Piotr Baron z zespołem wystąpił w niedzielę w Radziejowicach, prezentując energetyczny, jazzowy program. Muzycy wykonali utwory skomponowane przez lidera w latach 80. W przypadku niektórych z nich mieliśmy do czynienia z prawykonaniem – cztery dekady przeleżały w szufladzie, by ostatecznie tej wiosny ujrzeć światło dzienne!

– Pojawił się pomysł, by zagrać tak jak czterdzieści lat temu: głośno, z prądem, z mocą – mówił Piotr Baron, lider projektu Baron Vintage Elektro. Udało się, było niezwykle dynamicznie, wręcz elektryzująco! Na wstępie muzyk zapowiedział, że iskry będą leciały i faktycznie na scenie tego dnia iskrzyło. Aż trudno uwierzyć, że zespół grał w tym składzie po raz pierwszy. Wraz z saksofonistą Piotrem Baronem wystąpili: Kajetan Galas (organy Hammonda), Tomasz Grabowy (gitara basowa), Gabriel Niedziela (gitara) i Cezary Konrad (perkusja). Klasa mistrzowska!
To był jazz sprzed lat, a jakże świeże było jego brzmienie! Muzyka minionych dekad zyskuje na popularności, starzeje się jak wino – z czasem smakuje coraz lepiej. Jest duże zapotrzebowanie na dawne brzmienia, czego dowodem są liczne powroty. Wystarczy wspomnieć choćby Koncert jazzowy Zbigniewa Seiferta zagrany przez Mateusza Smoczyńskiego i nagrany na płycie Adam’s Apple z 2024 r. czy płytę Henryka Miśkiewicza Come back… nagraną z Chopin University Big Band z tego samego roku, będącą powrotem do muzyki, którą Miśkiewicz skomponował i zaaranżował w latach 1975–1985. Nie mówiąc już o utrzymującej się popularności kompozycji innych jazzmanów minionych dekad, m.in. Komedy, Namysłowskiego, Ptaszyna-Wróblewskiego czy Stańki.
Niedzielny koncert przywodził faktycznie na myśl brzmienia lat 80. Jazz, fusion, funk i soul stworzyły energetyczny mix, który zelektryzował publiczność. Dynamika, szybki wyrazisty puls, żywiołowość, witalność i moc były znakiem rozpoznawczym tego wieczoru. Każdy z instrumentalistów w tym żywiole doskonale się odnalazł. Były kompozycje poświęcone m.in. jazzmanowi Eddiemu Harrisowi i klimatyczny utwór w klimacie bossa novy dedykowany Januszowi Stroblowi.
Na uspokojenie skołatanych nerwów zaserwowano kojące przerywniki. Na przykład nieśmiertelny meksykański hit z 1940 roku Bésame mucho utrzymany tym razem w klimacie dancingowym. Wstęp na bębnach zagrał Cezary Konrad, używając tym razem dłoni i filcowych pałeczek, co pozwoliło wydobyć ciepłe, głębokie brzmienie perkusji. Reszta instrumentów chwilę później dołączyła do tanecznego korowodu. Tempo dostojne, jak na smętnym dancingu (nomen omen z lat 80.), gdy świt puka do drzwi. Można było oczami wyobraźni zobaczyć resztkę snujących się po parkiecie par otulonych tytoniowym dymem i zmęczoną dancingową orkiestrę, poczuć nastrój kończącej się nocy. Kajetan Galas na organach Hammonda przybrał brzmienie akordeonu. Ależ był w tym przekonujący!
W pewnym momencie na scenie pojawiła się też córka Piotra Barona, Maria. Zaśpiewała przebój zespołu Cream, Sunshine Of Your Love oraz liryczną piosenkę, do której Piotr Baron napisał muzykę, a Maria – tekst.
Muzycy doskonale czuli się w swoim towarzystwie, wykazali się świetną kondycją i doskonałą współpracą. Cóż, na scenie pojawili się prawdziwi mistrzowie. Grali ze sobą po raz pierwszy – pozostaje tylko mieć nadzieję, że nie ostatni. Piękny wieczór, który był jak najsilniejszy witaminowy shot! Więcej takich muzycznych spotkań prosimy!
Monika Borkowska