przyszłego roku.

Monika Borkowska

Link do wydarzenia: https://www.mnw.art.pl/wystawy/bruno-barbey-zawsze-w-ruchu,257.html

mecenas kultury


Opublikowano

w

,

Tagi: