W poniedziałek, 20 października, mija pierwsza rocznica śmierci Janusz Olejniczaka, wspaniałego pianisty i interpretatora utworów Chopina. Tegoroczna edycja Konkursu Chopinowskiego jest pierwszą od lat, która odbywa się bez udziału tego wspaniałego artysty (był jednym z jurorów). Konkurs rozpoczął się w rocznicę urodzin Janusza Olejniczaka, a kończy się w pierwszą rocznicę jego śmierci.

Urodził się 2 października 1952 roku we Wrocławiu. Swoją przygodę z fortepianem rozpoczął jako sześciolatek. W rodzinie interesowano się muzyką, słuchano jej. W domu dziadka stało pianino, ojciec grał amatorsko na różnych instrumentach. Nikt jednak nie był profesjonalnym muzykiem. Rodzice wymarzyli dla swojego syna grę na fortepianie i tak to się potoczyło. Janusz zawsze wiedział, że będzie pianistą, nie miał nigdy dylematów, czym zająć się w przyszłości i jaką pójść drogą.
Jako dziecko musiał ćwiczyć gamy i wprawki, na szczęście muzyka przychodziła mu z łatwością, miał więc też czas na zabawę z kolegami, grę w piłkę czy jazdę na rowerze. Regularną naukę rozpoczął w Łodzi w wieku sześciu lat, a kontynuował w Warszawie. Studiował w warszawskiej Akademii Muzycznej w klasie Barbary Hesse-Bukowskiej.
Kariera obiecującego pianisty szybko się rozwijała, ale przełom nastąpił w 1970 roku, kiedy to zajął szóste miejsce w Konkursie Chopinowskim. Budził największe emocje spośród ówczesnej ośmioosobowej polskiej ekipy. „Gazety z upodobaniem przedrukowywały jego zdjęcia – szczuplutkiego z burzą niesfornych kędziorów, uśmiechającego się szeroko, choć z pewną nieśmiałością” – pisała w książce „Chopinowskie igrzysko” poświęconej historii Konkursu Chopinowskiego, Kornelia Sobczak. Łowcy autografów rzucali się wprost na osiemnastoletniego artystę, przypierając go do ściany. Zdarzyło się podobno, że grupa młodzieży przemyciła do Filharmonii szczeniaka foksteriera ostrowłosego w darze dla uwielbianego pianisty.
Gdy pytano go po latach o konkursowe zmagania, mówił, że chciał tylko dobrze wypaść w pierwszym etapie i „nie narobić wstydu sobie ani pedagogom”. Gdy znalazł się wśród szóstki nagrodzonych, myślał o tych, którzy odpadli, a którzy w jego mniemaniu byli od niego lepsi. Mawiał później, że przedwojenni wychowawcy zaszczepili mu odporność na megalomanię i nadmierną pewność siebie.

Konkurs dużo zmienił w życiu artysty. Chopinowski paszport umożliwił mu koncertowanie w różnych krajach świata. Mieszkał przez jakiś czas we Francji, w Niemczech. Zawsze jednak wracał do Polski, gdzie czuł się najlepiej. Tu było jego miejsce, tu mieszkała jego rodzina i przyjaciele. – Tylko tu mi się dobrze pracuje – podkreślał w wywiadach.
Miał za sobą epizod aktorski – zagrał samego Chopina w filmie „Błękitna nuta” Andrzeja Żuławskiego z 1991 roku. To na planie tego filmu rozpoczęła się przygoda artysty z instrumentami historycznymi, Żuławski zdecydował bowiem, że ścieżką dźwiękową do filmu będzie muzyka grana na fortepianach XIX-wiecznych. Wykonywał ją oczywiście Olejniczak. Podkładał też muzykę do filmu „Pianista” Romana Polańskiego, będącego ekranizacją wspomnień Władysława Szpilmana oraz do filmu „Chopin – pragnienie miłości” Jerzego Antczaka. Został konsultantem do filmu „Chopin, Chopin!” Michała Kwiecińskiego, którego premiera odbyła się 10 października tego roku. Pracę przerwała jednak śmierć.
Był cenionym pedagogiem. Do swoich studentów podchodził z wielką dbałością i ogromnym sercem. Nie wszystkim pianistom udaje się zrobić karierę, wielu zderzało się w trakcie studiów ze ścianą. Otaczał opieką każdego z młodych ludzi, dbając o to, by nawet ci, którzy tracą wiarę w słuszność obranej ścieżki, odnaleźli swoją drogę, spełniając się na przykład w kameralistyce, kompozycji, czy w jazzie. Niezwykle odpowiedzialnie podchodził do roli jurora w Konkursie Chopinowskim. „Najważniejszą powinnością jurora jest to, by nie stracić talentu” – mówił nam w ostatnim wywiadzie przed śmiercią. Rozumiał niepewność młodych, wiedział, jakie spustoszenie mogą wywołać stres i trema. Na Uniwersytecie Muzycznym w Warszawie, gdzie pracował, wykładowcy i studenci do dziś mówią o stracie, z którą trudno się pogodzić.
Ostatnim koncertem, jaki zagrał, był Koncert fortepianowy Jerzego Maksymiuka, prezentowany w Filharmonii Narodowej w ramach festiwalu Chopin i jego Europa 1 września 2024 roku. Zmarł nagle na zawał serca kilka tygodni później, 20 października. Miał 72 lata. Uroczystości pogrzebowe odbyły się w kościele Wizytek na Krakowskim Przedmieściu, tym samym, w który, Chopin grywał na organach. Ciało artysty spoczęło na warszawskich Powązkach.
Monika Borkowska
▼ To może Cię zainteresować ▼

