Mykietyn na Eufoniach. Pasja, która porusza do głębi

Pasja według św. Marka skomponowana przez Pawła Mykietyna ma już 16 lat. Nieczęsto można ją usłyszeć na żywo, tymczasem to prawdziwa perła. W czwartkowy wieczór utwór wykonano w Filharmonii Narodowej w Warszawie w ramach festiwalu Eufonie. I to było prawdziwe metafizyczne przeżycie.

Mykietyn na Eufoniach. Pasja
fot. DlaKultury.pl

Pasja składa się z pięciu części oddzielonych dźwiękiem cykad nagranym na taśmę. Wydarzenia biegną od końca – zaczyna się śmiercią Jezusa, dalej następuje Droga Krzyżowa, sąd Piłata, scena męki wypełniona odgłosami cierpienia, a na koniec – modlitwa w Ogrójcu. Jednocześnie chór cały ten czas wyśpiewuje rodowód Jezusa, tym razem wydarzenia idą we właściwym porządku. Dwie linie czasu biegną więc w dwie różne strony. To może wskazywać na względność naszego pojmowania historii i czasu. Szczególnie gdy w tle jest realizowany boski plan.

Partię Jezusa wykonała mezzosopranistka Urszula Kryger. Śpiewała w zjawiskowy sposób. Brzmienie i barwa jej głosu są niezwykłe, ale i sposób, w jaki podeszła do wykonania, budził podziw. Była w tym jakaś prostota, ale poparta wielką elegancją, jej brzmienie jest szlachetne, potrafi oddać ból i lament, strach i poświęcenie. Ta partia była zresztą pisana przez Mykietyna z myślą o artystce. Samo przypisanie Jezusowi kobiecego głosu, choć na pierwszy rzut oka wydaje się karkołomne, po wysłuchaniu utworu jawi się jako naturalne i najlepsze rozwiązanie. Bas byłby zbyt silny, tenor zbyt oczywisty. A mezzosopran pozwalał oddać naturę Jezusa przepełnionego łagodnością, miłością, wybaczeniem, pokornie poddającemu się cierpieniu. W utworze występują też: głos biały (komentator, Judasz, uczestnik wydarzeń), chór chłopięcy (reprezentujący tłum) i chór mieszany, który przez cały czas trwania dzieła wyśpiewuje rodowód Jezusa. Instrumentarium jest dość specyficzne – saksofony, tuby, dwie gitary elektryczne, perkusja i smyczki o nietypowym stroju.

Pojawiły się ciekawe brzmieniowe zabiegi. I tak na przykład głos mezzosopranistki przenikał się z dźwiękiem saksofonu; gdy przejmowała motyw od instrumentu, chwilami tony tak się zlewały, że trudno było odróżnić, gdzie kończy się brzmienie saksofonu, a zaczyna kobiecy śpiew. Kiedy indziej kontrabas przechwycał niezauważalnie ostatnią nutę wyśpiewywaną przez chór, wygaszając ją stopniowo. Gdy Jezus oddaje ducha, rozpiętość skali w wokalizie staje się coraz większa, jak gdyby zapadając się w odmęty śmierci symbolizowanej przez niskie dźwięki jednocześnie zbliżał się do nieba, wyrażanego wysokimi brzmieniami. Lament trwa długo, jest niezwykle silny w przekazie. To bardzo wymagający dla wykonawcy moment, a i z nim Urszula Kryger poradziła sobie w doskonały sposób. W momencie biczowania, gdy smyczki wymownie uderzają w skrzypce, oddawała dźwiękami okrzyki bólu i cierpienia, budując olbrzymie napięcie. Jej interpretacja była piękna i wymowna. W tle płacz obserwujących (chłopcy śpiewający w chórze), przy nieustannym wtórze wyśpiewywanego rodowodu Jezusa, który brzmiał jak litania czy zaklęcie, które tym razem nie mogło odmienić losu boskiego Syna.

Scena przesłuchania przed Piłatem, w którego roli wystąpiła Magdalena Cielecka, jest zupełnie nieoczywista jak na muzykę klasyczną, a tym bardziej pasję. Mykietyn zastosował tu mocne rockowe brzmienia, które pojawiały się w momentach rozmowy z tłumem (gdy przebywał w pretorium i rozmawiał z Jezusem sam na sam, powracało wyciszenie). Partię śpiewaną wykonywała Kasia Moś, córka dyrygenta Marka Mosia, który stanął za pulpitem. Grzmiała ze sceny z wielką siłą, przebijając się przez mocne brzmienie gitary elektrycznej wzmagane dźwiękami innych instrumentów. To tłum krzyczał, by ukrzyżować Jezusa. Piłat momentami wchodził w rytmiczną melorecytację przy akompaniamencie bębnów, co tworzyło ciekawą rytmiczną mozaikę.

On jako jedyny mówił po polsku, zapewne dlatego, że był obcy wśród tłumu. Nie pochodził „stamtąd”. Językiem całej pasji jest hebrajski, choć przecież ewangelie pisane były po aramejsku. W rozmowie z „Dwutygodnikiem” Mykietyn tłumaczył ten zabieg w następujący sposób: „Chciałem, żebyśmy z jednej strony byli świadkami, obserwatorami tamtych wydarzeń, z drugiej – żeby to działo się dzisiaj, teraz. Łacina w ogóle nie wchodziła w grę. Miałem poczucie, że muszę jakoś zaznaczyć, wykorzystać fakt, że chrześcijaństwo jest zanurzone w judaizmie, cała ta historia wydarzyła się w świecie żydowskim. Oczywiście, wtedy posługiwano się językiem aramejskim, ale wykorzystanie hebrajskiego wydawało mi się ciekawsze”.

Mykietyn wykorzystuje nietypowe instrumentarium, pojawiają się tu nie tylko mocne brzmienia elektryczne, ale też np. dźwięk zgniatanej puszki czy szelest szczotki zamiatającej podłogę. Dużą wagę przywiązuje do zestawiania instrumentów, do eksplorowania ich barwy. Pojawiają się mikrotony. Ale nie brakuje też motywów melodycznych, bardzo pięknych. Rytm jest tu jak oddech, organizuje muzyczną przestrzeń. Nie ma zbędnych ornamentów, jest prostota, ale jakże wyrafinowana i niezwykła.

Kompozycja jest niezwykle ciekawa, a przy tym piękna i do głębi poruszająca. To sztuka najwyższych lotów. Sama w sobie odpowiada w stu procentach na potrzebę doświadczenia czegoś wielkiego. W tym kontekście przeszkadzał nieco film wyświetlany w tle, na którym pojawiała się twarz Urszuli Kryger oddająca różne emocje, kozice na tle górskich pejzaży, obraz drogi, drzew. Było tego za dużo, w dodatku wizje były zbyt dosłowne. Czasem trzeba było zamykać oczy, by obrazy nie odwodziły nas od sedna. Pojawiła się również grupa kobiet, które co jakiś czas docierały pod a nawet na scenę. Raz obrazowały tłum, kiedy indziej dwunastu apostołów (którzy zasnęli w Ogrójcu, podczas modlitwy Jezusa). Wykonywały chasydzki taniec, zapadały w sen, „głosowały” za ukrzyżowaniem Jezusa. Mam poczucie, że tak mocna muzyka, tak doskonała, wypełniona tak głębokimi emocjami, nie potrzebuje tego typu „wzmacniaczy”.

Za reżyserię odpowiadał Tomasz Cyz. Poza wspomnianymi już solistami na scenie wystąpili: AUKSO – Orkiestra Kameralna Miasta Tychy, Zespół Śpiewaków Miasta Katowice Camerata Silesia (przygotowanie: Anna Szostak), Jasnogórski Chór Chłopięco-Męski Pueri Claromontani (przygotowanie: s. Maria Bujalska). Wykonanie było świetne, czego dowodem była bardzo emocjonalna reakcja publiczności. Gdy na scenę wyszedł sam kompozytor, otrzymał owacja na stojąco. To był wspaniały wieczór, pod znakiem sztuki najwyższych lotów. Nieczęsto zdarza się brać udział w takim misterium…

Monika Borkowska


Opublikowano

w

Tagi: