Zakończyła się XVI edycja Letniego Festiwalu im. Jerzego Waldorffa w Radziejowicach. Finał był fantastyczny! Koncert skrzypcowy A-dur Mieczysława Karłowicza i Symfonia c-moll Brahmsa, a wśród wykonawców Jakub Jakowicz i Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Śląskiej pod batutą Yaroslava Shemeta.

Filharmonicy Śląscy zaliczani są do najlepszych orkiestr symfonicznych w Polsce. Niedzielny koncert potwierdził, że te opinie są uzasadnione. Orkiestra zagrała z brawurą, z rozmachem i maestrią, zachwycając kolorytem brzmienia, biegłością, dyscypliną. Orkiestrą kieruje polsko-ukraiński dyrygent Yaroslav Shemet. Ma dopiero 28 lat, a odniósł już liczne sukcesy. Poza tym, że pełni funkcję dyrektora artystycznego Filharmonii Śląskiej w Katowicach, jest też dyrektorem muzycznym Opery Bałtyckiej w Gdańsku. Był też przez dwa lata pierwszym gościnnym dyrygentem Neue Philharomie w Hamburgu, pełnił również funkcję dyrektora orkiestry filharmonii lwowskiej.

Kariera Shemeta jest imponująca. Lekcje dyrygentury chóralnej odbywał w Charkowie już jako jedenastolatek. Wkrótce potem zaczął dyrygować orkiestrami, zaczynając od szkolnej. W kolejnych latach zbierał doświadczenie, współpracował z różnymi zespołami. Mając 23 lata był w pełni gotowy do objęcia posady szefa orkiestry we Lwowie. Pytany o wiek, w zeszłorocznym wywiadzie dla Onetu mówił: „Jesteśmy przyzwyczajeni, że dyrygent to stary siwy gość z ogromnym doświadczeniem i niebywałym autorytetem, a czasem z jeszcze większym ego. To się jednak zmieniło, przede wszystkim przez edukację”. I dodawał: „W dzisiejszych czasach, przynajmniej w moim zawodzie, liczą się przede wszystkim kompetencje. Bez względu na to, czy batutę dzierży dwudziestoletnia czy pięćdziesięcioletnia osoba, jeśli orkiestra czuje i widzi, że to ma sens, to bez problemu obdarza tego dyrygenta zaufaniem. Już po dwóch minutach muzycy ‘wiedzą’, kto przed nimi stoi. Czasami nawet wystarczy sposób powiedzenia ‘Dzień dobry’. Największą sztuką jest nawiązać kontakt. A potem już mamy z górki”. Najwyraźniej z górki poszło z Filharmonikami Śląskimi – widać, że jest pełne zrozumienie i współpraca, które przynoszą wspaniałe owoce.

W pierwszej części wieczoru wykonany został Koncert A-dur na skrzypce i orkiestrę Karłowicza z 1902 roku. Mimo że utwór powstał rok po ukończeniu studiów przez kompozytora, uznawany jest za dojrzałe dzieło. „Partia solowa koncertu jeży się trudnościami – liczne wielodźwięki, wirtuozowskie figuracje, gra w wysokich pozycjach stanowią niewątpliwie wyzwanie nawet dla wytrawnych mistrzów wiolinistyki” – pisał Paweł Markuszewski w festiwalowej książce programowej. Najwyraźniej nie dla wszystkich, Jakub Jakowicz wykonał koncert w sposób zjawiskowy, z lekkością i swobodą, wykazując się wirtuozerią, operując pięknym dźwiękiem, czarując frazą.
Jakub Jakowicz jest synem Krzysztofa Jakowicza, pod którego kierunkiem uczył się gry na skrzypcach. Genialny syn genialnego ojca… W wywiadach powtarzał, że jest typem antygwiazdora – na pierwszym miejscu stawia dzieło i jego twórcę, a sam ukrywa się w cieniu. Działa na różnych polach. Jest solistą, kameralistą, realizuje się też jako pedagog. Podobnie jak jego ojciec muzykę przeżywa dogłębnie. Widać to było również w momentach, w których orkiestra wychodziła na pierwszy plan. Dźwięki go niosły, dłonią odmalowywał muzyczne frazy, całym ciałem reagował na puls. Zagrał wyśmienicie, z pasją i wielkimi emocjami, śpiewnie i porywająco. Kilkakrotnie w morzu oklasków wywoływany był na scenę. Na bis wykonał Kaprys polski Grażyny Bacewicz, jedną z lepiej znanych kompozycji kompozytorki.

W drugiej części finałowego koncertu wykonana została Symfonia c-moll Brahmsa, w której widoczne są odwołania do twórczości Beethovena. „Nawet nie wiecie jak ten typ mnie prześladuje” – powiedział kiedyś Brahms o urodzonym ponad 60 lat wcześniej kompozytorze. Utwór został nawet nazwany przez wybitnego niemieckiego dyrygenta Hansa von Bülow „X Symfonią” Beethovena. Podobieństwa widoczne są w formie, ale i w treści, wystarczy tu wspomnieć choćby sam początek dzieła, w którym przebija ogromne napięcie wzmagane przez ciemne barwy orkiestry i niepokojący motoryczny rytm wybijany przez kocioł. W ostatniej części pojawia się nawet melodia nawiązująca do Ody do radości z IX Symfonii Beethovena. Pytany o inspiracje sam Brahms skwitował: „każdy osioł to widzi”.
Symfonia w wykonaniu orkiestry z Katowic prowadzonej przez Shemeta wypadła doskonale! Występ był niezwykły, zagrano wręcz książkowo – brzmienie zespołu jest wyważone, muzycy są idealnie zsynchronizowani, ponadprzeciętnie uwrażliwieni na dynamikę, prowadzą przemyślaną i spójną narrację. Finał był iście królewski, niedzielny wieczór wprawił słuchaczy w prawdziwy zachwyt!
To był ostatni z czternastu koncertów, jakich mieliśmy okazję wysłuchać podczas XVI edycji radziejowickiego festiwalu. Jak co roku było bardzo różnorodnie. Na obu scenach pojawiały się mniejsze i większe składy. Była gitara z towarzyszeniem orkiestry smyczkowej, trio akordeonowe, duet fortepianowy, koncerty skrzypcowy i fortepianowy na instrument z orkiestrą, kwintet fortepianowy, orkiestra barokowa, popisy śpiewaków i jazz, w tym w wersji łączącej doznania muzyczne z wizualnymi. Z całą pewnością możemy uznać, że mamy za sobą kolejną udaną odsłonę tego wyjątkowego wydarzenia. Kolejny festiwal za rok, program XVII edycji jest – jak sygnalizował dyrektor Domu Pracy Twórczej w Radziejowicach, Paweł Kos-Nowicki – dopinany. I choć organizatorzy nie zdradzają szczegółów, można założyć, kierując się doświadczeniem, że będzie wypełniony muzyką w najlepszym wydaniu.
Monika Borkowska