Na rynku pojawił się właśnie album fotograficzny „Wdech” ze zdjęciami Filipa Dowjata, rejestrujący kulisy Konkursu Chopinowskiego z 2021 roku. Emocje tamtych dni wracają wraz z zatrzymanymi kadrami. Niełatwe emocje. Album doskonale wkomponowuje się w przekaz filmu Pianoforte Jakuba Piątka.

Dowjat otrzymał zlecenie na nagranie filmów rejestrujących uczestników ostatniej edycji tuż przed wyjściem na scenę i po powrocie z niej. Starał się nie uronić nawet jednego momentu, który mógłby pokazać złożoność tej sytuacji. „Byłem nadgorliwy w swoim zadaniu, rejestrowałem więcej, niż sam oczekiwałbym tego od siebie” – napisał we wstępie do albumu. Filmowe relacje były wysyłane do mediów, uzupełniały też okołokonkursowe realizacje Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina.
Już po zakończeniu konkursu autor materiałów wrócił do przeglądania filmów i uznał, że dzięki stop klatce można uchwycić najlepsze ujęcia – kulminację gestów, wymowne pozy, siłę emocji. – Był na przykład taki moment, w którym Eva Gevorgyan się rozciągała. Dzięki temu, że nakręcony został film, miałem możliwość uchwycenia gestu ostatecznego, mogłem w pełni panować nad tym, co chciałem pokazać – mówił autor zdjęć podczas spotkania promocyjnego w Narodowym Instytucie Fryderyka Chopina. Zaproponował stworzenie albumu. Ujęcia wybierał przez pół roku, wykonując tytaniczną pracę. Od wielokrotnego wciskania tego samego skrótu na klawiaturze nabawił się kontuzji dłoni, konieczny był zabieg. Pozostała blizna, która przypomina proces powstawania książki.

Materiał filmowy był kolorowy, ale album jest czarno-biały. – Nie podobają mi się kolory w Filharmonii Narodowej. Zbyt dużo brązów, żółtawe światło… Nie trafia to do mnie. Poza tym decyzja o przejściu na czerń i biel to ukłon w stronę starej szkoły fotografii – tłumaczył Filip Dowjat. Zdjęcia są matowe, prezentowane są na czarnym, również matowym tle. Czerń ma tu mnóstwo odcieni, jest niezwykle głęboka, podobnie jak szarości i biele. Kolory nie odbierają uwagi, czarno-białe zdjęcia pozwalają skoncentrować się na przekazie, na emocjach pianistów, którzy stają przed życiową szansą.
Album zatytułowany jest „Wdech”. Pierwotny roboczy tytuł brzmiał: „Wtajemniczenie” – widz wprowadzany jest w końcu do przestrzeni, która na co dzień nie jest dla niego dostępna, za zamknięte drzwi. „Wdech” pojawił się w trakcie prac projektowych i tak już zostało. Doskonale oddaje moment wyczekiwania na wyjście na scenę. Joanna Kinowska, fotoedytorka, która zaplanowała warstwę narracyjną, opowiadała o swoim zamyśle. – Zaczyna się od pokoju ćwiczeń. Następnie artyści pojawiają się w korytarzu, z którego droga prowadzi na scenę. (…) Tu wstrzymujemy oddech, bo za chwilę nastąpi finał. Jest i wydech, katharsis, gdy artyści wracają ze sceny za kulisy, mając na twarzach już zupełnie inne emocje – mówiła.

Wdech, czyli moment oczekiwania, jest najbardziej wymowny, dlatego sygnuje cały album. W tej części emocje są najsilniejsze. Odczuwamy niepokój na równi z uczestnikami, napięcie udziela się nawet poprzez karty albumu. Ujęcia pokazują też dojmującą samotność artysty, który w pojedynkę mierzy się ze swoim lękiem i obawami. W tej kluczowej chwili jest jak rozbitek na bezludnej wyspie. Mieliśmy okazję podczas spotkania promocyjnego obejrzeć zdjęcia, które nie weszły do albumu. Jedno z nich utkwiło mi mocno w pamięci. Pod ścianą stoi wykonawca czekający na występ, a obok pochylają się dwaj kamerzyści z twarzami ukrytymi za kamerami. Jak dwugłowy potwór, odczłowieczeni. I tylko on sam, w stanie najwyższego napięcia, w samotności, czeka co przyniesie los…
Filip Dowgiał wspominał, jak różnie reagowali na tę trudną sytuację pianiści. Jedni bez końca pocierali spinki na mankietach – być może podarowane przez kogoś bliskiego na dobrą wróżbę… Inni trzymali w dłoniach wisiorki niczym talizmany. Niektórzy próbowali się relaksować, rozciągali ciało, regulowali oddech. Bywali i tacy, którzy zamykali oczy, próbując wyłączyć się z tej rzeczywistości. Szukali bezpieczniejszej przestrzeni, odwracali się do ściany. Za chwilę mieli zmierzyć się ze sceną, stając w szranki z najlepszymi z najlepszych. Wierzyli w sukces, ale przecież nie do każdego on przyszedł.

Schemat był powtarzalny. Opiekunowie wywoływali uczestnika na korytarz, pianista czekał na swoje wejście, a następnie po wykonaniu utworów pojawiał się ponownie na zapleczu. Nigdy jednak nie wiadomo było, w jakim stanie wróci. Jedni byli szczęśliwi, inni źli. Jedni roztargnieni, inni opanowani. Każdy reagował inaczej. W komentarzu do albumu Filip Dowjat pisał: „Kiedy panowie z obsługi technicznej otwierali ciężkie drzwi, słyszałem ulewny deszcz – tak brzmi aplauz w Filharmonii Narodowej. Wszyscy pianiści wracali odmienieni. Niektórzy wyglądali, jakby wynurzyli się z jakichś głębin – mokrzy, w euforii, łapiąc powietrze, byli odprowadzani pod odpowiednie drzwi, do garderoby, gdzie mogli odpocząć. Inni musieli kogoś dotknąć tuż po zejściu ze sceny, żeby wytracić nadmiar energii. Czasem przysłuchiwali się burzy braw, rozpromienieni. Wśród emocji dominowało poczucie ulgi, bo każdy na tyle, ile mógł z siebie dać, zostawił na scenie”.
Jest w tym konkursie piękno, moc i siła, ale za kulisami rozgrywają się również dramaty. Młodzi ludzie przygotowują się do takiego występu przez całe swoje życie, poświęcając czas i zdrowie. To, co widzimy, to czubek góry lodowej. Etap wyjścia na scenę poprzedzony był latami ciężkiej pracy, żmudnymi ćwiczeniami, łzami, wyrzeczeniami, ogromnym wysiłkiem. I gdy okazuje się, że sukces nie nadszedł, pojawia się zwątpienie. Choć są też momenty szczęścia i euforii, radość obcowania z muzyką. One także zostały uwiecznione w albumie, gdy wykonawcy wracali za kulisy po udanym występie. Wielka jest siłą muzyki, ale i wielkie poświęcenie tych, którzy jej się oddają.
Monika Borkowska