Janusz Olejniczak in memoriam

Janusz Olejniczak in memoriam

Drugiego dnia letniego festiwalu w Radziejowicach odbył się koncert pamięci Janusza Olejniczaka, zmarłego w zeszłym roku znakomitego pianisty i pedagoga. Podczas koncertu wspomnienia przeplatały się z muzyką, głównie Chopina.

fot. Bartosz Szustakowski

„Janusz jest i zawsze będzie z nami” – te słowa powtarzano w poniedziałkowy wieczór jak mantrę. Niedługo minie osiem miesięcy od jego śmierci. Jest wielkim nieobecnym festiwalu, ale też współczesnego życia artystycznego. Osierocił rodzinę, przyjaciół, kolegów, studentów, melomanów… I choć staramy się tę pustkę wypełnić muzyką, wspomnieniami, poczucie straty nas nie opuszcza.

W parkowej galerii rzeźb odsłonięto jego wizerunek autorstwa Anny Wątróbskiej – Wdowiarskiej. Pozostanie tu, w Radziejowicach, w miejscu, które – jak sam mówił – traktuje jak dom, gdzie zna każde drzewo i każdą alejkę. – Wolałbym, żeby nas tu nie było. Żebyśmy nie odsłaniali pomnika, tylko słuchali, jak gra koncerty. Niestety stało się zupełnie inaczej – mówił Paweł Kos-Nowicki, dyrektor Domu Pracy Twórczej w Radziejowicach.

W trakcie koncertu wspomnienia łączyły się z muzyką. Na scenie wystąpił pianista Paweł Kowalski z kwartetem smyczkowym Prima Vista String Quartet (Krzysztof Bzówka, Jakub Grott, Marek Czech i Tomasz Błaszczak). Wieczór rozpoczął się od tkliwego Lento con gran espressione cis-moll Fryderyka Chopina. To od niego zaczął rok temu swój ostatni występ w Radziejowicach Janusz Olejniczak. Chwilę później ze sceny popłynęły dźwięki Larghetto z Koncertu fortepianowego f-moll Chopina, który tak upodobał sobie zmarły pianista. Nagranie tej części w wykonaniu samego mistrza zabrzmiało podczas jego pogrzebu. Muzyka otworzyła poniedziałkowe spotkanie i było to mocniejsze, bardziej wymowne niż tysiąc słów. Jest w dźwiękach niezwykła magia, potrafią najcelniej oddać nastrój, treść, wspomnienie, emocje.

A tych nie zabrakło… Na scenie, poza Jerzym Kisielewskim, który wystąpił tym razem nie tylko w roli prowadzącego koncert, ale też przyjaciela artysty, pojawił się syn Janusza Olejniczaka – Paweł oraz Stanisław Leszczyński, Jerzy Maksymiuk, Tomasz Strahl i studentka pianisty, Kamila Sacharzewska. Wspominano poetę fortepianu, przywołując konkretne obrazy z przeszłości – pojedyncze puzzle z układanki, czasem pozornie nieznaczące, a tak istotne dla całości… Wyłonił się z nich obraz artysty oddanego sztuce, ale też przejętego drugim człowiekiem. Dla mnie właśnie ta strona jego osobowości, poza samym wykonawstwem, jest najbardziej ujmująca. Wystarczy wspomnieć, co mówił o swoich studentach, jak ich wspierał, jak rozumiał. Jak pomagał odnaleźć sens, gdy nachodziło zwątpienie. I jak próbował zainspirować tych, którzy czuli, że tracą przewagę, poszukując wraz z nimi alternatywnej drogi rozwoju.

fot. Bartosz Szustakowski

Muzyka, którą wykonywał, była naznaczona jego osobowością. Frazę tego pianisty można natychmiast rozpoznać, przebija w niej melancholia, zamyślenie, sposób prowadzenia myśli muzycznej, specyficzne podejście do czasu. Jerzy Maksymiuk podkreślał, że Janusz Olejniczak grał w taki sposób, jakby sam napisał utwór – tak wielka była spójność materiału i wykonawstwa. Stanisław Leszczyński opowiadał o swoim powrocie do wykonań pianisty z 1970 roku, z Konkursu Chopinowskiego, w którym ten zdobył szóstą nagrodę. – Zrewidowałbym rezultaty – mówił podczas wieczoru wspomnieniowego. – Polonez As-dur w wykonaniu Janusza jest absolutnym wzorcem, czerpie z najlepszych tradycji polskiej pianistyki – dodał.

Paweł Kowalski wykonał tego wieczora kilka utworów Chopina, w tym Balladę g-moll op. 23, Andante spianato i Wielki Polonez Es-dur oraz Scherzo b-moll. Przejmująco wybrzmiało zawłaszcza scherzo. Posępne barwy kontrastują tu z radosnym uniesieniem. Ciemna, dramatyczna i patetyczna narracja tylko miejscami ustępuje lotnym frazom, które przywołują na myśl wspomnienie dalekiej i szczęśliwej przeszłości, przesycone sentymentem i nostalgią. Jasne motywy stają się coraz bardziej zamglone, nierzeczywiste niczym senne wizje, aż w końcu gasną wchłonięte przez złowrogi ton. To nic innego jak tęsknota za tym, co bezpowrotnie utracone…

Poniedziałkowy koncert zamknął Kwintet fortepianowy g-moll op. 34 polskiego XIX-wiecznego pianisty i kompozytora Juliusza Zarębskiego. Kompozycja uważana jest za najwybitniejszy polski utwór tego gatunku, ale też jeden z najznakomitszych w skali światowej. Zarębski był uczniem Ferenca Liszta i jemu też zadedykował kwintet. Jest tam mnóstwo wspaniałych muzycznych pomysłów, nie brakuje wątków ludowych. Słychać tętent koni, zimową galopadę. Utwór jest niezwykle żywiołowy i dynamiczny, choć miejscami również liryczny. Wykonanie było mistrzowskie, publiczność nagrodziła muzyków owacjami na stojąco i mimo późnej pory domagała się bisów. Na zakończenie zagrano fragment Fantazji na tematy polskie A-dur op. 13 Fryderyka Chopina.

Monika Borkowska


Opublikowano

w

Tagi:

Przegląd prywatności
Dla Kultury

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.

Ściśle niezbędne ciasteczka

Niezbędne ciasteczka powinny być zawsze włączone, abyśmy mogli zapisać twoje preferencje dotyczące ustawień ciasteczek.

Ciasteczka stron trzecich

Ta strona korzysta z Google Analytics do gromadzenia anonimowych informacji, takich jak liczba odwiedzających i najpopularniejsze podstrony witryny.

Włączenie tego ciasteczka pomaga nam ulepszyć naszą stronę internetową.