Muzyczni fałszerze często usiłowali robić karierę, podszywając się pod znanych kompozytorów, bo utwory pisane pod ich własnym nazwiskiem pozostawały niezauważone. Podszywano się pod Haydna, Mozarta, muzyków barokowych. Ale zdarzyło się też sfabrykowanie nieistniejącego utworu nieistniejącego kompozytora współczesnego! Przypominamy kolejną serię najsłynniejszych muzycznych podróbek, fałszerstw i mistyfikacji.

Koncert wiolonczelowy C-dur Josepha Haydna
Nie chodzi oczywiście o słynny I Koncert wiolonczelowy C-dur, którego rękopis odnaleziono w 1961 roku w Pradze, a o inne dzieło w tej samej tonacji, znane pod numerem katalogowym Hob.VIIb:5. 1 grudnia 1894 roku w Londynie utwór ten wykonał po raz pierwszy znakomity wiolonczelista i kompozytor David Popper (1843–1913). Twierdził on, że podczas jednego z występów w Wiedniu otrzymał od anonimowego słuchacza autentyczne szkice Haydna, które opracował i zorkiestrował. Utwór ukazał się drukiem w 1899 roku. Krytycy od początku powątpiewali w autentyczność dzieła, a rzekome szkice Haydna nigdy nie zostały odnalezione. Dziś autorstwo utworu powszechnie przypisuje się samemu Popperowi.

Koncert kontrabasowy A-dur Domenica Dragonettiego
Jeden z najczęściej wykonywanych koncertów kontrabasowych opublikowany został w 1925 roku jako odnalezione dzieło Domenica Dragonettiego, wybitnego weneckiego kontrabasisty i kompozytora działającego w Londynie w pierwszej połowie XIX wieku. W rzeczywistości jego autorem był Édouard Nanny (1872–1942), francuski kontrabasista, który twierdził, że odkrył rękopis w bibliotece Muzeum Brytyjskiego. Prawda była jednak inna. Koncert e-moll Nanny’ego, opublikowany wcześniej pod jego nazwiskiem, nie zdobył wielkiej popularności, kompozytor stwierdził więc, że przypisanie Koncertu A-dur Dragonettiemu wzbudzi z pewnością większe zainteresowanie. Tak też się stało i przez wiele lat autorstwa weneckiego muzyka nie podważano. Wykluczono je dopiero w drugiej połowie XX wieku, po podjęciu szeroko zakrojonych badań nad twórczością Dragonettiego. Zwrócono również uwagę na szereg podobieństw Koncertu do kompozycji sygnowanych przez Nanny’ego.
Koncert skrzypcowy D-dur „Adelaide” Wolfganga Amadeusa Mozarta
Dzisiejszym melomanom nazwisko Casadesus kojarzy się zapewne przede wszystkim z wybitnym pianistą Robertem, jednak w historii muzyki zapisali się również wcześniejsi przedstawiciele tego francuskiego rodu: jego ojciec, znakomity śpiewak Robert-Guillaume oraz trzej stryjowie – kompozytor i dyrygent Francis, altowiolista i kompozytor Henri Gustave oraz skrzypek i kompozytor Marius Robert. Dwaj ostatni są autorami kilku spektakularnych muzycznych mistyfikacji. Bodaj najsłynniejsza z nich, Koncert skrzypcowy D-dur „Adelaide” Wolfganga Amadeusa Mozarta, wyszła w rzeczywistości spod pióra Mariusa Roberta Casadesus (1892–1981). Opublikowany w 1933 roku, pierwotnie w wersji na skrzypce i fortepian, Koncert był rzekomo oparty na rękopisie dziesięcioletniego Mozarta. Miał on napisać dzieło dla francuskiej księżniczki Marii Adelajdy, córki Ludwika XV i Marii Leszczyńskiej. Niektórzy krytycy wyrażali wprawdzie wątpliwości, jednak powszechnie uznano utwór za odnalezioną kompozycję Mozarta. Nagrywali go najsłynniejsi skrzypkowie, między innymi Yehudi Menuhin. Koncert D-dur otrzymał nawet numer w katalogu Köchla (KV Anh. 294a). Dopiero w 1977 roku Casadesus przyznał, że w rzeczywistości sam skomponował ten utwór.

Muzyczne mistyfikacje Henri’ego Casadesus
Altowiolista i kompozytor Henri Gustave Casadesus (1879–1947), starszy brat Mariusa, od wczesnej młodości zafascynowany był muzyką dawną, kolekcjonował także stare instrumenty muzyczne. W 1901 roku założył Towarzystwo Instrumentów Dawnych, które przez kilka kolejnych dekad organizowało koncerty zapomnianej muzyki kompozytorów poprzednich epok. Nie powstrzymał się jednak od wzbogacenia repertuaru kilkoma dziełami własnego autorstwa… W 1905 roku powstał Koncert altówkowy D-dur, zaprezentowany jako utwór Carla Philippa Emanuela Bacha, później Koncert altówkowy h-moll przypisany Georgowi Friedrichowi Händlowi oraz Koncert skrzypcowy D-dur, rzekomo dzieło Luigiego Boccheriniego. W tym ostatnim przypadku Casadesus twierdził, że Mozart wzorował się na utworze przy komponowaniu Koncertu skrzypcowego D-dur KV 218. W rzeczywistości to on sam oparł się na kompozycji Mozarta, tworząc koncert przypisany Boccheriniemu.

Najsłynniejszym dziełem Henri’ego Gustave’a jest Koncert altówkowy c-moll, przedstawiony jako kompozycja Johanna Christiana Bacha. Utwór miał rzekomo powstać w 1789 roku, w oryginalnej wersji na violę da gamba, a rękopis miał sprezentować altowioliście sam Camille Saint-Saëns. Koncert ukazał się drukiem w 1947 roku w „redakcji” Casadesus. Do dziś pozostaje on jednym z najczęściej wykonywanych koncertów altówkowych (również w wersji na wiolonczelę i orkiestrę), często nadal jako dzieło Johanna Christiana Bacha, choć po śmierci altowiolisty muzykolodzy udowodnili, że język muzyczny utworu wyklucza możliwość jego powstania w XVIII stuleciu.
XXI Symfonia g-moll Mykoły Owsianiko-Kulikowskiego
Jedną z najbardziej brawurowych mistyfikacji w dziejach muzyki była XXI Symfonia g-moll Mykoły Owsianiko-Kulikowskiego, odnaleziona rzekomo w 1948 roku przez kompozytora i skrzypka Michaiła Goldsteina (1917–1989) w bibliotece Konserwatorium w Odessie. Mykoła Owsianiko-Kulikowski (1768–1846) był ukraińskim ziemianinem z guberni chersońskiej i miłośnikiem sztuki, utworzył nawet orkiestrę złożoną z chłopów pańszczyźnianych, która w 1810 roku wystąpiła w Odessie. Miał rzekomo być autorem ponad dwudziestu symfonii kilku oper i innych dzieł, ale nie zachowały się żadne dowody na jego kompozytorską działalność. XXI Symfonia miała powstać w 1809 roku. Wkrótce po „odkryciu” utwór został wykonany z powodzeniem w Kijowie i w Moskwie, Filharmonia Leningradzka pod batutą Jewgienija Mrawińskiego dokonała nagrania płytowego, a radzieccy muzykolodzy wpadli w euforię, że oto odkryto wielkiego rosyjskiego symfonika, którego można porównywać z samym Haydnem.
Powstały nawet dwie dysertacje naukowe dotyczące dzieła, w których podkreślano między innymi elementy narodowe utworu, w tym cytaty z ukraińskich melodii ludowych, a nawet „ludowego” kozaka w finale (w rzeczywistości opartego na jednym z tematów z muzyki filmowej Izaaka Dunajewskiego). To jednak nie koniec historii – Goldstein wkrótce przyznał się do autorstwa Symfonii, twierdząc, że skomponował ją w odpowiedzi na zarzuty, iż z uwagi na żydowskie pochodzenie nie rozumie on ukraińskiej kultury i nie ma prawa wykorzystywać ukraińskiego folkloru. Władze radzieckie wpadły we wściekłość, kompozytorowi wytoczono proces. Utwór zdążył już jednak zdobyć ogromną popularność, dla zachowania twarzy ogłoszono więc wyrok, że autorem nie mógł być ani Owsianiko-Kulikowski, ani Goldstein.

Symfonia g-moll nie była jedyną mistyfikacją w dorobku Goldsteina – spod jego pióra wyszły także utwory przypisywane między innymi Josefowi Reisze (Koncert altówkowy Es-dur), Iwanowi Chandoszkinowi (Koncert altówkowy C-dur), Milijowi Bałakiriewowi (Expromt na skrzypce i fortepian) i Aleksandrowi Głazunowowi (Albumblatt na trąbkę i fortepian).
Mobile for Tape and Percussion Piotra Zaka
Utwory kompozytorów dawnych epok „podrabiało” wielu twórców, jednak sfabrykowanie nieistniejącego utworu nieistniejącego kompozytora współczesnego to już niewątpliwie wyższy poziom mistyfikacji. 5 czerwca 1961 roku w programie trzecim radia BBC wyemitowano utwór Mobile for Tape and Percussion Piotra Zaka. Emisję poprzedzono przedstawieniem krótkiej biografii kompozytora – urodzonego w 1939 roku polskiego twórcy mieszkającego w Niemczech, komponującego pod wpływem Stockhausena i Cage’a. Po emisji dzieło stało się tematem licznych, raczej nieprzychylnych artykułów prasowych, jednak tylko jeden z krytyków zasugerował, że mogło to być oszustwo. Dwa miesiące później BBC przyznało, że Piotr Zak w rzeczywistości nie istnieje, a emisja utworu była eksperymentem – producenci programu, Hans Keller i Susan Broadshaw, uderzali losowo w zgromadzone w studiu instrumenty perkusyjne, tworząc całkowicie bezsensowny, dwunastominutowy „utwór” imitujący popularne wówczas awangardowe kompozycje. 13 sierpnia BBC wyemitowało audycję z udziałem krytyków muzycznych, omawiających efekty eksperymentu i zastanawiających się nad kondycją muzyki współczesnej. Kilka miesięcy później w „The Musical Times” ukazał się artykuł podpisany przez Piotra Zaka (w rzeczywistości napisany przez Kellera), w którym wskazywał on na podobieństwa między jego Mobile a słynnym perkusyjnym utworem Zyklus Karlheinza Stockhausena.
Zapomniane sonaty fortepianowe Josepha Haydna
14 grudnia 1993 roku muzyczny świat obiegła elektryzująca wiadomość: odnaleziono sześć zaginionych sonat fortepianowych Josepha Haydna! Nowinę tę ogłosił wybitny amerykański muzykolog, Howard Chandler Robbins Landon, specjalizujący się w badaniu twórczości najstarszego z wiedeńskich klasyków. „Odkrywcą” sonat był jednak niemiecki flecista Winfried Michel (ur. 1948), który rzekomo otrzymał ich rękopisy od nieznanej bliżej starszej pani i przesłał je wybitnemu pianiście, Paulowi Badurze-Skodzie. Badura-Skoda zapoznał się z rękopisami, zasięgnął także rady żony – muzykolożki, po czym oboje stwierdzili, że niewątpliwie są to zaginione sonaty Haydna, choć rękopis nie wyszedł spod jego ręki. Dla pewności skonsultowali znalezisko z Landonem, ten zaś potwierdził autentyczność utworów, zwołał konferencję prasową i obwieścił radosną nowinę. W świecie muzykologicznym wybuchła burza. Wiele autorytetów wykluczyło autentyczność sonat, inni podawali argumenty potwierdzające autorstwo Haydna. Winfried Michel przyznał, że dokonał w nich pewnych uzupełnień, nie precyzując jednak szczegółów. Dopiero w roku 2022, po śmierci Badury-Skody, przyznał, że sam skomponował te sonaty, wykorzystując króciutkie, kilkutaktowe incipity, zachowane w katalogu dzieł Haydna. Michel stworzył również wiele dzieł utrzymanych w stylu barokowym, publikując je pod pseudonimem Giovanni Paolo Simonetti.

„Japoński Beethoven” i jego ghostwriter
Historia japońskiego kompozytora Mamoru Samuragōchiego mogłaby posłużyć za scenariusz filmowy. Urodzony w 1963 roku w Hiroshimie (jego rodzice przeżyli eksplozję bomby atomowej), był muzycznym samoukiem. W wieku 35 lat całkowicie stracił słuch, przez co nadano mu przydomek „japoński Beethoven”. Zdobył w Japonii ogromną popularność, początkowo jako twórca muzyki do filmów i gier video, później również jako kompozytor muzyki klasycznej (sławę przyniosła mu zwłaszcza I Symfonia „Hiroshima” z 2003 roku). W lutym 2014 roku Takashi Niigaki, kompozytor i pianista, ujawnił, że przez 18 lat był ghostwriterem Samuragōchiego, który przez cały czas tylko udawał niesłyszącego, a utwory, które przyniosły „japońskiemu Beethovenovi” sławę, w rzeczywistości napisał sam Niigaki. Powodem ujawnienia fałszerstwa były zbliżające się igrzyska olimpijskie – prawowity autor nie mógł się pogodzić z faktem, że jedna z japońskich łyżwiarek miała tańczyć do muzyki przypisywanej Samuragōchiemu. Rzekomy twórca wkrótce przyznał się do mistyfikacji i wycofał z życia publicznego, zaś Niigaki stał się szanowaną postacią w japońskim środowisku muzycznym.

Listy Fryderyka Chopina do Delfiny Potockiej
Fałszerstwa związane z postaciami wielkich kompozytorów nie dotyczą wyłącznie partytur. Udowadnia to bodaj najbardziej znany polski wątek w dziejach muzycznych mistyfikacji. W 1939 roku do Polskiego Radia zgłosiła się niejaka Paulina Czernicka, obsesyjna miłośniczka muzyki Chopina, twierdząc, że jest w posiadaniu listów kompozytora do Delfiny Potockiej. Plany realizacji audycji na ten temat wstrzymała wojna, ale w 1945 roku Czernicka pojawiła się ponownie. Wyemitowano kilka audycji radiowych z jej udziałem, poproszono ją również o dostarczenie do Towarzystwa im. Fryderyka Chopina oryginałów listów w celu ich zbadania i przygotowania publikacji. Okazało się jednak, że oryginały „czasowo zaginęły”, a Czernicka posiadała tylko ich fotografie. Burzliwe dyskusje i spory na temat autentyczności listów trwały aż do lat siedemdziesiątych XX wieku. Styl tej korespondencji był uderzająco podobny do stylu innych zachowanych listów Chopina, wątpliwości wzbudzała jednak ich treść, dość wulgarna i pełna obrazowej erotyki. Nie zgadzały się również niektóre fakty i daty. Fotografie poddawano licznym ekspertyzom grafologicznym, których wyniki były wzajemnie sprzeczne. Fałszerstwo ostatecznie udowodniła ekspertyza kryminologiczna, która wykazała, że reprodukcje listów to fotomontaże, stworzone z fragmentów oryginalnej korespondencji Chopina.
Paweł Markuszewski
▼ To może Cię zainteresować ▼