Marc Chagall kojarzy się z rysunkami lewitujących kochanków, z przemierzającymi przestworza kurami, kozłami, aniołami, bukietami kwiatów, ale też z niezwykłym wyczuciem koloru i specyficznym stylem, który umyka jednoznacznym klasyfikacjom. Malarz, interpretując rzeczywistość, nie posługiwał się jednak wyłącznie obrazem. Ważnym narzędziem było dla niego również słowo. Właśnie wydany został tomik jego wierszy w tłumaczeniu poetki Aleksandry Dańczyszyn.

Artysta tworzył poezje od czasów młodości. Część dorobku niestety zaginęła – żył 98 lat w bardzo burzliwych i zmiennych czasach, wiele razy się przeprowadzał, od Witebska, po Petersburg, Berlin, Paryż, Nowy Jork i Lazurowe Wybrzeże. Kilka razy w swoim życiu zmuszony był zaczynać „od zera”. Stracił wiele swoich prac, przepadły też bruliony z zapiskami. Na szczęście nie wszystkie. Poezja Chagalla doskonale koresponduje z jego plastycznymi wizjami, stanowi ich dopełnienie.
Z Geraldem Cramerem, wydawcą, spotkał się po raz pierwszy w 1958 roku. Chagall miał wówczas 71 lat. Padła wtedy propozycja wydania wierszy wraz z drzeworytami, które specjalnie z myślą o tym projekcie miał przygotować artysta. Chagall zgodził się, zawsze był otwarty na nowe wyzwania. Prace przedłużały się jednak, książka ujrzała światło dzienne dopiero dziesięć lat później, w 1968 roku, gdy malarz przekroczył już osiemdziesiątkę.
Długo trwało wykonywanie drzeworytów, ale i samo tłumaczenie nastręczało niemałych problemów. Utwory tłumaczone były na francuski z jidysz, a jeden z języka rosyjskiego. Wysiłki pierwszego z tłumaczy, Moshe Lazara, nie przekonały Chagalla. Ostatecznie poprosił on o pomoc Philippe’a Jaccotteta, poetę, eseistę i tłumacza, z którym wspólnie dokonali finalnego przekładu. Jaccottet przedstawił artyście po trzy wersje każdego z wierszy, po czym Chagall dokonywał wyboru najlepszego przekładu.
Tak Jaccottet podsumował tę współpracę: „Przy tłumaczeniu wierszy miałem zaszczyt korzystać z pomocy samego Chagalla. Co mnie uderzyło w jego radach, zawsze trafnych, nawet jeśli udzielanych przez kogoś, dla kogo słowo nie jest codzienną materią sztuki, to to, co odrzucał – z jednej strony słowa zbyt logiczne (…), z drugiej zbyt precyzyjne, zbyt wyszukane, zbyt ‘wielkie’. Tekst musiał pozostać ‘nieokiełznany’, ale też ‘prosty’”.

Premiera tomiku przetłumaczonego przez Aleksandrę Dańczyszyn odbyła się 6 grudnia w antykwariacie Zakładka na warszawskiej Pradze-Północ. To pierwszy przekład wierszy Chagalla na język polski. – Czułam się związana z malarstwem Chagalla od dzieciństwa. Oglądałam jego obrazy z zapartym tchem, czułam, jakby były częścią mojej duszy. Łączyła nas miłość do Francji, duchowość, miłość do przyrody – tłumaczyła swój wybór.
W tomiku wydanym przez „Pewne Wydawnictwo” znalazło się 41 wierszy Chagalla i 24 kolorowe drzeworyty jego autorstwa. Zbiór jest dedykowany drugiej żonie artysty, Vavie. To książka o miłości do miasta jego dzieciństwa – Witebska, do rodziców, do kobiet, do sztuki. Niezwykle wzruszającymi słowami opisuje uczucia, jakim darzy matkę i ojca, po których zostało już tylko wspomnienie. Siłę i piękno uczuć mężczyzny do kobiety wyraża w wierszach poświęconych żonie. Przywołuje krajobrazy, które obróciły się w proch, miejsca, które go stworzyły i uformowały. Pisze też o końcu swojej drogi.
Artystyczny język Chagalla jest specyficzny. Można tu odnaleźć elementy realizmu magicznego, kubizmu, malarstwa symbolicznego, sztuki naiwnej, ekspresjonizmu. Artysta stworzył swój własny styl, który umożliwił mu wyrażanie siebie, zaprezentowanie własnego spojrzenia na świat. Jedyny i niepowtarzalny, eklektyczny. Elementy nowotestamentowe zestawiane są z kulturą żydowską, motywy realistyczne z fantastycznymi, głębokie idee z tym, co przyziemne. Co ciekawe, język poetycki jest spójny z wizjami malarskimi. Blisko jest mu do tradycyjnych rysunków – podobnie jak one jest niezwykle bogaty i mieni się wprost kolorami.
Zestawienie dokonań plastycznych Chagalla z jego wizjami poetyckimi jest niezwykle ciekawym doświadczeniem. Ma się wrażenie, że przenika się go na wskroś, wchodząc głębiej w jego sztukę, w jego świat. I choć każda z tych dziedzin może istnieć osobno, warto zanurzyć się w słowie i obrazie, by poczuć pełnię doznań.
Monika Borkowska

