Chopin po włosku. Armellini w lubelskiej Filharmonii

Fot. A. Karaś, Filharmonia Lubelska

Kompozycje Fryderyka Chopina i Franciszka Liszta złożyły się na program piątkowego koncertu w lubelskiej Filharmonii. Na scenie obok tutejszej orkiestry pod batutą Piotra Wijatkowskiego wystąpiła pianistka Leonora Armellini, laureatka V nagrody w ostatnim Konkursie Chopinowskim. Zagrała Koncert fortepianowy e-moll Chopina.

Artystka wielokrotnie podkreślała, że Chopin zajmuje szczególne miejsce w jej życiu. Że nigdy jej się nie znudzi, ponieważ rozumienie tej muzyki zmienia się w czasie. To możliwe, bo sztuka Chopina jest niezwykle głęboka i przepojona emocjami. Faktycznie, od emocji w koncercie jest aż gęsto. Cały wachlarz uczuć, od miłości, radosnego uniesienia, namiętności, zauroczenia, po liryczne i nastrojowe frazy, przez które przebija melancholia, smutek, zamyślenie, nostalgia i niepokój.

Leonora Armellini ma zbyt silną osobowość, by ukryć ją za nutami partytury. Charakter pianistki daje o sobie znać w jej interpretacjach. Tak było i tym razem. Wykonanie Włoszki koncentrowało się wokół tej pierwszej grupy emocji, pozytywnych i jasnych. W rozśpiewanych frazach szukała pięknej strony życia, jak większość południowców. Emanowała radością. I to było naprawdę piękne. Zarażała energią, porywając słuchaczy, którzy zresztą zareagowali na jej wykonanie bardzo żywiołowo. Dostała długie owacje na stojąco.

Ktoś powiedział po wysłuchaniu koncertu, że to było wspaniałe, choć „niesłowiańskie” wykonanie. Przyszła mi na myśl interpretacja tego utworu przez Kate Liu podczas Konkursu Chopinowskiego w 2020 r., którą można by określić właśnie jako „słowiańską”. Co może zabrzmieć dość dziwnie, biorąc pod uwagę, że Liu urodziła się przecież w Chinach, a w wieku ośmiu lat przeprowadziła się z rodzicami do Stanów Zjednoczonych. Na czym polega ta słowiańskość? Na dużej dawce liryzmu, smutku, który zaciemnia tę radość młodzieńczego uczucia, a chwilami nawet dramatyzmu. I to również jest bardzo, bardzo piękne…

Cudowne w muzyce jest to, że wykonawcy mogą w tym samym utworze w tak różny sposób wyrażać siebie, swój charakter, uczucia. Interpretacja daje szerokie pole do popisu. Armellini odsłania tu całą jasną stronę swojej duszy, wewnętrzną radość, pozytywną energię, jaka od niej bije. To podejście widać również w filmie dokumentalnym „Pianoforte”, przedstawiającym losy kilkorga uczestników Konkursu Chopinowskiego z 2021 roku. Na tle młodych pianistów wybija się nurt południowców reprezentowany właśnie przez Armellini i włosko-słoweńskiego pianistę Alexandra Gadijewa, którzy zachowują równowagę, potrafią się zrelaksować, znajdują czas, by wyskoczyć na lampkę wina, nie stracić z widoku uroków życia nawet w tym wyjątkowym momencie, jakim jest konkurs. Leonora podzieliła się ze słuchaczami swoją energią, dzięki niej mogliśmy zaznać radości obcowania ze sztuką i pięknem w czystej postaci.

Fot. A. Karaś, Filharmonia Lubelska

W drugiej części koncertu na scenie pozostała już sama orkiestra z Piotrem Wijatkowskim. Muzycy zagrali Poemat symfoniczny Orfeusz nr 4 i Poemat symfoniczny Preludia nr 3 Franciszka Liszta. Orfeusz, napisany w latach 1853-54, został wykonany po raz pierwszy w 1854 roku jako wstęp do weimarskiego wykonania opery Glucka Orfeusz i Eurydyka. To jeden z czterech poematów symfonicznych Liszta przedstawiających ludzi wyróżniających się geniuszem, bohaterstwem, którzy stali się legendą (pozostałe to Tasso, Prometeusz i Mazepa). Orfeusz to postać z mitologii greckiej. Był śpiewakiem i poetą, którego śpiew uspokajał morskie fale i przemieniał dzikie bestie w łagodne baranki. Inspiracją dla kompozytora była etruska waza z wizerunkiem bohatera, którą Liszt zobaczył w paryskim Luwrze.

Orfeusz to muzyka oniryczna, kontemplacyjna. Wyjątkowy nastrój utworu potęguje wprowadzenie do instrumentarium dwóch harf, które mają przywodzić na myśl lirę Orfeusza. Brzmienie stopniowo się nasila, muzyka staje się coraz głośniejsza, po czym na koniec powraca pierwotny spokój przywodzący na myśl marzenie senne utkane z aksamitnych dźwięków i lirycznych motywów.

Następnie ze sceny popłynęły dźwięki Poematu symfonicznego Preludia (1854 r.), który pierwotnie miał być częścią innego dzieła, utworu chóralnego Cztery żywioły. Spokojne, romantyczne motywy kontrastują tu z bardzo żywiołowymi fragmentami, w których pojawia się marszowy rytm i bogate instrumentarium z wyrazistą sekcją dętą i perkusyjną. Potężne tutti porażające siłą dźwięku i niezwykle wyrazisty finał poderwały słuchaczy z miejsc.

Chopin i Liszt przyjaźnili się, choć siłą rzeczy trochę też ze sobą konkurowali. Obaj byli pianistami i kompozytorami, obracali się w tym samym światku artystycznym, porównywano ich dorobek, osiągnięcia artystyczne. W XIX-wiecznych salonach mogło czasem być „zbyt ciasno” dla dwóch geniuszy. Dziś scena muzyczna jest w stanie pomieścić nawet tak wielkie osobowości, bez uszczerbku dla żadnej ze stron, czego potwierdzeniem jest piątkowy koncert w lubelskiej Filharmonii.

Monika Borkowska

Repertuar: koncerty Lublin – dorośli, młodzież, dzieci. (filharmonialubelska.pl)

mecenas kultury


Opublikowano

w

Tagi: